Showing posts with label jak rysować komiksy?. Show all posts
Showing posts with label jak rysować komiksy?. Show all posts

Tuesday, August 30, 2016

kreska do kreski, plansza do planszy...

Gambit - Akiba Rubinstein
W druku na MFKiG.


Weekendowe zmagania. Rysowanie komiksów to po prostu ciężka praca.
Ciekawe, co dziś na obiad?

Friday, August 26, 2016

Tuesday, September 9, 2014

Historia pewnej okładki

Specjalny odcinek Wirtualnych Warsztatów Komiksowych poświęcony opakowaniu.
Przykładem poglądowym niech będzie okładka Pogromcy Pornografów.

1. Oto moment gdy zdałem sobie sprawę, że symbol "PePe" można zapisać jako wariację na temat emblematu Punishera. Skojarzenie proste ale wcale nie takie oczywiste jak by się mogło po fakcie wydawać. Znak PP prowadzący do Pogromcy (tak tłumaczono ksywę Franka Castle za czasów TM-Semic) właściwie ustawił mi interpretację graficzną całego albumu. Nie chciałem zakładać mojemu Pogromcy maseczki, lateksowych majtek na spodnie czy debilnej pelerynki. Rozwiązanie (przez lata!) było tak blisko...

2. Powyższy szkic zrobiłem na żywca w szkicowniku, który po zeskanowaniu wysłałem do Jerzego Szyłaka aby miał jedyny i wyjątkowy egzemplarz tego komiksu. To taka niespodzianka, bo scenarzyści zazwyczaj czekają i czekają na skończone dzieło.
W międzyczasie wymyśliłem aby pójść na całość i zabawić się też logiem Punishera.


3. W środowisku komiksowym (i nie tylko) mieliśmy swego czasu niezłą bekę z nadętych tekstów reklamujących pseudo-patriotyczne komiksy o Janie Hardym. Dla zabawy wrzuciłem podobne bzdurne blurby na okładkę, tym bardziej, że świetnie pasują do historyjki o prawicowym polityku, który totalnie odkleił się od rzeczywistości.
Dodałem orientacyjny kolorek.

4. Gdy miałem już projekt, zwróciłem się o pomoc do koleżanki, która jak się szczęśliwie składa jest specjalistką od okładek. Anna Helena Szymborska zrobiła mega ilustracje na opakowania komiksów: campowego Białego Orła (1, 2) , Szybkiego Lestera (1, 2, 3)  czy w końcu autorskiej Uowcy. O tym aby Anna namalowała okładkę do PePe marzyłem od kiedy zobaczyłem obraz z wielkim wężem w piątym zeszycie Białego Orła.
Poprosiłem zatem o pomoc i już wkrótce doczekałem się pierwszego szkicu:

5. Komiks powstawał dość długo. Nie liczę etapu gdy czekał sobie w postaci scenariusza (dziesięć lat?) aż pomimo pewnej anachroniczności stał się aktualny jak nigdy wcześniej. Szkic powstawał od 29 stycznia do 27 marca 2013. Do tematu wróciłem pół roku później i całość narysowałem w ciągu miesiąca zakładając, że album wyjdzie dopiero za rok i będzie miał premierę podczas jubileuszowego MFKiG. Nie spieszyłem się, Na okładkę od AHS mogłem więc poczekać. Dostałem ją o wiele wcześniej niż zakładałem.

6. Piękny akryl, cudne kolorki, fajna przestrzeń. Kwintesencja stylówy AHS. Ciągle nie mogę się napatrzeć na to dziełko.
Dodałem typografię, loga, blurby, bannery... i to w sumie tyle.
Komiks jest złożony, czeka na druk.

 "Pogromcę Pornografów" można już zamówić w Sklepie Gildii.
Co ciekawe, przygotowaliśmy dwie alternatywne okładki: AHS, którą powyżej prezentowałem krok po kroku oraz GiPa (Grześka Pawlaka), czyli autora poprzedniego albumu o detektywie Dampcu.

Linki do sklepu w obrazkach:



Friday, March 14, 2014

WWK (05) - rysujemy!

