Friday, October 24, 2008

MASZIN 4

Zacznijmy wideoklipem.
Tkachoz jako artysta multimedialny:




Na MFK swoją premierę miała czwarta odsłona MASZINA.

Niejako zostałem wezwany do tablicy przez Arcza, który założył że tradycyjnie poświęcę po dwa zdania każdemu komiksowi zamieszczonemu w zinie redagowanym przez Mikołaja Tkacza. Owszem, miałem taki zamiar ale ciągle przekładałem realizację na chwilę, gdy będę miał więcej czasu. Impulsem aby omówić nowego MASZINA stała się też recka Godaiego, w której polemizował z (między innymi moją) opinią na temat rzekomo najwyższego poziomu wśród innych zinów.

Po lekturze nowego MASZINA, w którym za temat przewodni obrano motyw GUZIKÓW podtrzymuję swoją opinię. Jako ZIN, MASZIN nadal jest najlepszy. Z tym, że w odróżnieniu od poprzednich numerów zmienił mi się kontekst postrzegania tego pisemka. Wydawnictw stricte zinowych jest mało, a samizdaty pokroju RRY nie mogą z MASZINEM konkurować (nie wiem czy nawet chcą). JEJU należy postrzegać raczej w kategorii antologii, zaś Hardkorporacja obrała strategię bliższą ZINIOLOWI (forma magazynu). Tak więc, siłą rzeczy MASZIN pozostając zinem, stał się wzorcem. Logika mojego tłumaczenia wydaje się nieco pokrętna, ale tak to bywa gdy wchodzi się na grunt dość akademickich (czy też może na miejscu byłoby powiedzieć - nerdowskich) kategorii. Mniejsza z tym.

Mikołaj Tkacz jako redaktor konsekwentnie idzie swoją drogą. Postawił na kwaśne klimaty i bezkompromisową grafikę. Pod wzglądem formy wydania kolejny kroczek w ewolucji. Pisemko jest bardzo ładnie wydrukowane i porządnie złożone (to już nie xero!). Nasycenie czerni i poziom wydruku są w przypadku MASZINA na najwyższym poziomie do tej pory. Dzięki temu bardzo ładnie prezentują się komiksy zarówno w czerni i bieli jak też w skali szarości. Komfort lektury mogą docenić więc czytelnicy jak też publikujący w MASZINIE autorzy.

Komiksów jest sporo, bo całe 56 stron. Ekipa znana i lubiana. Do weteranów dołączyło kilku debiutantów.

Lecimy z koksem:

* Okładka – Na dzień dobry fajny myk. Grafika widoczna na okładce jest zarazem planszą z komiksu „MAJ KWIECIEŃ” Marcina Surmy. Podobnie jak w edycji detektywistycznej, Xulm bawi się w komiksowe perpetuum mobile. Na miejscu są też skojarzenia z dawniej popularnymi grami paragrafowymi. Komiks jako medium nieskończone i interaktywne. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że Surma przeniósł na papier ideę webkomiksu.

* „GUZIKOŻERCY” Mikołaja Tkacza – Bohaterowie SKLEPKOMATU powracają z hukiem. Sroga to kreacja, gdyż oprócz szaleństwa graficznego Mikołaj zaszalał z formą komiksu rymowanego. Wprowadzenie wierszowanego tekstu drastycznie zmieniło dynamikę komiksu. Zarazem był to zabieg który mógł doprowadzić czytelnika do srogiej konfuzji (jeśli nie kontuzji). Nie jest to dla Tkacza pierwsza próba w tym stylu. Podobną formę ma też komiks, który Tkachoz wraz z Baboszem przygotowali na MFK. Co ciekawe, dla wielu najlepszy z MFKowych komiksów Sztybora-Zdobywcy, genialny komiks o babuszce nie został doceniony. Nie zaznał lauru zwycięzcy ani nawet druku w katalogu. Jak widać Mikołaj nie potrzebuje epatować wymyślnym hardkorem aby jego dziełka budziły kontrowersje.


