Monday, March 31, 2008

Strange Places - dłubanie (3)

Już dawno nie próbowałem sobie stawiać stachanowskich wymagań w temacie rysowania plansz na tak zwaną "masę". W ubiegłym roku optymalną szybkością była dla mnie plansza dziennie w ciągu 30 dniowym co opłaciłem letnim kryzysem. Tymczasem wracam do pomysłu ambitnego napinania przy okazji rysowania "Strange Places".

Tak więc, zaczynam od dzisiaj. Koniec testu w niedzielę. Plan minimum to 7 plansz (żeby nie zaczynać od niższego pułapu niż rok temu). Optymalnie 10. Za każdą kolejną kupię sobie jakiś komiks :)W niedzielę zdam relację ze swojego stanu psychofizycznego i wytyczę cele na kolejny tydzień.

Hej hoł - lets goł!

Saturday, March 29, 2008

Kim jest Mateusz Liwiński?

W poprzednim wpisie przyrównałem "Maszinowy" komiks Lobstera do jednego z mniej udanych eksperymentów Mateusza Liwińskiego (autora którego kojarzyłem z komiksów zamieszczanych w legendarnym "Ziniolu"). Domyślam się, że być może nie kojarzycie kto zacz (w necie nie znalazłem nic tego autora), więc postanowiłem pójść za ciosem i wykonałem telefon (HA!) do tego Pana w celu zadania mu kilku pytań.

W efekcie dzisiejszy wpis to wywiad.

Do rzeczy:

Pałka - Kiedy i gdzie opublikowałeś swoje pierwsze komiksy i co Cię skłoniło do ich rysowania?

Liwiński - Pierwsze rzeczy publikowałem w "Ziniu" (potem "Ziniol"). Do rysowania skłoniła mnie najbliższa ekipa z Zinia. Wtedy akurat bardziej interesowałem się filmem i fotografia, a że w tamtych czasach nie było mnie stać na robienie zbyt wielu zdjęć juz nie mówiąc o nakręceniu filmu chyba naturalnie wykorzystałem komiks. Na temat powinowactwa filmu/fotografii i komiksu napisano już dosyć.

P - Gdzie oprócz ziniola publikowałeś? Pamiętam Dół i Vormkfasę.
Było coś jeszcze?

L - Nie przypominam sobie żebym gdzieś poza tym co wymieniłeś publikował. "Ziniol" to był w pewnym sensie autorski zin Dominika Szcześniaka tylko później zdobył stałych współpracowników/autorów. "Dół" to był mój bardzo krótki projekt, którego nie miałem zamiaru kontynuować po pierwszym tomie. Prace głównie moje + Andrzeja Śmieciuszewskiego i Szcześniaka. Do jednego egzemplarza była nawet dodana kaseta z kawałkami, które nagrałem wspólnie z w/w panami, ha! Trudno powiedzieć, że współpracowałem z Vormkfasą, bo zrobiłem z Mateuszem Skutnikiem tylko jeden short.

P - Opisz w skrócie swoją przygodę z ziniolem (pamiętam, że tam jakaś Zośka miała coś na rzeczy czy coś).

L - Do "Ziniola" trafiłem przez znajomość ze Szcześniakiem. Obaj interesowaliśmy się komiksami, dlatego zaczęliśmy współpracować. Chociaż "współpraca" to zbyt nadmuchane słowo. Zinio był ciekawa publikacja nie tylko ze względu na komiksy, ale przede wszystkim przez publicystykę. Ja akurat napisałem może ze 2-3 teksty, ale nie czułem się w tym wcale dobrze. Na pewnym etapie publicystyka zaczęła zamieniać się w forum środowiska, gdzie można było wrzucić parę inwektyw lub pogłaskać aktualnych współpracowników - nic nadzwyczaj dziwnego. Zośka - czyli zamojskie środowisko komiksowe, to był właściwie żart. Nie mieliśmy żadnych oficjalnych spotkań środowiskowych, ani nie powiększaliśmy grona "członków". Cala akcja była dla hecy no i poza tym łatwiej było napisać Zośka zamiast Szcześniak/Szostak/Śmieciuszewski/Liwiński. Kiedyś porozkładaliśmy parę komiksów w sklepiku szkolnym, ludzi podchodzili i oglądali, Szcześniak (?) robił zdjęcia, Śmieciuszewski udawał że daje wykład. Wysłaliśmy opis imprezy (Kameralia Komiskowe czy jakoś) do AQQ i nam to opublikowali z tymi zdjęciami. Zośka rozpadła się chyba po śmierci Śmieciuszewskiego. Nie pamiętam kiedy Ziniol przestał wychodzić, ale juz od dłuższego czasu nic do niego nie robiłem.