Ledwo co w poprzednim odcinku (w listopadzie) napisałem, że rysuję już tylko na tablecie a tu nastąpiła drastyczna zmiana. Po roku wyłącznie cyfrowego produkowania kolejnych plansz narzędzie to zupełnie mi obrzydło. Zatęskniłem za tradycyjnym dopieszczaniem rysunków na kartce i wróciłem do technik tradycyjnych. Z komputera nie zrezygnowałem ale używam go do obróbki. Wygląda to krok po kroku mniej więcej tak:

1. Na początku tradycyjnie robię sobie szybki szkic w notesiku. To akurat jest już drugi storyboardzik. Pierwszy robię na marginesie scenariusza i jest wielkości znaczka pocztowego.
 2. Szkic skanuję i wstawiam do matrycy planszy. Mam przygotowane warstwy z ramkami, marginesami i standardową wielkość i rodzaj czcionki. W tej formie przygotowuję czytelny komiks, który można wysłać do konsultacji scenarzyście. Praca nie jest jeszcze na bardzo zaawansowanym etapie i dzięki takiej metodzie można wykluczyć to, że jakaś fajna dopracowana plansza wyleci bo coś się pozmieniało w koncepcji.
  3. Wyrzucam szkic i drukuję sobie ramki z tekstami i onomatopejami. Dymki usuwam, bo później byłoby za dużo zachodu z dopasowaniem do nich skanu. Taki "liniuszek" drukuję na papierze o większej gramaturze niż normalnie do xero. Każdą planszę drukuję osobno więc jednorazowo pracuję na formacie A4.
4. Pora na rysowanie. Używam żelowców, piórka, pędzelków i brushpena (co akurat jest pod ręką). Czasami maznę korektorem. Podczas rysowania sugeruję się szkicem, który mam pod ręką.


5. Gotowe planszę skanuję w dobrej rozdzielczości, wyrównuję próg suwakiem a następnie wtłaczam obrazki w uprzednio przygotowane ramki. Gdzieniegdzie wyrównam, coś podciągnę do krawędzi. Jednym słowem - synchronizacja.
6. Otrzymałem planszę (tutaj akurat dwie) w wersji "sauté". Sama czerń i biel. Akurat w przypadku tego komiksu założyłem sobie, że dodam szarości. Dla odmiany zrezygnowałem z rastrów (bo ile można?).
Dopiero na tym etapie podpinam tablet:
7. Gotowe. Powyższe kroki powtarzam czternaście razy w celu uzyskania komiksowego zeszytu.

Jako przykładu użyłem dwóch stron z "Hermy świętego Zygmunta", które powstały do scenariusza Bartka Biedrzyckiego na podstawie pomysłu Andrzeja Stańskiego.
Kawałek komiksu można było już podejrzeć w polsatowskich Wydarzeniach (materiał po kliknięciu w obrazek):
TRWOGA!!!!!

Tuesday, November 26, 2013

WWK (04) - rysujemy!

Ojejku, zleciało tyle czasu od poprzedniego odcinka Wirtualnych Warsztatów Komiksowych, że aż mi wstyd. W każdym razie, ciężko oraz metodycznie pracowałem i jestem już na finiszu prac nad Pogromcą Pornografów - komiksem, głównie którym ten cykl notek ilustruję.

Zanim zaczniemy, dla przypomnienia:
WWK (00) - intro
WWK (01) - scenariusz
WWK (02) - storyboard
WWK (03) - inkowanie

Do rzeczy:
1. Zaczynam od kompozycji planszy. Zazwyczaj stosuję prosty podział na 6 równych kadrów na stronie. Jest to popularny i wręcz klasyczny szkielet, który obecnie można spotkać na przykład w komiksach kolegów Joanna Sfara czy choćby w serii o Marzi. Taki podział pochodzi z komiksowego zarania czyli od pasków drukowanych w gazetach. Planszę można zrobić w poziomie lub pionie. Można zredukować ją do paska lub czterokadrowego kwadratu (w który z kolei możemy sobie wpisać koło lub co tylko chcemy). Planszę można też multiplikować zestawiając na przykład dwie poziome w jedną pionową - o, proszę - jak u Trondheima w Lapinocie!

U mnie standard to trzy pasy poziome (jak w THORGALU!), w których ramach w zależności od potrzeby robię sobie podział na 5, 6, 7 czy 9 kadrów (9 to znowu standard u Alana Moore'a - co ciekawe, często zredukowany do 7. Ciekawe, bo z 7 kojarzą mi się podziały u... Szyłaka). Zresztą, może być ich nawet kilkadziesiąt. Wszystko na prostej "drabince".

