Saturday, April 26, 2008

Strange Places - wiecha! (7)

Zdaję sobie sprawę, że ostatnie wpisy dotyczące postępu prac nad Strange Places były nudne.

„W tym tygodniu napompowałem tyle plansz, a w tym tygodniu tyle…”.

Dość.

Zadanie (auto)motywacyjne zostało zrealizowane.

Komiks w zasadzie już narysowałem. Zostały detale (dosłownie kilka kadrów retrospekcji) do machnięcia w czasie kilku wieczornych posiedzeń przed telewizorem. 56 stron leży przede mną czekając na obróbkę i przygotowanie do druku.

Słowem podsumowania etapu rysunkowego kilka refleksji sprzętowych:

Historia jest w miarę naturalnie podzielona na dwa rozdziały. Każdy zrealizowałem używając innych narzędzi.

Do zwizualizowania części „nocnej - staromiejskiej” użyłem zestawu numer 1.

Piórko, pędzelki, kredka, czarny tusz, woda z kranu do lawowania.

Narzędzia tradycyjne i wymagające wprawy w użyciu, ale umożliwiające uzyskanie wspaniałych efektów (miękka kreska, ekspresja, fajne brudy).


Przy pracy nad częścią „dzienną – śródmiejską” wspomagałem się zestawem tanich cienkopisów i markerów. Żadne tam japońskie cuda mazaczej techniki, tylko Herlitze i Stabillo made in Germany (+ anonimy z kiosku ruchu). Po kilku dniach już zaczynają się utleniać i zmieniać kolor na czerwony. Nic to, papierowa plansza to półprodukt.

Po wygumowaniu ołówka plansze rysowane flamastrami również polawuję. Później wszystko zeskanuję i gdzieniegdzie dodam jakiś raster.

Akurat, będzie co robić do końca maja.

Wtedy też kolejny raport na blogu!

Thursday, April 24, 2008

The Fog Fall - tutorial gry flashowej


Wczoraj miała swoją światową (sic!) premierę moja pierwsza gra.
Karol Konwerski już co prawda w skrócie przybliżył jak to z powstawaniem The Fog Fall było,
ale nie odpuszczę i przedstawię swoją wersję. W dodatku z obrazkami.

1. Burza mózgów z Karolem:
(Nie miałem adekwatnej fotki niech więc będzie Karol v.s. Tata Usagiego)
















2. Rozkmina (najlepiej smakuje w jakimś ciepłym kraju)





















3. Efekt rysowania na plaży.
Oczywiście na kolanie.
















4. Pot i łzy przy komputerowej dłubaninie.
Flash od zera, korepetycje u Mateusza Skutnika.
Jeden tablet zniszczony w przypływie krańcowej frustracji w chwili porażki w walce z materią.


















5. Wstępny projekt intra (w efekcie zrobiliśmy inne).


















6. Duperele i detale, z których zrezygnowaliśmy.
Ponoć 10megowa flashgierka to przesada.





















































7. Mateusz Skutnik składa, programuje i poprawia wtopy.
Brian Wohlgemuth okrasza produkt stosownym plumkaniem.

8. Klikajcie. Grajcie.



















9. Tymczasem Karol podesłał mi scenariusz do kolejnej gry.

Sunday, April 20, 2008

Strange Places - Alleluja i do przodu (6)

Kolejny tydzień skreślony z kalendarza.

Pogoda piękna
więc codziennie sobie funduję spacer
z pracy do domu
(przy okazji przeobiłem dyskografię New Order - o mój boże!)

i rysuję (a jakże).

Nagrzmociłem 9 plansz.
Jestem na etapie 49 strony - z docelowych 58
(według scenariusza jestem na 43 :)

Realnym staje się plan dojechania do końca w przyszłym tygodniu.

A w maju orka postprodukcji.

Tymczasem znalazłem mega-babola.
Gdzieś nie doczytałem scenariusza i będę musiał przerysować kilka kadrów.