P - Co porabiasz obecnie i czy dziabasz coś komiksowego?

L - Obecnie zajmuje się literaturą s-f i jej teorią i wróciłem do fotografii. Do komiksu raczej nie wrócę jako autor. Nie jest to forma, która się sprawdza dla mnie. Dziwie się że w ogóle poprosiłeś mnie o te komentarze, bo moja obecność w komiksie (podziemnym) była marginalna.

P – Jak teraz oceniasz swoje stare komiksy?

L - Komiksy podziemne dla mnie są zbyt ekstatyczne z swoimi latającymi wszędzie flakami. Po kilku latach czytania te teksty straciły na sile swojego wyrazu. Ta estetyka stała się bardzo dla mnie nużąca. Nigdy nie uważałem swoich komiksów za ważne albo przynajmniej ciekawe. Próbowałem wyrazić to co w tamtym momencie mnie interesowało i na ile pozwalały mi moje umiejętności. Chciałem stworzyć pewien kontrapunkt do tego co w Ziniolu czytałem. Są to komiksy bardzo młodego człowieka i raczej do nich nie wrócę. Nie udało mi się uniknąć patosu, ale to chyba grzech wszystkich młodych ludzi.

Ilustracje z dzisiejszego wpisu to skany z 29 (lipiec 2003) i 38 (sierpień 2004) numeru "Ziniola".
Jak widać, obok Śmieciuszewskiego, Skutnika i Otoczaka to właśnie Liwiński był największym undergroundowym hardkorowcem w ziniolowym składzie.

I tu szalona dygresja. Właśnie skojarzyłem sobie, że ostatnie pojawienie się Liwińskiego na komiksowym poletku to lubelski TRACH, na którym swoje wejście miał nie kto inny jak... Pszren! Czy tylko mi komiksy Mateusza kojarzą się z poemiksami?

Saturday, March 22, 2008

MASZIN 3

Marzec jest takim miesiącem w kalendarzu komiksowego półświatka, gdy z powodu WSK uaktywniają się różne oddolne inicjatywy wydawnicze. Komiksy niezależne, ziny i inne samizdaty w bieżącym roku jak zwykle niebywale obrodziły. Pisemka te są wirtualnym miejscem spotkań (aspirujących) rysowników, scenarzystów i czasami publicystów. W odróżnieniu od strefy netu są zazwyczaj wolne od anonimowego fanbojstwa, czy też hejterstwa. Dzięki temu publikacja w magazynach bardzo dobrze służy integracji komiksowych twórców.

Świetnym przykładem jest MASZIN, w którego trzeciej odsłonie zaprezentował się w miarę wykrystalizowany skład autorów i zarazem przyjaciół redaktora naczelnego – Tkachoza.

Wspólnym mianownikiem łączącym skład personalny MASZINA jest stylistyka eksperymentalnego cartoonu i konwencja groteski zastosowana w prezentowanych komiksach. Równie ważnym kryterium jest też konsekwencja wyboru. Jako selekcjoner Mikołaj Tkacz jest chyba najbardziej szczery w swoich decyzjach.

Od początku MASZIN charakteryzuje się motywem przewodnim. Tym razem tematyka oscyluje wokół sklepów i sprzedawców. Już od pierwszej strony okładki atakuje nas zabawny sklepowy misz-masz (Mazolowa typologia shopów bije po nerkach). Zaś w środku, zaraz po niesamowitej w swoim horror vacui stronie tytułowej autorstwa Malwiny Dankiewicz czekają kolejne atrakcje.