Na stronie 10 widać zmodyfikowany podział na 9, zredukowany do 5.
Plansza 11 to znowu ten sam podział na 5 ale ze zmianą proporcji.

Szkicowałem od razu dwie sąsiadujące plansze. Ramki i teksty wpisałem cienkopisem a szkic zrobiłem ołówkiem.

2. Po zeskanowaniu wtłaczam szkic w matryckę planszy. Zawsze robię ją sobie zanim zacznę pracę nad każdym komiksem. Mam na niej zaznaczone spady, marginesy, grubość ramek a także wielkość i rodzaj fonta w podręcznej warstwie. Wpisuję też onomatopeje ale tutaj tego akurat nie widać.
Widać za to, że komiks o (wszech)polskim superbohaterze postanowiłem zrealizować na modłę amerykańskiego mainstreamu. Pobawiłem się niektórymi kadrami niejako podciągając je pod inne obrazki. Pierwszy panel na stronie 11 wyciągnąłem na całą szerokość dwóch plansz (choć faktycznie jest to iluzja). Podobnie trzy pionowe obrazki na tej stronie wyciągnąłem zarówno w górę jak też w dół (z dolnego "płotku" wkrótce częściowo zrezygnowałem). Zlikwidowałem też ramki w ostatnim kadrze sugerując tło na całym obszarze połączonych plansz. Przy okazji automatycznie zrezygnowałem z białych marginesów.

3. No i w końcu pora na rysowanie. Właściwie prawie całkowicie przeskoczyłem na cyfrę i rysuję na tablecie. Zazwyczaj ograniczam się do wybranego zestawu pędzli i przybrudzaczy.
Zaczynam od "tła", na którym "doklejam" pozostałe kadry:
Aby utrzymać w miarę spójną kreskę używam na przemian 3-4 defaultowe pędzle z CS6.

Po kolei wrysowuję poszczególne elementy na podstawie szkicu. W moim przypadku jest to coś w stylu kreatywnego inkowania. Kompozycję poszczególnych kadrów mam gotową już na etapie szkicu.


Pozostaje dopracować szczegóły, drugi plan, coś pobrudzić, dołożyć szarości/rastry. Na początku chciałem zrobić ten album w radykalnym cz-b, surową kreską ale nie mogłem się powstrzymać przed zabawą szarościami.
Jeśli komiks ma być w kolorze to też robię to właśnie wtedy - na samym końcu. Kolor kładę na wcześniej położone szarości lub teksturę.


Gotowe.
Przechodzę do kolejnej strony. Plansze teraz przez jakiś czas sobie poleżakują.
Gdy już będę miał komplet, przeczytam wszystko 100 razy i  sprawdzę czy nie trzeba modyfikować jakiś detali. Opcji przerysowania całej planszy nie uwzględniam.

C.D.N.

Thursday, June 20, 2013

WWK (03) - inkowanie

Przeskoczyłem etap rysowania jako takiego i dziś pochylę się nad poboczem jakim jest inkowanie (w tłumaczeniu filmu "w pogoni za Amy" obraźliwie nazwane kalkowaniem).  Temat jest o tyle istotny, gdyż często bywa elementem obróbki ilustracji a jeszcze częściej jest nierozerwalnie związany z pracą w zespole.
Nad tuszowaniem swoich szkiców nie będę się skupiał - osobiście ciężko mi oddzielić to działanie od rysowania. To temat na osobną notkę. Teraz ciekawi mnie wykańczanie prac innych rysowników.

Inkowanie jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Niestety, wbrew pierwszemu wrażeniu jest to żmudna i czasochłonna praca. Pomimo, że pracuje się na gotowym szkicu ułatwienie często jest pozorne a czas włożony w wykończenie planszy bywa dłuższy niż zrobienie takiej planszy po swojemu od zera.
Jakie zatem są plusy?
- stopniowe zwiększanie tempa pracy - rysownicy muszą się zsynchronizować. Inkowanie jest rysunkowym aktorstwem, gdzie trzeba wczuć się w rolę drugiego rysownika i interpretować jego wkład.
- rozwój osobisty - pracując nad cudzymi planszami pierwszym co rzuca się w oczy jest inne podejście do rysowania. Każdy ma swoje nawyki, skróty rysowania detali, manierę prowadzenia narzędzia. To wszystko nagle wychodzi i czasami jest niezwykle inspirujące. Inkowanie potrafi być emocjonującą przygodą.
- zabawa - można pobawić się w psucie czyiś rysunków.

