Sunday, October 21, 2012

Corben na niedzielę - Aliens: Alchemy (1997)

Cykl blognotek poświęconych niesamowitym komiksom wspaniałego Richarda Corbena. 
Wydawnictwo Dark Horse eksploatując franczyzę na xenomorfy zostawiło w swoich archiwach sporo komiksów interesujących ze względu na zatrudnionych artystów. Są to raczej dość zapomniane dziełka obecnie funkcjonujące na zasadzie ciekawostek, zwłaszcza po restarcie Alienowego universum. W każdym razie fajnie jest zobaczyć jak na łamach poszczególnych miniserii radzili sobie z tematem morderczych kosmitów tacy wymiatacze jak Kelly Jones (Hive - 1992), Sam Kieth (Earth War - 1990) czy Eduardo Risso (adaptacja Ressurection - 1998). W tym kontekście warto wspomnieć również o wydanej w 1997 trzyczęściowej Alchemii zilustrowanej przez Richarda Corbena.

Za scenariusz komiksu odpowiada John Arcudi. Obecnie piersza liga (w swojej niszy) i uznanie dzięki pracy nad BPRD. Wówczas toporny wyrobnik, którego niechlujstwo po latach budzi uśmiech zażenowania. Do poziomu scenarzysty na szczęście nie zniżył się rysownik. Corben co prawda potraktował materię jako kolejną hałturę (co czasem widać) ale z drugiej strony, była to jego pierwsza seria rysowana na zlecenie tak dużego wydawcy i swoją szansę bez wątpienia wykorzystał. Od Alchemii można w sumie mówić o przejściu Corbena do majorsów na stałe. Coś, co dla młodszych rysowników byłoby pierwszym krokiem w karierze dla żyjącego klasyka było udaną inwestycją w emeryturę.

Okładki to pokaz Corbena bawiącego się komputerem. Są to efekty finalne jego elektronicznych poszukiwań z lat '90, do których już raczej nie wraca. Zawartość zeszytów zaś to powrót do czystego graficznego stylu rozwijanego do dziś. Corben uprościł pracę stawiając na mocniejsze kontrasty, odejście od lizania areografem na rzecz szraferunku oraz zostawienie kolorów asystentom.

Najlepiej bronią się elementy wykreowanego świata. Ludzka kolonia funkcjonuje w oderwaniu od macierzy w warunkach wręcz postapokaliptycznych. Przedziwny Dziki Zachód poddany jest totalitarnej presji i religijnej indoktrynacji. Wersję Corbenowską kupuję bardziej niż podobne realia przedstawione na przykład w komiksach Leo (światy Aldebarana). Jako, że rysownik stale pracuje nad kolejnymi komiksami dla Dark Horse, teoretycznie jest możliwość aby narysował jeszcze choćby Alienowego oneshota. Ale czy jest sens wchodzić dwa razy do tej samej rzeki?

Aliens: Alchemy
scenariusz: John Arcudi
Dark Horse 1997

Sunday, October 14, 2012

Corben v.s. Azzarello (runda 2)

Niespodzianka!  W nawiązaniu do poprzedniego odcinka, dziś na łamach goszczę samego Briana Azzarello, któremu kilka pytań o współpracę z Richardem Corbenem zadał Robert Popielecki.

Robert Popielecki - Jak zaczęła się Twoja współpraca z Richardem Corbenem?
Brian Azzarello - Karen Berger, wydawca z Vertigo, po tym jak przyjąłem propozycję pisania do Hellblazera, powiedziała, że skontaktowała się z Richardem Corbenem. Zaznaczyła, że będzie to krótka historia – 4-5 zeszytów. Richard raczej nie lubi długich serii.

RP - Kiedy współpracowałeś z Corbenem pisałeś scenariusze w jakiś inny sposób? „Pod rysownika”?
BA - Nie. Pisałem swoje. Richard to facet o ogromnym talencie, doświadczony komiksiarz. Miałem pełną świadomość, że zrobi dobrą robotę i nada każdej z tych historii niepowtarzalny charakter.

RP - Która z waszych wspólnych historii jest Twoją ulubioną?
BA - Wszystkie je lubię. Nie mam tej „naj”. Lubię je wszystkie z różnych powodów.