Głowonuk ma już za sobą dubeltowy debiut albumowy oraz występy gościnne tu i ówdzie. Po wprawkach cienkopisowych i eksperymentach paintowych nadeszła pora na szlifowanie najbardziej szlachetnego i klasycznego narzędzia – piórka. Ćwiczenie czyni mistrza. Takim mistrzem w komiksowej kategorii jest bez wątpienia Bohdan Butenko. Jacek Świdziński dzielnie idzie w jego ślady nie tylko jako rysownik sensu stricte, ale też jako scenarzysta. Chociaż w sumie, to Świdziński operuje zupełnie innym kalibrem tematycznym i jeśli już go na siłę porównywać do Butenki, to jedynie do wizji Pana Bohdana jako nieposkromionego hardkorowca. Kutang – Sklepowy macacz bułek to kawał solidnej schizy. Sztab kryzysowy bułek i debata toczona przez rzeczone pieczywo to pomysły, które nie narodziłyby się nawet w głowie Hiczkoka, o Kamilu Śmiałkowskim* nie wspominając.

Hmarllowe to stała średnia osiągana przez Surpikacza. Inteligentnie i ciepło ironicznie. Rysunkowo to ilustratorska profeska. Powoli zbiera się ilość historyjek o gapowatym detektywie, którą chętnie widziałbym zebraną w zgrabny zbiorek.

  • SKLEP ZE SZTUKĄ Micy

Autor znany z cyklu o żyrafach, świniach i ludziach już od pierwszych wrakowych edycji konkursu na pasek komiksowy inspirował się patentem łączenia nieco naiwnej kreski z płaskim kolorem (jak w starych podręcznikach do nauki języków i w totalnie prehistorycznych ilustracjach do „misia”). Efekty są sympatyczne. Czekam na więcej i w bardziej rozbudowanej formie, bo pomysły Micy zawsze mi się podobały.

Kilka lat temu, jako świeżo opierzony debiutant (Hadrian Gadająca Skarpeta i te sprawy) ASU był nazywany cudownym dzieckiem polskiego komiksu. Latka lecą, dziecko trochę wyrosło i jak w przypadku bobasów umiejących czytać w niemowlęctwie, a później na sielskiej wiosce wypasających gąski do końca swoich dni, Asu powyżej pewnego poziomu nie podskoczył. Należy uczciwie przyznać, że poprzeczkę Tomek ustawił sobie bardzo wysoko (wręcz niedosiężnie wysoko - jakby nie patrzeć!) i poniżej swoich możliwości raczej nie schodzi. Tak jest właśnie w komiksie zamieszczonym w MASZINIE. Śmieszna anegdotka (tylko i aż) z sympatyczną pointą.

A tu dla odmiany po fajnej historyjce Asu, dość średnia jednoplanszówka. Graficznie jest interesująco. Autor bawi się różnymi rastrami i przedstawia absurdalny gag bazując na jednym dość statycznym kadrze. Leszkowi sugeruję wsparcie talentem zdolniejszego scenarzysty i można się wspinać na wyżyny komiksowej sztuki, bo rysunkowe poszukiwania nastrajają optymistycznie.

Niesamowity Pan Kozioł szuka wyzwolenia spod wpływu Mleczki. Z tego co widać na planszach „Oszusta”, jest na dobrej drodze. Plusami są: ładna czysta krecha, pomysł na postaci i fajna czcionka.

Jak dla mnie zdecydowany komiks numeru. Reminiscencje podręcznika do Środowiska (z połowy lat ’80) i pointa, która sparaliżowała na kilkanaście minut biuro w którym pracuję. Kolejne osoby dochodzące do ostatniego kadru/planszy/splasza padały na podłogę targane parkosyzmami niekontrolowanego śmiechu. Dzięki Ci MAZOLU! Jesteś geniuszem.

Paweł Pyzik to doświadczony grafik mający w swojej karierze etap oficjalnego ilustratora Gazety Wyborczej jak też projektanta znaczków dla Poczty Polskiej. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Szanowny Bartek Sztybor tym razem poleciał zaś manierą, jakby właśnie przeczytał coś (scenariusz pewnie) napisanego przez Dominika Szcześniaka.


Drugi w numerze, również bardzo dobry komiks Głowonuka. I to jest to, co u niego lubię i na co czekam. Komiksy o dzieciństwie, mamie, babci, bracie – coraz lepiej rysowane i opowiadane tak, że tylko pozazdrościć. I podziwiać.