* Jednoplanszówka Skiee (nie zalinkuję, bo Skiee wykasowała wszystkie pracki z devianta i digartu) – Nie wiem jak ugryźć tego szorciaka. Wydaje mi się, że to satyra na chiński rynek sztuki. Albo złośliwy komentarz do zachwytów nad undergroundem przeciwstawiony utylitaryzmowi. Ładna kompozycja.

* „OCZY” Tomasza Mirta – Dłuższa nowelka. Początek interesujący. Kilka nastrojowych kadrów. Całość trochę nieciekawie zakomponowana (zwłaszcza dwie ostatnie plansze). Podobnie z kreską. Dość nieporadny szraferunek siankiem. Przed autorem sporo pracy.

* „GUZIKOGENEZA” Daniela Gizickiego i Marcina Podolca – Ładna jednoplanszówka z piontą. Ciekawa sekwencja, idealna do realizacji w formie animacji.


* „HANDMATE” Olgi Wróbel – Chyba najlepszy z komiksów tej Pani jaki czytałem. Forma bez zarzutu. Olga woli rysować komiksy jako ciąg poszczególnych ilustracji a nie płynną sekwencje. Kitchen Bizmo dobrze się sprawdza opowiadając historie w taki sposób i w miarę prac nad kolejnymi komiksami doprowadza swój styl do perfekcji. Może warto się już pokusić o wydanie zbiorku?

* „NITKA” Jarka Kozłowskiego – Ascetyczny styl i biegłość w stosowanej konwencji dobrze wróżą na przyszłość. Podobnie jak w przypadku komiksów Olgi, chętnie przeczytałbym również album sygnowany przez Pana Kozła. Przy tak „szybkiej kresce” autor udźwignie nawet format powieści graficznej. Do dzieła!

* „HMMARLOWE RATUJE ŚWIAT OD ZAGŁADY” Marcina Surmy. Przygody gapowatego detektywa to stała pozycja w Maszinie. Jednocześnie jest to mój kolejny kandydat na wydanie zbiorcze. Jak zwykle sympatycznie i przewrotnie.


* „MODISTILATIZZLE” czyli nowy epizod „NAJWYDESTYLUCHNIEJSZEGO”. Z racji skromności powstrzymam się od opisu przymiotów tego dzieła i odsyłam do opinii godaiego na temat MASZINA, gdzie o Destyluchu można znaleźć kilka słów. Oprócz tego warto kliknąć i przeczytać mini wywiad z Bartkiem Sztyborem, w którym scenarzysta Destyla również porusza ważkie kwestie z Najwydestyluchniejszym związane.

* Nie odchodząc daleko – „SIĘ ODPRUŁ OD KOSZULI”, drugi w MASZINIE komiks Bartka Sztybora. Tym razem w kooperacji z Adą Buchholc. Lubię jak Bartek w swoich scenariuszach trąca taką nostalgiczną strunę jak w tym komiksie. Rysunki adekwatne, estetyczne i z artystycznym zacięciem. Elegancko. Cały komiks dostępny na blogasku Ady =>TU<=
* „MIŚ” Jacka Świdzińskiego. Totalny masakrator. Nie wiem co ostatnio porabia Głowonuk, bo przestał rozpieszczać swoją digartową publikę. Szorciaki sporadycznie publikowane w zinach niestety nie potrafią zaspokoić mojego głodu na kolejne komiksy autora „Paproszków”. Komiks o misiu to w porównaniu z jakże niedawnym dubeltowym debiutem kolejny skok jakościowy. Brawo!

* „MIKROLEGENDY” – Uprzednio wspomniani przeze mnie Daniel Gizicki i Jarek Kozłowski połączyli siły i wyprodukowali zgrabną historyjkę. Statyczne rysunki Kozłowskiego trochę gryzą się z dynamiką przedstawionych scen. Na przyszłość polecałbym pisanie scenariuszy POD autora rysunków. Na pewno ułatwiłoby to zarówno współpracę między autorami jak też ostateczny efekt.

