Thursday, October 1, 2009

KRL - ŁAUMA - KOMIKS ROKU

(Marceli - ten wpis dedykuje Tobie, kolego!)

Nieoficjalnym tytułem "Cudownego dziecka polskiego komiksu" przez ostatnie lata określano wielu młodych twórców. Dekadę temu na spółę dzielili się nim Jakub Rebelka i Benedykt Szneider. Potem trafił między innymi do Tomka Pastuszki i Mikołaja Tkacza. Obecnie najbardziej pasuje zaś do Marcina Podolca i Igora Wolskiego czyli przedstawicieli najnowszej fali polskiego komiksu, którzy mogą się pochwalić zarówno pierwszymi próbami albumowymi i wieloma poblikacjami w necie, jak też co najważniejsze - niesamowitym progresem warsztatu.

Jednak tak sobie myślę, że w zasadzie to określenie najbardziej pasuje nie do kolejnego z obiecujących debiutantów, ale do statecznego (w porównaniu z debiutantami) bibliotekarza i wannabe kowboja czyli jednym słowem - KRLa.
Wydawało mi się, że Karola Kalinowskiego nie trzeba przedstawiać ale jednak w kontekście niszowości komiksu będzie to nieodzowne. Twórca ten odbywał staż w Produkcie jako "adoptowany syn Śledzia", gdzie brylował historyjkami o Kaerelkach. Następnie zaskoczył dwutomowym LOPZ wydanym przez Egmont w 2004 r. A to był dopiero początek. Później KRL dostał się pod opiekuńcze skrzydła Kiamila zaś jego komiksy i żarty rysunkowe stanowiły najmocniejszy punkt każdego z numerów ChiChotu. Stąd droga wiodła do animowanych filmików w ZAPie i wideo Roberta Kasprzyckiego.

KRL wrócił do komiksu mocnym uderzeniem i w 2007 r. zaprezentował ciepło przyjętego Yoela, w którym zmierzył się z formą typowej dla USA zeszytowej miniserii (wydanej od razu w jednym tomie). W międzyczasie badał teren różnymi niezrealizowanymi projektami takimi jak: postapokaliptyczny webkomiks, powieść graficzna o klaustrofobii, powrót Kaerelków w zeszytówce dla KG, czy nawet linia maskotek mających promować komiks sci-fi. Już po tym wyjątkowo pobieżnym wyliczeniu widać, że mamy do czynienia z twórcą wyjątkowo pomysłowym i płodnym. Warto się pokusić o stwierdzenie, że swoimi nieukończonymi projektami KRL mógłby obdzielić gro komiksiarzy. Z drugiej strony, jego pomysły zawsze noszą wyraźne indywidualne piętno więc nie jestem pewien czy taka inicjatywa by się sprawdziła. Co cieszy, na kilka zapowiedzianych i opuszczonych komiksów KRL zawsze jednak któryś finalizuje. A wtedy zazwyczaj raczy swoich fanów dziełkiem najwyższej próby.


Tak jest własnie w przypadku nowego albumu - ŁAUMY. KRL znowu zaskoczył zarówno fabularnie jak i graficznie. Narysował komiks familijny, w którym (posłużę się efekciarskim porównaniem) muminki spotykają Gaimana. Historia o małej Dorotce przeprowadzającej się z miasta do suwalskiej wioski jest urzekająca. Ciepła opowieść o magii dzieciństwa (i pradawnej magii Jaćwingów) wspaniale koresponduje z zimową scenografią sugestywnie oddaną przez czarno-białe ilustracje. Narracja poprowadzona jest bezpretensjonalnie zaś akcja komiksu niepostrzeżenie przenosi się z rejonów sympatycznej (aczkolwiek nieco niepokojącej) obyczajówki do fantastycznego świata marzeń. Pierwszy rozdział (1/3 albumu) można przeczytać na stronie Łaumy. W całość zaś NALEŻY (sic!) się zaopatrzyć po premierze książki, która nastąpi już w najbliższy weekend podczas XX MFK. Naprawdę warto kupić ten komiks, gdyż jest ewenementem w kategorii polskiego komiksu dla dzieci i powinien znaleźć się w każdej bibliotece.

Przy krótkiej refleksji na temat tego komiksu warto wspomnieć o soundtracku. KMH w swojej recenzji proponował mroźny post-rock, aczkolwiek ja skłaniałbym się do pójścia tropem pozostawionym przez autora, który na planszach Łaumy przemyca swoje countrowe fascynacje. Dla mnie wypadkową klimatu komiksu i muzyki w nim "występującej" jest muzyka bardziej organiczna, w stylu nastrojowych piosenek Willa Oldhama lub Jasona Moliny. Takie tło muzyczne proponuję więc do lektury.

Karol Kalinowski pracował nad Łaumą od stycznia do września. Jak bardzo była to ciężka praca świadczą próby jej odreagowania na autorskim blogu. Efektem ubocznym włożonego wysiłku okazały się afery: z zabijaniem polskiego komiksu, rozprawa z naczelnym komiksologiem RP jak też w końcu sex-afera związana z antologią lesbijską. Niech Was nie zwiedzie internetowe bojownicze oblicze autora. Jestem przekonany, że gdy po raz kolejny włoży kij w mrowisko lub zacznie bełtać w komiksowym bagienku z dużą pewnością można założyć, że ciężko pracuje nad kolejnym dziełem.


Albo przynajmniej komiksem roku.

No comments:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...