Jako przykładem posłużę się swoją pracą z Tomkiem Kleszczem i Arturem Chochowskim z którymi ostatnio intensywnie współdziałałem ilustrując 8 odcinek Domu Żałoby.
Z Tomkiem miałem już przyjemność pracować przy okazji komiksu o EZIM do GW Katowice. Jest to rysownik o charakterystycznej kresce z mangowymi naleciałościami. Jego siłą są dynamiczne sceny (walka, pościgi, ruch). Naturalnym więc było, że poprosiłem go o rozrysowanie komiksu o piłkarzach. Tomek przygotował storyboard, który był dla mnie wskazówką:

Zresztą, podobnie było z pierwszym zeszytem Degrengolandu gdzie Paweł Wojciechowicz potraktował pierwsze wersje plansz jako propozycję kadrowania.
Wracając jednak do "kalkowania" Kleszcza:
Mimo wielkiego powera w łapie, uważam że Tomek musi poeksperymentować z narzędziami. Jego rysunki są bardzo szczegółowe ale często robią się zbyt techniczne i sztywne. Tomek używa cienkopisów i nazbyt często potrafi zagalopować się w precyzyjnej dłubaninie a stąd jeden krok do przegadania. Odnoszę też wrażenie, że Tomek ogląda swoje plansze tylko z bliska. Przy inkowaniu postanowiłem jego kreskę przybrudzić, uczynić ją bardziej organiczną. W pewnej chwili złapałem się na tym, że 16 plansz to za mało aby uzyskać idealny efekt a wyklarowało mi się, że perfekcyjnie by było gdyby Kleszcz znalazł swojego Jansona. Studiując szkice odkryłem, że one aż się proszą o potraktowanie ich szraferunkiem w stylu "Janson inkuje JR.JR". Na pewno nie jest to nasza ostatnia współpraca więc liczę na uzyskanie w przyszłości synchronu idealnego.
Tymczasem wyszło nam mniej więcej coś takiego:
Powyżej widać, że było przy tym trochę zabawy, czasami nie obyło się bez minimalnej korekty ale koniec końców - nie zdominowałem Tomka. To są ciągle jego plansze i jego kreska (zarazem moje) ale w jakiś tam sposób podrasowane.

Gdy po 16 planszach z Kleszczem zabrałem się za inkowanie Artura Chochowskiego przeżyłem szok. Wielką trudnością było dla mnie przestawienie się na tryb kolejnego rysownika. Okazało się, że mimo tego samego medium każdy ma swoją metodę/kreskę/manierę. Ledwo co zacząłem łapać triki (i tiki) Kleszcza, a tu Artur zaserwował mi coś kompletnie innego. Tym razem z jednej strony musiałem poradzić sobie z precyzyjną charakterystyczną kreską na pierwszym planie i totalną dowolnością w tle.
Efekt jest taki:
Z Arturem bardzo powoli dłubiemy pełnometrażowy projekt. Osiem plansz Domu Żałoby potraktowaliśmy jako wprawkę w uzyskaniu efektywnej metody pracy. Efekty są zadowalające, co pozwala z optymizmem spojrzeć na plany wspólnego albumu.

Z kwestii technicznych: tusz cyfrowy tabletem. Ograniczyłem się do dwóch pędzli, rastrów i jakiś przybrudzaczy.

Monday, April 15, 2013

WWK (02) - storyboard

Mamy już scenariusz.
Pora na pierwsze czytanie. Teraz jest czas aby zastanowić się, czy warto poświęcić kolejne dni/tygodnie/miesiące/lata na realizację właśnie przeczytanej historii. Jeśli weryfikacja przebiegła pomyślnie, odkładam scenariusz do szuflady. Jest to bardzo ważny etap pracy nad komiksem, więc uważam, że warto dogłębnie przemyśleć czy naprawdę starczy nam serca i cierpliwości. Jeśli coś nie gra już na etapie czytania scenariusza - odpuszczamy.
Nie mam innej rady.
Marnowanie cennego czasu nie ma sensu.

