Monday, March 26, 2007

Jak to się robi?

W końcu wypłynęły chyba wszystkie fotki z ubiegłotygodniowych WSK. Miałem zamiar zrobić subiektywny wybór ogólnie dostępnych zdjęć i skomentować to i owo. Po namyśle postanowiłem zrobić coś innego.

Zachęcony przez innych rysowników (na przykład przez kolegę Marka L.)
dziś zaprezentuję krok po kroku etapy powstawania planszy komiksu Dom Żałoby4.

Tak się miło złożyło, że akurat dzisiaj narysowałem ostatnią stronę tego komiksu.

Chęć na tutorial miałem wcześniej, ale jak już się rozsiadałem w fotelu (zawsze rysuję na kolanie siedząc w fotelu) to nie chciało mi się ruszać w poszukiwaniu aparatu. Wygodnicki jestem.

herbatka z cytrynką
w głośniczku Grandaddy - The Sophtware Slump
zaczynam:

1.







Wiem, na kartce mało co widać. Takie właśnie robię szkicki. Kompozycję rozplanowałem sobie w głowie albo na jakimś skrawku wielkości znaczka pocztowego. Ołówek H2 i szybkie rozrysowanie tego co ma być na planszy.








2.



Herbatka wypita.

Czas na hardkorowe rozwiązania. Żadne tam zachowawcze bawienie się z cienkopisami i mazaczkami. Ostatnio przesiadłem się na pędzelek i bardzo sobie chwalę to narzędzie. Zaznaczam kontury i jakieś kontrastowe elementy. Tutaj muszę uważać żeby nie przegadać, bo ciężko byłoby wyplątać się z takiej kabały.









Z głośnika dobiega MiastoNieSpalo - Piesni Zalobne I-VII (można sobie zassać ze strony wydawcy).
Z racji nostalgicznego charakteru muzyki, kolejny etap pracy kończę zdołowany!!!
Na szczęście nie z powodu spieprzenia czegoś na planszy :)

3.






A co tu sie dzieje?

Oczywiście przesadziłem pisząc powyżej o cienkopisach i mazaczkach. Złamałem stalówkę więc unipin będzie jak znalazł do dopracowania detali.








4.






Pędzel zabrudził się tuszem, więc przy okazji płukania włosia :) zabawiam się niezobowiązującym lawowaniem.

Przy okazji Domu Żałoby 4 postanowiłem zrezygnować z szarości nakładanych na kompie (żona kazała).

Plansza jest gotowa do skanowania.






5.





Nie używam linijki. W naturze linie proste nie występują, a nawet jeśli występują, to ludzkie kuliste oko i tak proste przekształca w krzywe. Natury poprawiać nie mam zamiaru :)
Dlatego do pracy przyda mi się teraz komputer (nieco nieporęczna linijka).

Dodaję ramki i dymki. Strona jest gotowa. Teksty też już wstawiłem, ale nie chcę spojlerować :) Komiks w empikach powinien być w maju.






No i tak to mniej więcej wygląda. Niecałe 3 godziny pracy, czyli w porównaniu z 10Bo zredukowałem czas pracy nad planszą o ponad połowę. Teraz mogę się ścigać z Karolem.

Sunday, March 25, 2007

DOM ŻAŁOBY 1&2 - recenzja

Tym razem Esensyjna recenzja Domu Żałoby 1&2. Zapraszam do lektury.


Tajemnica Pana X

Robert Wyrzykowski


Wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy po publikacji kilku antologii i powieści graficznych postawiło na pierwszą serię. Zaszczyt ten przypadł „Domowi Żałoby”, przedstawianemu w materiałach promocyjnych jako „pierwsza polska seria grozy”. Jest obiecująco.

Czytelnik otrzymuje za jednym razem dwa pierwsze odcinki serii wykreowanej przez Dominika Szcześniaka. Pierwszą część wykonał Hubert Ronek, drugą zaś Maciej Pałka. Edytorsko ten album bardzo przypomina „Człowieka-Paroovkę” Marcha Lachowicza. Po zakończeniu lektury jednej opowieści należy album przekręcić i zacząć od końca (obydwie historie stykają się ostatnią stroną zakończenia). Ten zabieg, choć ciekawy, jest tylko jednorazowy – kolejne odcinki będą już wydawane pojedynczo.