O ile nie stron!

Plan na przyszły tydzień: finał.
No to do następnego!

Tuesday, April 15, 2008

Olaboga! Jestem w komiksie!




W pierwszym to będę właściwie jutro
ale pewnie w każdym kiosku.

Otóż, na jednej z plansz pierwszego komiksowego zeszytu z olimpijskiej kolekcji GW
wypatrzyłem swoją facjatę
(na dole, obok typa z afro).

Teraz wiecie, że musiałem się jakoś odwdzięczyć Arkowi
- i stąd wywiad.

Co tu kryć, totalnie interesowna akcja.

Co prawda kolorysta przedobrzył z kolorem oczu
ale z bokobrodów jestem jak najbardziej zadowolony.



A tymczasem koledzy Sambor z Janostawem
zrobili mi taki oto szutek:
Obrazek (tribute? pin up?) opatrzono następującym opisem:

"Przed Państwem Człowiek-Maciek!
Mistrz polskiego undergroundu i władca jednego bloga.

Maciek od urodzenia był inny od innych dzieci. Różnice były widoczne gołym okiem. W wieku lat szesnastu podczas jednego z mokrych snów odkrył że jest wyjątkowy. W momentach podniecenia krew z jego organizmu przepompowywana jest do jego nadnaturalnej wielkości pałki, dzięki czemu w jego umyśle zaczynają pojawiać się wizje które z wiekiem nauczył się przelewać na papier. Każda moc ma swoje dobre i złe strony. Dar nadnaturalnej pałki przypłacił całkowitym zanikiem jąder.

Podobieństwo jest zamierzone a twarz Macieja została wykorzystana bez jego zgody."


Jest więcej niż pewne, że powyższe dzieło zamyka dyskusję na temat porównywania długości pytongów.

Sunday, April 13, 2008

Strange Places - porażka (5)

Na bieżący tydzień zakładałem minimum 7 stron
z elementem trudności (rysunek "realistyczny").


No i nie wyszło.


Narysowałem pięć i pół.
W tym jedną z plecami konia.

Strange Places osiągnęło właśnie 40 planszę.

Do końca jeszcze 18.
Czyli 2/3 już narysowałem do tej pory.
Zakładałem ukończenie rysowania do końca sierpnia
ale realny staje się termin końca kwietnia!

W każdym razie, termin wydania nadal jest stały - październik 2008.

Kolejny tydzień jadę bezstresowo.
Ile zrobię, tyle zrobię.
Tym razem bez planu minimum i normy.

Muszę złapać oddech.

Thursday, April 10, 2008

Komiks ma wyglądać

Kuję żelazo póki gorące i wracam do idei przeprowadzania na blogasku wywiadów.
Tym razem porozmawiałem z artystą którego twórczość znajduje się wręcz na komiksowych antypodach tego co prezentował przesłuchiwany poprzednio Mateusz Liwiński.

Tak więc, po "undergroundowych wykwitach" przychodzi pora na rozbuchane "plecy konia" w pełnym tego słowa znaczeniu.

Przed Państwem Arek "Kirkor" Klimek!

(owacja na stojąco w wykonaniu redaktorów KaZetu - tych co potrafią korzystać z googla)


Pała - Arku, mam okazję porozmawiać z Tobą na kilka dni przed oficjalnym ujawnieniem dużego projektu nad którym od kilku miesięcy pracujesz.
Powiedz, co się zmieniło w Twoim zawodowym życiu od czasu jak sprzedawałeś kebaby?

Kirkor - Jakbym miał opisać te pięć lat, myślę, że wszyscy by posnęli.
W skrócie - Związałem się z Krakowską grupą PARTSTUDIO - twórców rzeczy różnych, ale głównie obracających się w obszarze komiksu. W międzyczasie popełniłem dwa paszkwile (Strażnicy Orlego Pióra) dla Śp. Przemka Wróbla, któremu jestem wdzięczny za to , że zaryzykował, stawiając na mnie. Potem jakieś Likwidatory, jakieś Antologie 11/11, w sumie tego nie było dużo.