Ok. Scenariusz odleżał swoje. Nadal chcę zrobić z niego komiks.
Pora na... rysowanie!
Zanim to jednak nastąpi, sprawdzam ile komiks docelowo będzie miał plansz. Mam zamiar trzymać się wytycznych, więc z przypadkowych kartek (mogą być takie do xero) zszywam notes formatu A5 uwzględniając okładkę i strony redakcyjną oraz tytułową, spis treści, index, biosy itp itd...
Przy rysowaniu polecam metodę mistrza Grzegorza Rosińskiego: czytanie i jednoczesne rysowanie storyboardu. Ojciec Thorgala podobno szkicuje cały album podczas pierwszego czytania. Ma to sens w przypadku pracy komercyjnej lub gdy mamy bezwarunkowe zaufanie do scenarzysty. Sprawdza się też gdy scenariusz sporo leżakuje i detale historii zdążyły się już zatrzeć w pamięci.
Metoda:
A. czytam jedną stronę komiksu według scenariusza
B. rysuję jedną stronę szkicu
C. powrót do punktu A
aż do szczęśliwego finału, który wygląda tak:
46 stron gotowego komiksu w prostym szkicu.
1. Storyboard zrobiłem w jednym ciągu od 29 stycznia do 27 marca. Założyłem sobie, że na luzie narysuję jedną planszę dziennie przy porannej kawie, zanim zrobię prasówkę.
2. Na każdej planszy zakomponowałem układ kadrów i zrobiłem orientacyjny szkic (do tematu powrócę w kolejnym odcinku).
3. W kompozycji uwzględniłem dymki. Wpisałem wszystkie teksty (przy tempie jednej planszy dziennie nie jest to zadnym problemem).
4. Do ramek i tekstów użyłem czarnego cienkopisu. Szkic zrobiłem ołówkami.
W efekcie otrzymałem komiks, który już na tym etapie można bez większych problemów przeczytać. Jest to faktycznie gotowy komiks wykonany w jednym egzemplarzu. W sumie tutaj mógłbym skończyć i książeczkę używać na przykład jako eksponatu na wystawach/fetyszu dla kolekcjonerów.

Za nami już najtrudniejsza część tworzenia komiksowego albumu. Pozostała tylko ciężka fizyczna praca.

Tuesday, March 19, 2013

WWK (01) - scenariusz

Pierwszy odcinek Wirtualnych Warsztatów Komiksowych poświęcam kwestii fundamentalnej: scenariuszowi. Jest to podstawa, od której zależy późniejsza praca. Najlepiej posłużyć się przykładem więc odsyłam na bloga "wywiadówka", gdzie Tomek Kontny swego czasu przepytał czołowych polskich scenarzystów komiksowych na okoliczność ich pracy. Wywiady są bogato zilustrowane więc można zobaczyć od kuchni jak można rozpisać fabułę komiksu.
Poniżej wkleiłem trzy moje plansze zestawione z fragmentami cudzych scenariuszy, które pojawiły się przy okazji omawiania warsztatu Jerzego Szyłaka i Bartka Sztybora.
Z kwestii technicznych, to co mi rzuca się w oczy w pracy z Jerzym Szyłakiem to podział najczęściej na 7 obrazków na planszy. Tutaj akurat tego nie widać. Osobiście uważam, że jest to typowy "szyłakowy" podział, z którym zazwyczaj nie wiem co począć. Tym bardziej, że w poszczególnych kadrach zazwyczaj sporo się dzieje. W efekcie albo otrzymujemy gęstą planszę napakowaną panelami albo objętość komiksu zaczyna rosnąć. Jestem fanem formatu i kadrowania amerykańskiego - dynamicznego ale z oddechem. W przypadku scenariuszy Jerzego Szyłaka zazwyczaj mamy do czynienia ze skryptami docelowo na 46/50 stron - czyli standardem europejskiego albumu. Gdy rysowałem Strange Places z 46 stron zrobiłem 60. W Rewolucjach na morzu Mateusz Skutnik 50 stron rozduł bodaj do 80.
Plansza ze "Scen z życia murarza". Scenariusz: Jerzy Szyłak.
Plansza ze "Strange Places". Scenariusz: Jerzy Szyłak.
Na powyższych planszach widać, że zupełnie olałem propozycje kadrowania, a nawet więcej, w drugim przykładzie sam scenariusz potraktowałem jako sugestię. W sumie nie umiem tego wytłumaczyć - jakoś tak "samo się" zrobiło (miałem o tym notkę). Rysowałem tak jak mi było wygodniej ale w takim podejściu trzeba liczyć się z tym, że scenarzysta może mieć jakieś (ogólnie rzecz ujmując) wątpliwości odnośnie tego czy aby przypadkiem nie lecimy sobie w... kulki. Zwłaszcza jeśli niczym Alan Moore z pietyzmem i wewnętrzną logiką rozplanował sobie układ komiksowych paneli.
Plansza z "Najwydestyluchniejszego". Scenariusz: Bartek Sztybor.
W przykładzie powyżej dla odmiany trzymałem się już scenariusza wręcz kurczowo. Akurat Bartek Sztybor zwykł dawać na planszach sporo oddechu i nigdzie się nie śpieszy. Po jakimś czasie uznałem, że metoda przekładania tekstu na ilustracje jaką widać na planszy z dziewczętami ma swoją główną zaletę: scenarzysta w zasadzie komponuje treść planszy za rysownika czyli zdejmuje mu z barków istotną część pracy. Sprawdza się to oczywiście jeśli pracujemy z dobrym scenarzystą, któremu można zaufać. Na przykład Dominik Szcześniak idzie jeszcze dalej i z racji, że jest też rysownikiem to potrafi zasugerować (i rozrysować) układ kadrów. Obecnie pracuję w ten sposób, że podział na plansze zostawiam scenarzyście a kompozycję w obrębie strony (jeśli nie mam szczegółowych wskazówek) ustalam sam. Nie jest to jednak regułą, czasami potrafię być bardzo upierdliwy i włażę scenarzyście w paradę. Z lenistwa potrafię też zamówić scenariusz i z grubsza (a nawet dokładnie!) opowiedzieć scenarzyście o czym ma być, licząc na jego inwencję.