Marcin Hermann zastanawiał się kiedyś na łamach Esencji jak można przetłumaczyć tytuł „Najwydestyluchniejszego”. No to już wiecie. I możecie się powoli przyzwyczajać do tej nazwy.

Moje pierwsze użycie opencanvas w komiksie i refleksja, że przy „druku niewiadomego pochodzenia” lepiej użyć zamiast szarości rastrów. Bach! Czyżbym właśnie wyważył otwarte drzwi? Coś mi świta, że trzy lata temu (przy okazji „Opowieści Tramwajowych”) sugerował mi to Marek Turek. Aż tyle czasu potrzebowałem na przemielenie tej informacji… (trybiki trybią… zgrzyt zgrzyt)


Bardzo sympatyczna dwuplanszówka. Na początku myślałem, że to dzieło Tkachoza, który okiełznał rozbuchaną ekspresję i postanowił sprawdzić się w eleganckiej formie. Cienka kreska i gra szarościami – coś podobnego mógł zwiastować komiks „Gołębiarz” z pierwszego MASZINA. A tu zaskoczenie! To nie Tkachoz a Gary Glue, którego kiedyś kątem oka przyuważyłem na digarcie.


Po komiksie Mazola jest to na równi z Kutangiem Świdzińskiego komiks numeru. Nieposkromiona wyobraźnia autora oszałamia mnie nie od dziś. Od pewnego czasu bardzo mi się podoba to jak Tkachoz bawi się kadrami. Sekwencja aresztowania myszki w „Sklepkomacie” to mistrzostwo świata w kategorii niepokojącej burleski. Chętnie przeczytałbym kolejny komiks z tymi bohaterami.

Graficznie to Xulm wymiata. Przy okazji warto przeczytać właśnie zakończony V12 żeby mieć rozeznanie w twórczości tego pana. W obu wspomnianych komiksach odczuwam jednak pewien zgrzyt. Otóż chodzi o mocniejsze spointowanie (czy też spointowanie w ogóle). V12 aż prosi się o splasza na zakończenie.

No i tutaj wtopa. Lobsterandscrimp jeszcze w czasach wrakowego konkursu na pasek zadziwiał eksperymentalnym podejściem do rysunku. W „sklepie” nie uświadczymy nowatorstwa, tylko pójście na łatwiznę. Zazwyczaj rozpierdol na planszy był jednak ujęty w ramy przemyślanej formy, a tu zonk! Wyszło coś w stylu jednej z nieudanych projekcji Mateusza Liwińskiego**. MASZINOWY debiut Lobstera wypada niezwykle blado przy innym komiksie, który autor rozprowadzał na WSK.

I tu mała dygresja:

THE MASHUP3 (trio) – książeczka rozprowadzana wśród krewnych i znajomych królika to hardkor i szarganie komiksowych świętości. Ręka, pajac i ludek wywracają do góry nogami uporządkowany świat Tytusa, Romka i A’Tomka. Tytus zamienia się w King-Konga (a może Songo w małpiej postaci?) i oprócz postury zyskuje gargantuicznego pytonga. Ronek odkrywa swoją (homo)seksualność i zostaje gwiazdą jutuba (z hejterskimi konsekwencjami bycia mikrocelebrity). A’Tom zaś robi to co zawsze chciał robić najbardziej wykonując wręcz musicalowy show alfonsa. Całość zwieńczy B16 wykonujący efektownego kamehameha. Jak zwykle religia okazała się remedium na moralną zgniliznę. Po latach dostaliśmy ideową kontynuację pierwszego dzieła Termosa. Takie komiksy Lobstera lubię i na takie czekam. Autorowi narysowanie planszy zajmuje 15 minut, więc szansa na essensziala jakaś jest.

Może na MFK?

Seria znana i lubiana. Tematycznie przypasowała do MASZINA, ale poziomem dowcipu lekko gryzie się z resztą materiału. To taki bardziej „Jejowy” materiał, co nie zmienia faktu że jest to bardzo sympatyczna seria.

Wydaj mi się, że umiejscowienie tego komiksu na samym końcu nie jest podyktowane przypadkiem. Lubię (Jaszczu z tego co wiem też) bezpretensjonalne podejście Sztybora do kwestii miłości w jego scenariuszach, aczkolwiek nie jest to najlepszy komiks tego duetu.