RP - Pytanie o waszą mini serię „Cage” – można spotkać się z opiniami, które uważają ten album za w pewien sposób obraźliwy.
BA - Wiem. Obaj – ja i Richard – zawsze chcemy oddać prawdę o jakiejś postaci. Ukazać ją zgodnie z intencjami, z jakimi została stworzona. A prawda bywa obraźliwa. Poza tym sposób, w jaki Richard rysuje – on nie pokazuje ładnych ludzi, każdy jest w jakiś sposób zdeformowany. Karykaturalny. To jego sposób rysowania. Jest karykaturzystą, uwypukla charakterystyczne cechy postaci i wszyscy wyglądają brzydko.
Moim celem było wrzucenie Cage’a z powrotem w miejsce, z którego się wywodzi, do czarnego getta. Inspiracją były filmy z gatunku blaxploitation, które osobiście uwielbiam, jak „Shaft”, „Super Fly”, „Foxy Brown”
Ten gość, Cage, ma super moce i mówi otwarcie – wynajmijcie mnie. Zapłaćcie mi, a będę waszym super bohaterem. Nie działa bez powodu, jest do wynajęcia. W świecie biedy, którym są czarne dzielnice każdy każdemu za coś płaci. Czemu nie za super moce? Gdybym miał kuloodporną skórę moja oferta byłaby jasna: chcesz coś załatwić? Zapłać mi!

Łódź, MFKiG 2012

Thursday, October 4, 2012

Jak się bawić?


Polskie środowisko komiksowe jest zakompleksione i zawistne (lub jak chce Michał Boromir - perwersyjne i poryte). Po dekadzie walki w podziemiu Internetowych forumków przyszła pora na rozliczenia i pretensje kombatantów. Jedni stają tam gdzie wtedy stało zomo, inni płaczą w bezsilnym żalu do całego świata. Jeszcze inni szykują kwity na resztę. Gdy dwa lata temu pojawił się w Przekroju artykuł o kosie Mistrza Rosa z Mistrzem Polchem za donos "oni kradną papier" było trochę śmiechu. Ciekawe, komu będzie do śmiechu za kolejnych dziesięć lat gdy do gardeł skoczą sobie obecni komiksowi luminarze? Inna sprawa, że podziały są kwestią jak najbardziej naturalną. Gdy broniliśmy okopów Świętej Trójcy łączyła nas miłość do komiksików. Po latach wyszło, że ta miłość przejawia się różnie. Można zatem komiksy "zbierać, czasem też je czytać, pisać, rysować, wydawać, składać, literować, tuszować, sprzedawać..." Można oczywiście łączyć te funkcje ale nie znaczy że z każdą grupą miłośników ulubionego medium można i koniecznie trzeba się identyfikować i solidaryzować. Gdy dochodzi kryterium treści (jeśli ktoś akurat czyta) to mamy polaryzację od kolekcji Maczete aż po chamskie andergrandy.

Czynnikiem najbardziej antagonizującym polskie komiksowo jest (moim zdaniem) brak przejrzystości. Sytuacja polskiego komiksu opiera się na grze pozorów i wzajemnych podchodach w godowym tańcu chowu wsobnego. Szczerze przyznaję, że z autopsji wiem, że im większa poza i lans, tym większa frustracja kryje się w tle. W drugą stronę jeszcze gorzej - hasło "róbmy swoje" często jest interpretowane opacznie. Smuteczek.

Do rzeczy. 
Postanowiłem udostępnić poradnik jak wyjść z getta do galerii. Teza jest wałkowana do usrania ale kwestia techniczna to wielka tajemnica dostępna wybrańcom. Wbrew pozorom rzecz nie jest taka trudna jak by się wydawało. Właściwie wszystko można zorganizować w trybie DIY. Posłużę się przykładem swoich dwóch ekspozycji, które uświetniały obchody mojego dziesięciolecia pracy twórczej.

Jako rozbiegówka zagadnienie:
1. Jak zorganizować wystawę podczas MFK(iG)?

Banalnie prosto. Trzeba zrobić wystawę w terminie gdy odbywa się festiwal i najlepiej wcelować z wernisażem w pierwszy weekend października. Podesłać info do organizatorów, którzy z automatu takie komiksowe wydarzenie wpisują do rozkładu jazdy imprezy.
W ubiegłym roku szczęśliwym zbiegiem okoliczności moja wystawa "10 lat z wariatami" załapała się w ten sposób na sam początek programu i faktycznie (choć zupełnym przypadkiem) mogła być odczytana jakby otwierała MFK. Wiadomix, że w mediach podłapano coś z początku listy - chwyt retoryczny znany od czasów dinozaurów.

Taka wystawa może być zainstalowana wszędzie: w prywatnym mieszkaniu, na ulicy, w bibliotece, w domu kultury, w szkole, w knajpie, w toalecie... Dla mnie jedynym problemem była odległość więc w roli kuratora wspomógł mnie kolega Lodzermensch Robert Popielecki. Zagadałem do niego w tej sprawie pół roku wcześniej i on już wszystko załatwił, wydrukował, powiesił gdzie trzeba, sxerował katalog i kupił szampana na wernisaż. Przyjechałem na gotowe. Taki kurator to prawdziwy skarb. Przy okazji, niniejszym jeszcze raz dziękuję.