Przez cały czas naginałem storyboardy dla firm różnych, co wymagało ode mnie przerzucenia się z kartonu na reala i sprostaniu wymogom czasowym zleceniodawcy - czyli wszystko w pytę i na wczoraj. Mój rekord szybkości to było 50 rysunków full wypas detal real w kolorze - siedziałem wtedy chyba ze 20h nad całością. Ale z czegoś trzeba żyć, nie?

Oprócz tego wszystkiego siedzę od nowa nad pierwszym z albumów które planujemy zrobić od lat 4 z Michałem Gałkiem.

P - No właśnie, miałem zapytać o ewolucję Twojego stylu. Z pierwszych publikacji kojarzyłem Cię z takiej amerykańskiej, kanciastej i lekko cartoonowej krechy. Tymczasem teraz mam wrażenie, że rośniesz na nowego Bogusława Polcha. Czyżby bardziej inspirował Cię komiks europejski?

K - Maćku, obawiam się że po twoim pytaniu zostanie mi przyklejona etykietka - ten od Polcha, jeden już zresztą usilnie chce mi ją przykleić - my już wiemy kto :)

Ja wychowałem się na komiksach Bogusława Polcha, Jerzego Wróblewskiego i Grzegorza Rośińskiego. Nasiąkłem nimi nawet zanim zacząłem składać zdania - urodziłem sie w 1976 -a już jako trzylatek pamiętam trzymałem w rękach "kololową gaziunię "Relax" - wyobrażasz sobie jaki to ma wpływ na umysł trzylatka? Mam kochanych Rodziców :D Więc nic dziwnego, że kolaż ten sprawił to co teraz widzicie. Zawsze chciałem tak rysować.

Wcześniejszy styl inspirowany był Hameryką, bo był mało wymagający, a dodać muszę tylko, że wtedy niewiele umiałem. A jak sie niewiele umie to walisz czernią gdzie popadnie. Nie powiem, w tamtym okresie to co robiłem było fajne, spoczo i ok. teraz patrzę na to z uśmiechem.

Wiesz, Hameryka nigdy nie była moim przystankiem docelowym. Prawdę mówiąc szacunek mam tylko do paru rysowników z tamtej półki - Barry Windsor Smith, Geof Darrow, Ramos, Risso i Mignola.
To w Europie zapuściłem korzenie przed Hamerykańskim zalewem TM Semic superspiderów.
I tam zmierzam.


P - Jaki format preferujesz? Zesztówki, czy albumy?

K - Co do formatów wydań, no cóż. Na razie miałem do czynienia z zeszytami - wiesz, je się rysuje szybciutko. W moim przypadku - 15- 20 dni na czerń i biel. Z albumem to już inna sprawa - po pierwsze wcześniej nie czułem się na siłach tego zrobić, brakowało umiejętności - a nie chce wypuszczać rzeczy, w której widać różnicę poziomu rysunku na początku i końcu albumu. Takie rzeczy tylko do Speszala wchodzą :D

Album musi być na równym zajebiście wysokim poziomie; sam sobie postawiłem poprzeczkę i nie mogę teraz zrobić słabej rzeczy :D
P - Miałem wrócić jeszcze do nieszczęsnego Polcha, ale spróbuję ugryźć temat z innej strony. Oglądając Twoje prace odnoszę wrażenie że jesteś perfekcjonistą. Jakbyś miał rok na zrobienie albumowej kontynuacji Funky Kowala albo Kajka i Kokosza to spokojnie dałbyś radę. Jak Ty to robisz, że ciągle podnosisz sobie poprzeczkę i zachowujesz tyle pokory? Taka Maczuga Łamignata, to przecież najlepsze graficznie nawiązanie do Christy w polskim komiksie ever! Wszystkie próbki wysłane na konkurs organizowany przez Egmont nie dorównują Twojej wersji.
K - Heh słodzisz mi Maciek, jak mało kto :D
No cóż... Przez całe życie człowiek się uczy. A co z tego zapamięta to już inna sprawa. Ja pamiętam jak pięć lat temu miałem dylemat, co tu k**wa zrobić ze swoim życiem, stary. Jechać w pizdu do Anglii czy innego Pakistanu, czy się powiesić? Jechałem za 900 na rękę w zakładzie kowalskim od poniedziałku do soboty po 16 godzin dziennie i cieszyłem się że mam jakąkolwiek pracę, bo wtedy ciężko było.