Cztery ostatnie komiksy w MASZINIE są flautą po punkcie kulminacyjnym w postaci „Sklepkomatu”. Później napięcie powoli opada, aż do momentu gdy zamykając pismo nie mamy uczucia niedosytu.

Mam świadomość, że powyżej wiele mądrego nie napisałem, ale autorzy publikujący swoje komiksy liczą na jakąś formę odzewu i ustosunkowania się do ich pracy. Przy publikacji w zinach taki odzew jest bardzo ograniczony, stąd moja próba odniesienia się do wszystkich punktów programu trzeciego MASZINA.

* Wystarczy obejrzeć reklamy Novella napisane przez Kiamila, żeby to sobie uświadomić.

** Autor związany niegdyś z Ziniolem, którego nowych dzieł w reaktywowanym magazynie raczej nie uświadczymy.

Thursday, March 20, 2008

BUM! BUM! BUM!

Dzisiaj jeden njus, ale za to konkret.

Maciej Mazur podpisał kontrakt z Soleil na 3 albumy.
Z opcją na kolejne trzy.

Pierwszy ukaże się na początku przyszłego roku.

No w końcu!
Co prawda była to tylko kwestia czasu, ale ile można czekać? :)

Gratuluję!

Sunday, March 16, 2008

Olaboga - rocznica bloga!

Kilka dni temu minął rok od czasu gdy przeniosłem się z bloxowego "shitodruku" na blogspot.
Bardzo dziękuję za odwiedziny, komentarze i linkowanie. Grupie stałych czytelników przesyłam wirtualną "piątkę".

Z okazji małego jubileuszu zapraszam do lektury komiksu, który narysowałem w 2003 roku:

"Mocz w zupie" pierwotnie ukazał się w 32 numerze ZINIOLA (luty 2004).
Nie był prezentowany wcześniej w sieci, więc jest to elektroniczna premiera lekko zremasterowanej (w 2005 roku) wersji. Komiks przypominam również w związku ze zbliżającą się reaktywacją pisma, gdyż to właśnie nim rozpoczynałem bardzo owocną współpracę zarówno z ZINIOLEM (około setki plansz w ostatnim roku działalności przed zawieszeniem wydawania w kwietniu 2005) jak też samym Dominikiem Szcześniakiem (cztery wydane albumy).

Restart "ZINIOLA" jako "kwartalnika kultury komiksowej" jest dla mnie (już w marcu) kandydatem do wydarzenia roku. Pomimo nieobecności na łamach* serdecznie kibicuję temu projektowi.

Scenariusz: Dominik Szcześniak
Scenario Help: Dennis Wojda
Rysunki: Maciej Pałka

Komiks pokazuję bez zgody współautorów, więc proszę nie reprodukować go na innych stronach lub serwisach (za wyjątkiem ewentualnego linkowania).








Jako ciekawostkę proponuję przeczytać jeszcze ten wpis i porównać zamieszczone plansze.

* Epizod "Najwydestyluchniejszego", który zaproponowałem okazał się niezbyt fortunnym wyborem i nie przeszedł weryfikacji z powodu swej ogólnej acz niezamierzonej chujowości. Jako, że zarzuciłem rysowanie szorciaków (czyżbym się powtarzał?), nie będę miał raczej nic do dodania w tym temacie.

Saturday, March 15, 2008

drobiazgi (a jednak)

W oczekiwaniu na paczkę z powueskowymi zinami (będą recki)
dwa njusy, acz bardzo monotematyczne.

Bardziej z racji kronikarskiej obsesji niż chęci plotkowania:


- W najnowszym numerze KZ kolejne (po BR i Polterze) podsumowanie komiksowego roku 2007, w którym gościnnie wziąłem udział. Top 10 + opinie. To był dobry rok.


- Podobnie jak w przypadku pinupa Daniela Grzeszkiewicza, pozytywne emocje i wzruszenie wywołała na mnie praca Rafała Trejnisa. Jest to kolejny fanart do "Domu Żałoby". Obie grafiki znalazły się w szóstym zeszycie w gościnnej galerii.