Przejdźmy na wyższy level:
2. Jak zorganizować profesjonalną wystawę w galerii? 

Taka wystawa jest nieco trudniejsza, bo sama w sobie ma być wydarzeniem więc odpada opcja podpięcia pod większą imprezę. Chociaż, w sumie można przecież uśmiechnąć się do jakiegoś kongresu kultury, biennale sztuki, nocy kultury, festiwalu poezji... tak jak to zrobiliśmy z Dominikiem Szcześniakiem w ubiegłym roku przy okazji akcji billboardowych. Czyli - można sobie tak ułatwić sprawę.

Drugą trudnością jest miejsce. Ma być GALERIA! W końcu wychodzimy z getta.
Przez całe lata '90 komiksiarze (często po ASP) nie wiedzieć czemu tułali się po domach kultury i bibliotekach. Wytworzył się mental biednego krewnego, jakby przestrzeń galerii była tabu. Nie pomagały nobilitacje w stylu "przełomowego" Comix'sage, które odrzucały otoczką bufonady i zarezerwowania galerii dla malarzy wychuchanych w pracowniach na ASP. Lansowanie Story artu jest o tyle fajniejsze, że nie stawia się na pierwszym miejscu warsztatu co jednak może skutkować forsowaniem innego rodzaju hochsztaplerki.

Mniejsza z tym. Wybieramy sobie galerię.
Przyjmujemy na klatę to, że w jakiejś mogą nas nie chcieć. Wchodzimy do cudzej piaskownicy więc nie czas na łzy.
Ja upatrzyłem sobie SoS sztuki. Ugadałem się z właścicielkami (Sylwią i Marzeną). Z terminem wcelowałem w Carnaval Sztuk-Mistrzów. Była to konieczność - Lublin jest miastem studenckim i latem wymiera.
Jak widać, podstawa to dobra miejscówka. SoS Sztuki jest galerią elitarną.
Już samo dotarcie do niej wymaga odwagi i jest miejską grą intelektualną o wysokim poziomie trudności.
Ponoć gps się gubi (budynek to centrum miasta, lokalizacja idealna).
Niebanalny wystrój wnętrz zapowiada prawdziwą artystyczną przygodę.
Pora na kwestie merytoryczne. Wystawa podobnie jak album powinna mieć pomysł, scenariusz, dramaturgię. Nie idziemy na łatwiznę. Ponadto, trzeba pamiętać że komiks w galerii nie służy do czytania. Inaczej - jak zaprezentować w przestrzeni galerii ALBUM? A jak zaprezentować w galerii na przykład "Lalkę" Prusa?
Owszem, da się.
To znaczy, tak myślę że na pewno się da.
Ale książki są do czytania a lepszym nośnikiem jest papier/tablet niż ściana.

Kolejna ważna sprawa - właśnie - ściana!
Wchodząc do galerii musimy zaistnieć jej kontekście. Powieszenie rządkiem 100 antyram z obrazkami (przy prezentacji albumu banalnie proste) świadczy o niezrozumieniu tematu. A już pokazanie w ten sposób przypadkowych prac mija się z celem. No, chyba że na celu mieliśmy "prezentację" ale wtedy idziemy ze swoimi planszami do domu kultury a nie zawracamy głowę galeriom.

Ja postawiłem pogodzić retrospektywę dychy w komiksowie z dyskursem o celowości wystawiania komiksów w galeriach. Czyli moim głównym tematem był komentarz do obecnej sytuacji polskiego komiksu. Totalna hermetyczność zagadnienia opakowana w atrakcyjną formę (komiksu - a jakże).
When you see it, you will shit bricks!
Kluczem do sukcesu jest dostosowanie dzieł do wnętrza. Tukej w wersji hardkorowej. 
Mural. Ponoć popularna forma. Mile widziana w przestrzeni galeryjnej.
Cała scena z pierwszego Degrengolandu ze sprytnie zaakcentowaną pointą
.
Metryczka pod dziełem sztuki.
Przy okazji doszliśmy do zagadnienia "zespoły twórcze a komiks autorski".
Plansze w antyramach? Bitch, please!
No dobra, sprawdzają się jako zapchajdziury.
Ewentualnie można ich użyć ironicznie (jak słone paluszki na wernisażu).
Jak duży format to na całego. Skill tapetowania przydaje się w czasach kryzysu.
Odpady z drukarni nie poszły na zmarnowanie.
Zakonotujcie sobie, żeby zawsze się podpisać!
Nawet nie wiecie jak bardzo jest to ważne.
Hint. Katalog. Tukej w wersji Zrób To Sam.
Zagrałem kilkoma formatami papierów i złożyłem fikuśnego zinka.
Dobry kawał Story Artu jest zawsze na miejscu w przestrzeni galeryjnej.
Jestem z siebie dumny. Serio, montując ten Story Art poczułem się stuprocentowym Artystą.
Nie ma to jak na plakatach swojej wystawy umieścić rysunki kolegów.
Pora na odpowiednią oprawę finisażu.
Dwa dni po wernisażu życie dopisało epilog.
...
The End
Koszta:
Właściwie są takie same jak przy produkcji zina. Drukarka, toner, jakieś farby. Jedzonko i popitka na wernisażu. W tym przypadku zamknąłem się w kwocie 100 PLN. Oczywiście nie licząc cennego czasu gdyż realizacja trwała około dwóch tygodni pracy po godzinach.