I nie narzekam, dzięki pracy w warsztacie u Mistrza Kowalstwa Pana Zbyszka Stankiewicza nauczyłem się, że co się zaczęło to

TRZEBA SKOŃCZYĆ,

choćby nie było z tego pieniędzy, a najlepszą gratyfikacją czasami był wyraz twarzy klienta kiedyśmy mu zamontowali pięknie secesyjny balkonik!

Właśnie To nauczyło mnie pokory i dystansu do tego co robię. Tam się nauczyłem dzióbania godzinami przy jednej rzeczy, bo musi być w pytę. I to dzięki Panu Zbyszkowi jestem tu gdzie jestem. Choć nie tylko dzięki Niemu. Ale to On mnie zahartował :D

Jest jeszcze motto Musaschi Mijamoto - Cel jest bardzo ważny, liczy się jednak jak do tego celu podążasz, droga do celu jest najważniejsza. I nie ważne czy zginiesz nieosiągając celu. A jeśli już cel osiągnąłeś wyznacz sobie cel następny, bo kto się zatrzymał, ten się cofa.

Kung Fu, normalnie.

No to napinam. doskonalę. Dzióbię. By być jeszcze lepsiejszy.
A jak będę jeszcze lepsiejszy, zrobię jak Pan Grzegorz - rzucę wszystko dla nowego stylu.
I będę się uczył od nowa i od nowa.

A co do Kokosza, no cóż... Panu Chriście bym tego nie pokazał :P

P - Ja tam myślę, że byłby z Ciebie dumny :)

K - A wiesz, że że gdyby nie telefon Śledzia to w ogóle bym nie rysował?
Więc wychodzi na to, że moim drugim ojcem chrzestnym, po Panu Stankiewiczu jest Śledź :)

P - Jaki telefon?

K - A to było tak.

Zapieprzałem wtedy już od prawie roku na warsztacie kowalskim, to był nieprzyjemny dla mnie okres w życia - rozstałem się z dziewczyną, kapela w której grałem się rozsypała, więc rzuciłem się w wir pracy warsztatowej. Ale zanim zacząłem na warsztacie pomykać, wysłałem moje bazgroły do Śledzia. Tak z głupoty - bo musisz wiedzieć, mieszkałem wtedy w strasznej dziurze, gdzie nie było nic do roboty oprócz nawalenia się codziennie do upadłego, więc moja samoocena była wtedy nienajlepsza.

Pół roku minęło bez odpowiedzi od Śledzia. Wtedy to był mój guru, człowiek niezależny, wydający najlepszy zin komiksowy w Polsce, w ogóle coś robiący. Stwierdziłem więc, że dam sobie spokój z rysowaniem, bo znowu w życiu mi nie wyszło... Smutny okres, ech.
I któregoś dnia, przy napierdalaniu młoteczkiem w kawałek metalu komóra dzwoni. Odbieram, a tu Śledziu po drugiej stronie i mówi coś takiego:

Hej, dostałem od ciebie pack'a z rysunkami. Może masz ochotę coś zrobić do Produktu?
Wryło mnie w ziemię. Mówię ci - powaliło. Skakałem wtedy ze szczęścia cały dzień. Gdzie ja chop ze wsi, do produktu. A przecież selekcja Śledzia była ostra.
Potem spotkalismy się w październiku w Łodzi, ale, hm.. delikatnie mówiąc zabalowaliśmy.
Jakoś w maju pojechałem do niego na tydzień i zrobiliśmy szorta - jak go ładnie poprosisz to może ci go udostępni.