Powyższe przykłady dotyczą sytuacji gdy ilustrowałem teksty innych autorów. Zupełnie inaczej wygląda to gdy piszę sobie sam. Jest to dla mnie sytuacja o tyle nietypowa, że z racji sporadyczności nie czuję się pewnie w roli scenarzysty. O ile fabułę "widzę" od razu sekwencjami, to na finiszu (niczym Mignola w pierwszym Hellboyu) potrzebuję pomocy przy dialogach. Wtedy wzywam na pomoc na przykład niezawodnego Karola Konwerskiego (ostatnio przy okazji Lublin. Location 2.0), który pięknie podkręca teksty. To już jednak zależy od praktyki więc jedyną sensowną radą jaką mogę tu dać jest aby nie krępować się i prosić o pomoc fachowca.


Wednesday, March 13, 2013

WWK (intro) - wirtualne warsztaty komiksowe

No i znowu.
Niecały miesiąc temu były dwa notesy.
Teraz są już trzy, z czego dwa nowe (a właściwie stare/nowe ale nie będę się plątał w wyjaśnieniach bo to mało istotne). Wkrótce prawdopodobnie dojdą dwa kolejne notesy i z jednej strony jest to bardzo pobudzające do działania ale zarazem przerażające.

Właściwie miałem zamiar zrobić doroczne podsumowanie akcji Automotywacja ale gdy zobaczyłem, że wynik za ubiegły rok wynosi:
- Projekt C (Degrengoland) - dwa zeszyty opublikowane; hibernacja;
- Projekt D - hibernacja
- Projekt E - hibernacja
- Projekt F - hibernacja
to postanowiłem zmienić koncepcję samokibicowania (nie mylić z samobiczowaniem) i połączyć przyjemne z pożytecznym. Nowa idea jest taka: będę pokazywał etapy pracy nad albumami po kolei z instrukcją co, jak i po co. Oczywiście moje podejście do rysowania komiksów jest wynikiem subiektywnej praktyki i nie są to prawdy objawione ani dogmaty. Zazwyczaj wręcz przeciwnie - sztuczki i drogi na skróty czy wręcz zwyrodnienia spowodowane brakiem warsztatu lub zwyczajnym lenistwem.
Bardzo lubię obserwować taką pracę etapami u innych twórców. Od prostych szkiców aż po efekt finalny w postaci publikacji. Mam nadzieję, że moje wirtualne warsztaty komuś pomogą/rozjaśnią/naprowadzą na właściwy trop.

Inauguracja odbębniona.
Od kolejnego wpisu ruszamy z ciężką pracą.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...