Truizmem będzie przypomnienie, że trzeba zadbać o jakiś feedback i dokumentację:
- artykuł w Kurierze Lubelskim
- kibicowanie w Ziniolu
- relacja z wystawy również w Ziniolu
- fotorelacja w magazynie LAJF

Filmik to też dobra pamiątka:
Podziękowania dla:
- Sylwii Piotrowicz i Marzeny Miszczuk-Głowackiej za oddanie mi ścian do dewastacji
- Daniela Gizickiego, Sebastiana Frąckiewicza, Piotrka Rulikowskiego i Tomka Mapeda za rozkminkę tematu wieszania się w galerii
- Kamila R. Filipowskiego i (jeszcze raz) Tomka Mapeda za farby, o które nie musiałem długo żebrać
- Roberta Zaręby za pudło z laleczkowymi odrzutami
- Dominika Szcześniaka za filmik, składanie katalogu i tekst do tegoż
- Pawła Wojciechowicza za obrazki, które przerysowałem
- Leszka Wicherka za ilustrację na plakat
- Roberta Popieleckiego za wystawę "10 lat z wariatami"
- Szanownej Małżonki za poczęstunek wernisażowy i cierpliwość

Tuesday, October 2, 2012

Nadciąga MFK(iG) 2012

Od piątku (a właściwie już!) zaczyna się 23 edycja Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi. W tym roku nazwa wyjątkowo zobowiązuje: masa zagranicznych gości, 30-lecie magazynu Fantastyka, różnorodne wystawy i wysyp świetnych premier. Rozkład jazdy imprezy zapowiada się niezwykle bogato.

Tradycyjnie już włączyłem się w moderacje spotkań i w nocne ślęczenie nad darmowym biuletynem eMeFKa NEWS. Od razu więc zapraszam na następujące punkty programu:

W sobotę, 6 października w sali 6 ŁDK o godzinie 13:00 przepytam autorów komiksu "Kłamca. Viva l'arte". Zastanowimy się czy Jakub Ćwiek jest w stanie uratować polski komiks (miałem o tym notkę).

Za to o 18:30 w sali 221 ŁDK Marek Turek opowie o dziesięcioletniej pracy nad albumem NEST. Przypomnę, że tyle samo czasu trwało tłumaczenie Trenu Finneganów. Czy był to porównywalny wysiłek?

W niedzielę, 7 października już o 10:30 zapraszam do sali 221 ŁDK na spotkanie z Dominikiem Szcześniakiem i Marcinem Rusteckim. Autorzy albumu KSIONZ zapowiadają, że odpowiedzą na każde pytanie a w dodatku rozlosują OBRAZ wśród fanów zamawiających komiks w preorderze.

O 11:30 przesiądę się na fotel dla gościa i dobrowolnie nie zejdę z niego aż do 12:45. Najpierw wspólnie z ekipą polsko-ukraińską podsumujemy tegoroczną edycję projektu City Stories a następnie już solo odpalę slajdówkę przybliżającą dotychczasowe działania Domu Słów - Pracowni Komiksu. To tak w ramach zamknięcia celebracji dyszki w komiksowie.

Z moich publikacji w tym roku przygotowałem tylko komiks do City Stories. Ale za to ambitnie uderzyłem w format zeszytówki: 21 stron w kolorze do scenariusza Alexeya Fomichova więc nie ma wstydu (a wręcz przeciwnie). W ogóle antologia wyszła bardzo fajnie - łącznie pocisnęliśmy prawie 100 plansz więc od razu widać, że tematu nie potraktowaliśmy jako chałtury (co niestety było dotychczasową regułą w tym projekcie).


Drużyna Kozaków: Igor Baranko, Andrij Tkalenko, Alex Fomiczow, Oleksij Czebykin v.s. Drużyna Lachów: Karol Konwerski, Paweł Timofiejuk, Maciej Pałka, Wojciech Stefaniec. Autorem okładki jest Bartosz Kosowski.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...