Ha, właśnie

Śledziu! mógłbyś mi go kiedyś podesłać!! :D

Były plany co do nowego produktu i takie tam ale w końcu się sypło.
Ale dzięki temu postanowiłem, że jednak jeszcze powalczę, wsiadłem w pociąg z czterema stówkami w kieszeni na życie i pojechałem szukać szczęścia w Krakowie. I tak oto jestem , krok po kroku zdobywający doświadczenie, pracujący nad tym co dostałem od Bozi.

Śledziu! Masz już tam miejsce na Górze za uratowanie człowiekowi życia.
A ode mnie Dużą Wódkie :D

Reszta już sama poszła - praca, praca i jeszcze raz praca - jestem z tych, którzy twierdzą, że nie każdy urodził się Picasso i za słowami Przemka Truścińskiego (kiedyś przy piwie):

"Trzeba Nap**rdalać nie Zap**rdalać"

P - Jakie są Twoje plany na bliską przyszłość? Dwa zeszyty już wkrótce w kioskach. Co później? Wspominałeś coś o wspólnym projekcie z Michałem Gałkiem.

K - :) Potem będą następne dwa, a potem wakacje. No i sesja letnia :/

A z Michałem to już połowę albumu miałem zrobione.
Nazywać się będzie Yrmina - Pierścienie Pustyni i będzie mainstream.

Zaczęło się od 16 stron - takiego szortu, który przerodził się w album.
Niestety nałożyło sie na siebie parę rzeczy, których za Czajny Ludowe nie dało się obejść a co dopiero przeskoczyć, więc album powstawał lata.
Heh -30 stron w 3 lata - nowy rekord.

I właśnie ostatnio przeglądnąłem to wszystko i zobaczyłem, jak na dłoni widać mój rozwój jako rysownika.Stwierdziłem że biorę się za to od nowa. Mam nadzieję że do października połowę albumu będę miał za sobą - to zależy tez od czynników finansowych, bo trzeba coś robić żeby żyć.
A te stare 30 stron to dodamy do spesziala, jakiegoś.

P - A gdzie chciałbyś się widzieć zawodowo i artystycznie za kolejnych pięć lat?

K - Hm.. zobaczymy co Bozia da.

P - Pracujesz zawodowo jako grafik. Uczestniczysz w przedsięwzięciach zarówno komercyjnych jak też hobbystycznych. Wydaje się, że niezależnie od tego nad jakim komiksem pracujesz, zawsze masz z tego równie dużo zabawy.

Nie boisz się zmęczenia materiału? Tego że się wypalisz? Patrz na przykład na Adlera. Sam przyznaje że się przemęczył. Czy to kwestia formy fizycznej? Może jest Ci bliżej do Filipa Myszkowskiego znanego z zamiłowania do siłki?

K - Rysowanie to moje życie jest teraz. Ja po prostu źle się czuję jak czegoś nie śkrobnę w ciągu dnia. A męczę się na góra dwa, trzy dni, wtedy mam ochotę cisnąc to wszystko w pipą, ale potem przechodzi.

Wydaje mi się, że to bardziej w psychice siedzi. Na zmęczenie będę miał jeszcze czas. I na zasłużony odpoczynek hehe. A na siłkę nie chodze - wolę popływac na basenie.

P - Czyli forma fizyczna ma coś do rzeczy.
Ostatnie pytanko (w stylu porównywania siurdaków). W czasie gdy sobie rozmawiamy narysowałem jedną planszę. A Ty ile?

K - Ale jaką planszę??
Bo ja ciosam szczególiki draperii na ścianach.

P - Touche.

Chciałbyś coś jeszcze dodać? Jakąś dobrą radę od wujka Kirkora, lub przesłanie dla świata?