Z Rafałem do tej pory "spotkałem się" kilka razy na łamach ziniola. Dodatkowo wspomógł swoimi kadrami "10 bolesnych operacji". Tym bardziej jest mi przyjemnie, że zechciał zinterpretować pewną "zaginioną" scenę z pierwszego zeszytu "Domu Żałoby". Z pewnością dałby radę udźwignąć cały zeszyt serii - co byłoby pomocne przy zauważalnym spowolnieniu tempa wydawania kolejnych odcinków (siódmy zeszyt ponoć dopiero w październiku).

Thursday, March 13, 2008

Cuda na patyku

Tralalala

Drobiazgów niet.

Nie będzie.


Raczej.

Otóż, nie dlatego że nie ma o czym pisać
ale paradoksalnie dlatego, że ostatnio dzieje się wiele.
Wiele tajemniczych obiektów ruszyło swoimi torami
a ja jestem w tej niekomfortowej sytuacji, że wiedząc o nich muszę milczeć.

Bo w najlepszym przypadku jeśli uczynię zadość moim plotkarskim zapędom
skończy się to dla mnie srogim wpierdolem.

Tak więc, drobiazgów nie będzie
do odwołania.

Na pocieszkę dwie pocztówki (z Paryża).
+++++++++++++++

Z innej mańki.

Jutro towarzycho zwane półświatkiem komiksowym zaczyna się zjeżdżać do stolicy na coroczny konwencik. W tym roku sobie odpuszczam udział w imprezie, ale szykuję się na lekturę komiksów i zinów które będą miały swoją premierę na WSK.

Wysyp zinów potwierdza moją opinię, że polski komiks jest w życiowej formie. Pirat, Hardkorporacja, Jeju, Kolektyw, Maszin. A to jeszcze przed planowaną na kwiecień reaktywacją Ziniola (pod egidą Timofa)!

Niejako przy okazji przygotowaliśmy z Bartkiem Sztyborem dwa komiksy.
Tradycyjnie do Jeju i Maszina. Dwa przedostatnie fragmenty Najwydestyluchniejszego, które publikujemy w odcinkach. Ostatni epizod narysowałem do październikowego B5. Do czasu wydania albumowego więcej na razie nie będzie. Jakaś konsekwencja obowiązuje nawet w przypadku smutnego pitolenia o darowaniu sobie rysowania krótkich komiksów.

W Maszinie na cztery stronki zawitamy do sklepu odzieżowego:


Zaś w Jeju zapraszam do lektury sześcioplanszowej opowiastki o wdzięcznym tytule "zboczeniec":
Bierzcie póki ciepłe.
Być może to ostatnia okazja na rozgryzienie Destylucha.

Thursday, March 6, 2008

Strange Places - misja "storyboard" (2)

W końcu przysiadłem nad scenariuszem i rozrysowałem sobie szkicowo poszczególne plansze.
Komplet wygląda tak: Jest to szkielet będący niezłym punktem wyjścia do dalszego rysowania komiksu.

Podliczyłem wszystkie plansze i wyszło mi "okrągłe" 58 stron komiksu + 2 na stopkę i tytułową (czyli 60 + okładki, których nie wliczam) . Bardzo elegancko. Nie muszę nic wycinać ani dodawać.
Mimochodem 46 plansz według scenariusza rozrosło się o 12 kolejnych. Nie jest to więc jakiś szczególny hardkor. Wojtek Stefaniec pewnie spokojnie dobiłby do setki plansz.

W czasie pracy nad planowaniem kompozycji kadrów najwięcej problemów miałem z często powtarzanym przez Jerzego Szyłaka podziałem na 7-9 obrazków na planszy. W połączeniu ze sporą ilością tekstu stanowiło to dla mnie nie lada wyzwanie. Nie zaszalałem szczególnie jeśli chodzi o samą formę komiksowych ramek, których układ będzie raczej mało ekstrawagancki. Planem optimum jest rozwinięcie tego co zrobiłem graficznie w Domu Żałoby. Ambicją zaś zróżnicowanie i uatrakcyjnienie kadrowania ( tu wielkie dzięki za inspiracje dla niesamowitego Marka Rudowskiego).

Zaczynam dłubać kadr po kadrze.
Do końca sierpnia powinienem skończyć, żeby bezstresowo zająć się postprodukcją.

C.D.N.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...