* „GUZIK I GUZIK”. Sympatyczna jednoplanszówka z ciekawie zmixowanymi guzicznymi stripami. Debiutant w MASZINOWEJ ekipie – Rimm Kemott (???) dał radę.

* „ATAK KLONÓW” Garego Glue. Estetyka tego komiksu do mnie trafia, ale sama historyjka trochę mnie rozczarowała. Autor ma u mnie na razie spory kredyt zaufania. Zobaczymy jakie zmiany nastąpią po kolejnych kilku (nastu) planszach. O poziom graficzny jestem spokojny, zaś co do scenariuszy to w ostateczności ratunkiem może być niezastąpiony Babosz.


W tym momencie przechodzimy do najbardziej porypanego punktu programu.

Trzy ostatnie komiksy to jazda na kwasie:

* „MASZUP PARANOIA” – HEREZJA!!! Lobsterandscrimp, artysta który jako pierwszy poznał się na talencie Gracjana R. nie zawiódł i tym razem. Dosłownie zgwałcił idoli dzieciństwa obecnych dwudziestopięcio - trzydziestolatków. Hardkor i trauma! Żądam więcej.


* „BI BUŁKARafała Otoczaka. W oczekiwaniu na przyszłoroczny album, Otoczak zaatakował ziny swoimi Bibułowymi produkcjami. W październiku każdy mógł sobie skompletować mini trylogię (trójcę, triumwirat) opublikowaną w MASZINIE, RRY i ZINIOLU. W tym ostatnim znalazło się też miejsce na wywiad-rzekę z autorem. Serdecznie polecam.

* „ROMANTYZM”. W swojej digartowej galeryjce Dr Piicoklenny zapodaje pixelowe fazy wspomagany oczojebnymi kolorami. Szarości złagodziły nieco odbiór wizualny komiksu, ale psychodela pozostała. Niepokojące.

Jako bonus do pisma, dołączono broszurkę „GUZIK NIE DODATEK” autorstwa Mariusza Kczmrka. Ośmiostronicowy zinek przypomniał mi pionierskie czasy poemixu.

W porównaniu z poprzednim numerem, nowy MASZIN jest bardziej spójny pod wzglądem estetyki. Wszystkie komiksy mieszczą się w podobnym zakresie. Nie zaobserwowałem zgrzytów jak to bywało przy okazji wcześniejszych numerów gdzie nagle ni z gruchy ni z pietruchy trafiało się na komiks stylistycznie z zupełnie innej bajki. Z drugiej strony, zaprezentowany materiał jest równy ale nie wybitny, co może jest związane z brakiem komiksowego płodozmianu. Mimo wszystko uważam, że najlepsze jeszcze przed MASZINEM.


P.S.
Jako komentarz do dzisiejszego wpisu idealnie nadaje się tekst, który ostatnio z lubością cytuję na blogaskach kolegów. Z racji na zapotrzebowanie społeczne, w pierwszym komentarzu przywołuję całość klasycznego „manifestu spideya”. Szczerość przekazu i jasność wypowiedzi są warte zapamiętania. Co prawda, jako temat blogowej notki kultowy manifest niestety się nie nadaje, ale jako komentarz mitycznego „zwykłego czytelnika” jest jak najbardziej na miejscu.

Wednesday, October 22, 2008

The Fog Fall 2 - work in progress

3 miliony kliknięć w pierwszą część już dawno pękły, więc chyba najwyższy czas skończyć dwójeczkę. Od czasu gdy skończyłem rysowanie Strange Places wziąłem się solidnie do roboty nad nowym point & clickiem. Z radością mogę zakomunikować, że moja praca nad kontynuacją The Fog Fall skończy się lada dzień.


Już wkrótce wychodzimy z bunkra.

Scenario Karola Konwerskiego.
Giera pod egidą Pastelgames.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...