K - Motto Życiowe:

Story ma sie sprzedać,
komiks wyglądać,
a wódka ma jebać .

Monday, April 7, 2008

Zawartość cukru w cukrze - HARDKORPORACJA

Na początek definicja prosto z wikipedii (a co mi tam).

Podobnie jak internetowi encyklopedyści słusznie kojarzyłem sobie hc z muzyką punkową, deskorolkami i pornusami. Aczkolwiek według tęgiej głowy (niechybnie) z polskiej wiki " hardcore to także określenie ekstremum w jakiejś dziedzinie, np. hardcore'owy sport (ekstremalny), hardcore porno (wyuzdana pornografia*) itp. Hardcore to słowo używane w slangu młodzieżowym na określenie czegoś wyjątkowego w swoim rodzaju, wywierającego duże wrażenia".

I takie rozumienie terminu kierowało Szawłem Płóciennikiem, który dla swojego zina wymyślił nazwę HARKORPORACJA. Na dzień dobry mamy więc i hardkor i korporację. Hardkor, czyli zapowiedź jazdy po bandzie + korporacja, czyli sztuczne ciało, zbiór obdarzony osobowością i działający w określonym celu. Hardkorowa korporacja, czyli deskorolki + szmal? A może sex i kasa - jak to śpiewał znany raper K.A.S.A w swoim wspaniałym przeboju (feat. Maryla Rodowicz)?

Z okładki szczerzy na nas kły straszliwy czarny wilczur (Oleksickiego przepiękne maziajstwo) oraz etykietki: KOMIX, FONIA, GRAFF.

I ten graf jest. Na przykład w formie winiety, przypominającej swoim kształtem arabeski niezbyt czytelne dla mało wygimnastykowanego oka przeciętnego zjadacza komiksów, który z zagramanicznych nowości śledzi tylko crossovery Marvela.

Oleksicki wilczur wraz z zestawem autorów (Szaweł, Termos, Mysza, Fil, Artmac, Procentee, Sztybor, Puzon) i napisem "BEZ CENZURY" w rogu pozytywnie mnie nastroił do lektury.

No i co tam w środku Szawłowa korporacja sprzedaje?

- Wstępniak naczelnego. Warty wspomnienia z powodu Szawłowej japy na sporych rozmiarów fotce. Na początku myślałem, że to Marky Mark. A nie, to nie Marek, tylko Paweł! Bejsbolówka mnie zmyliła. I mięśnie.

O Szawle pisałem już jakiś czas temu przy okazji sławetnego emprowego dissa. Zastanawiałem się wtedy kto będzie górą w starciu tych dwóch komiksowych tytanów. Na razie punktuje Empro, który dzielnie idzie w ślady Nurka co to dobija każde wydawnictwo. Wspomniany "Prawie Nurek" samodzielnie zaliczył już dwie spektakularne klapy. Pierwszą ponad rok temu gdy spuścił w kiblu swoje raczkujące wydawnictwo (bodajże fabryka komiksów?), a teraz kolejną gdy po angielsku opuścił mostek rednacza tonącego MixKomixa (pismo z gadżetami, żółwiami nindża i Zefirem Myszkowskiego). Po prostu właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Ciszej nad tą trumną!

- spis treści. Wbrew pozorom przydatna rzecz.

- co na to gabriel? 11 stron bezstresowej jazdy. Szawła kojarzę od pierwszych numerów Jeju gdzie debiutował raczej w słabym stylu i z pasków na konkursie wrakowym (gildiowym). Te pierwsze komiksy, których jedynym atutem (?) był knajacki dowcip najniższego sortu okraszone rysunkowymi wprawkami wryły mi się w czerep na długo. Dopiero po pewnym czasie zauważyłem postępy jakie Szaweł zrobił jako rysownik (teledyska widzieli?) i scenarzysta. Już w czwartym Jeju Szaweł zdominował cały numer a w końcu postanowił ruszyć na szerokie wody, czyli po ludzku iść na swoje. Historyjka o alfonsie Gabrielu i penetratorach z MTV to świetny materiał. Z jajem, sprawnie opowiedziany i fajnie narysowany.

- komiks Termosa który jest następny, wydaje się przy dziele Szawła przegadanym gówienkiem (nomen omen, bo o gastryce traktuje -i o Usagim Dżodzimbo). W komiksie Szawła zabrakło mi co prawda gołych dup i pornografii, ale Termosa wykwit to cośik jakoby zdziadziałego. Największe rozczarowanie numeru.

Na szczęście już na kolejnych planszach honor ratuje
- RODZINA SROCHÓW!!! Genialny komiks mistrza Gierczaka. Miałem przyjemność zaprezentować to lapidarne cacuszko kiedyś na blogasku. Mimo upływu czasu to dziełko nadal wywołuje potężne wrażenie. Bezsens wypróżniania. Komiks, dla którego zabrakło miejsca w magazynie komiksów głupich i wulgarnych B5. Chwalmy Pana, za Hardkorporację.


- Samuraj Nagapyta vs kurczak Gangbang. I chuj. Bo ani tam nagiej pyty ani porządnego komiksowego gangbangu niet. Ino ładnie narysowany cartun, który uciekł z Jeju. Łazowski & Szymkiewicz przyzwyczaili mnie do czegoś innego, więc może dlatego mi się to gryzie.

- koniobijka w wykonaniu Sztybora. Olaboga (czy też "ja jebe!"). Szanowny Sztybor zapodaje relację z festiwalu w Angouleme. Przy okazji obnaża komiksowe pedalstwo (czy też ogólną ciotowatość fanbojów). A fanboje to czytają (albo i nie) na łamach magazynu dla hiphopowych komiksowych twardojajców. Oskar w kategorii demaskowania pozy.

Tak, mnie to srodze skonfudowało.

- kartka z pamiętniczka. W zamierzeniu pewnie miał to być felieton. Nawet wierszyki są!

- recenzje. Recenzować recenzji mi się nie chce.

- niebezpieczny kurczak & ludek autorstwa Fila. Być może ciężko w to uwierzyć, ale w tym komiksie po raz pierwszy i jedyny na łamach zina pojawia się scena urywania fiuta. Mimo, że komiks jest mało śmieszny i przewidywalny w swojej kartunowej konwencji, to za tego fiuta mega plus.

- secik z kolorowymi obrazkami.

- kilka recek hiphopowych albumów. Co mi się podoba, to że chłopaki promują polskie produkcje. Ale tak poza tym, to spierdalajcie z tym hiphopem. Przecież miało być o hc. Albo przynajmniej emo? W końcu nazwa zobowiązuje.

- U-ŁOM! Myszkowskiego i Pawełka.
Przemka.
Pawełka.

Graficznie cudo, chociaż wersja w kolorze zrobiła mi lepiej. Róże i fiolety dodały tej komiksowej jatce niezłego kopa. Cz-b jest elegancka. A to nie jest elegancki komiks.
Doktor Gonzo miał tę rzadką okazję, że napisał scenariusz dla Filipa Myszkowskiego, który jest znany z tego że lubi tylko sam ze sobą. A tu Gonzowi udało się, czy też raczej mogło się udać. Ale w sumie tak bogiem a prawdą to się nie udało. Dlaczego?
Bo Filip scenar zilustrował, ale co z tego? Myszkowski kiedyś trzepał takie komiksy na pęczki: Batman Sterydowiec, Batman wyrzynający ludzi w barze itp itd
A teraz Gonzo odkrył Amerykę i spłodził jakąś manhuntową pierdułkę.

Nosz kurwa, ale strzał w próżnię!

A bo ja naprawdę uwielbiam mózgi!

- uwolnić chomika. Nieszczery komiks. Mało śmieszny i naiwny. Pomysł na grafikę jakiś jest, co się chwali. W tym stylu można pociągnąć na szybko nawet kilkaset stron. Tylko komu to by się chciało czytać? Najbardziej ubódł mnie brak redakcji. No jak to tak? Rozumiem, że poziom hardkoru w hardkorporacji jest raczej niski, ale żeby słowo "gówno" ocenzurować niczym na forum gildii czy innym digarcie jako "g#%@o"? No bez jaj!
Hardkor to hardkor. Nie ma taryfy ulgowej. Jest tak albo nie. Zimne lub gorące. Bez odcieni szarości i względności. Albo jedziecie po bandzie, albo idźcie do Jeju**!

- Kapitan Mineta i inwazja zmutowanych sromów. Takie głupie, że nawet śmieszne. Nie jest to jakieś mistrzostwo świata. Raczej próba wpasowania się w tematykę, ale próba średnio udana. Sympatyczne rysuny jak to u Jaszcza + morał. Sztybor w takiej se formie. Wolę jak Cipa nowie dłubią historyjki w klimacie romansu niż hardkoru. Spodziewałem się więcej.

- 300 z Termosa. Lepsze to coś niż wcześniejszy komiks tego pana w zinie. Timof wyda chyba cały album.

This Is Madness!! - czy kogokolwiek poza chłopakami z PCW jeszcze to śmieszy?


- Półka ZOO - flagówka Szawła na zamknięcie. Stały poziom.

+ misio tradycjonalista. Biedny misio. Wypowiada się za ludzi, którzy mają tradycję.
Konserwatywny misio, czy co? A może misio ma tradycję jebać policję? Tylko wstydzi się powiedzieć wprost? Bo co, boi się czegoś? To po chuj ta poza? To ironia której nie łapię, czy gówniarskie pierdolenie, żeby pierdolić albo chęć przypodobania się gównażerskiej dresiarni?

Taki niesympatyczny akcent na zakończenie.
Łyżka gówna w beczce miodu?
To stąd ten misio?
Bo lubi miodek?




No i to w sumie tyle.
48 stron, ładny druk bez ekstrawagancji. Poręczny format.
Estetycznie złożone, w środku oprócz komiksów bloczek z tekstami.

Komiks numeru - Gabriel.
Pion trzymają - Rodzina Srochów i Ułom.

Ogólna ambiwalencja odczuć, bo mimo że jest fajnie to jest to tylko malutki kroczek dalej na szlaku uprzednio wytyczonym przez B5 i Jeju. Cieszy mnie obecność tekstów i próba wyjścia z komiksowego getta.
Oby do przodu.

*tu powinienem wymienić kilka przykładów dzięki którym mój blogasek odnotowałby wzrost oglądalności za przyczyną googla.
** nie uwłaczając. Chodzi mi o target i ogólne wytyczne.

Sunday, April 6, 2008

Strange Places - stachanowcem być! (4)

Tydzień minął jakby kto kutasem mignął*
Tudzież strzelił z pejcza.
Lub z gumy w spandeksowych majtach spajder-mana.

Dziś zgodnie z obietnicą podsumowanie pierwszego etapu wyzwania w rysowaniu na ilość (nie olewając jakości - jaka by ona nie była).

Tak, narysowałem 12,5 strony.
Soczystego undergroundu, czy też alternatywy - jak zwał, tak zwał.
Gotowe jest 36 (i pół) strony z docelowych 58.
Według scenariusza jestem na 32 z 46 - tak w ramach ciekawostki.

W przyszłym tygodniu nowa zabawa.
Do planu minimum z ubiegłego tygodnia (7 plansz)
dodaję element trudności - tak zwane plecy konia.
W tajemnicy od kilku miesięcy walczę z tematem szlachetnego rysunku realistycznego.
W końcu zaczynam łapać o co w tej konwencji chodzi, więc chyba najwyższy czas się sprawdzić.

Trzymajcie kciuki!
Za tydzień (umówmy się w przyszłą niedzielę) zdam relację z placu boju i wyznaczę cel kolejnego etapu.

IHAAAAA!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...