Pierwsze dwie części mogą spowodować u czytelnika niemały mętlik w głowie. Szcześniak wprowadza na scenę od razu kilkanaście dziwnych postaci z różnych rzeczywistości, swobodnie splatając ich wątki. Początkowo cała historia toczy się wokół tajemniczego zaginięcia młodego człowieka imieniem Kortez. Sprawę prowadzi Gabriel Diun – znakomity i doświadczony detektyw, który cierpi, niestety, na dość kłopotliwą dla przedstawiciela tej profesji przypadłość – okresowe zaniki pamięci. Losy Korteza zostały przedstawione w pierwszym tomie, w drugiej części obserwujemy śledztwo Diuna. Ale w obydwu tomach scenarzysta sygnalizuje kilka innych wątków, które mogą wypłynąć w następnych częściach…

Dwa pierwsze odcinki „Domu Żałoby” zrealizowało dwóch diametralnie różnych rysowników – Hubert Ronek i Maciej Pałka. Obaj na dobrym poziomie, chociaż styl Ronka niezbyt pasuje do klimatu historii Szcześniaka. O wiele lepiej współgra z nią styl Pałki. Ale i tak najlepiej wypada kilkanaście kadrów naszkicowanych przez Pałkę, a pokrytych tuszem przez Ronka w drugiej części. Naprawdę robią wrażenie i aż żal, że reszta komiksu nie została w ten sposób wykonana. Może w którymś z kolejnych tomów?

Szcześniakowi w niezłych pierwszych dwóch odcinkach udało się zarysować uniwersum i uknuć intrygę, która ma przyciągnąć czytelników do kolejnych tomów „Domu Żałoby”. I jest szansa, że przyciągnie, bo „pierwsza polska seria grozy” zapowiada się naprawdę obiecująco. Już wiadomo, że trzecią część zrealizuje Wojciech Stefaniec. Czwartą – Maciej Pałka. Co do kolejnych – jeszcze nie wiadomo. Czyżby pod względem niesamowitości historii i zróżnicowania graficznego szykował nam się polski „Sandman"? Miejmy nadzieję, że kolejne odcinki będą przynajmniej dorównywać dwóm pierwszym.

















Jakoś tak wyszło, że okładka wyszła w druku nie do końca tak jak sobie to planowałem (oględnie mówiąc). Cóż, następnym razem będzie lepiej.


Friday, March 23, 2007

Speed Of Life...

...(oczywiście Davida Bowiego) w głośniczku.
A tymczasem za trzy plansze (i okładkę) okaże się czy uda mi się narysować cały zeszyt Domu Żałoby w miesiąc :)

Sampelek taki (szybki skan) na smaka:

Wracam do pracy!

Tuesday, March 20, 2007

WKŻ na BR -> recenzja + bonusik

A tu nagle, ni z tego, ni z owego na BELOWRADARS pojawiła się recenzja Wacianych Kaflików Żyttu. Jeśli ktoś nie ma jeszcze tego komiksu a recenzja zachęci go do kupna, to zapraszam do empików.

Kafliki miały premierę na MFK w październiku 2006 i były moim oficjalnym debiutem wydanym przez timofa i cichych wspólników.

Zapraszam do lektury recenzji (i oczywiście komiksu).

"Waciane Kafliki Żyttu"

Kuba Oleksak

Przerysowywanie komiksu od nowa przez innego artystę jest praktyką w polskim komiksie raczej niespotykaną. Waciane Kafliki Żyttu w swoim pierwotnym, zinowym wcieleniu zostały narysowane przez ich scenarzystę Dominika Szcześniaka. Odpowiedzialny za grafikę remake`a, Maciej Pałka, nie ograniczył się tylko do storyboardu oryginału, bowiem wzbogacił go o premierowy materiał.

Świat przedstawiony w utworze pełen jest absurdu, groteskowych wydarzeń i niezrozumiałych sytuacji. Z utrzymanej w poetyce koszmarnego snu rzeczywistości przebijają problemy, z którymi każdy człowiek w swoim życiu zmuszony jest sobie radzić. Żyttu to wrażliwy i chorowity chłopiec, skonfrontowany przez autorów ze śmiercią, samotnością, miłością, marzeniami, religijnym fanatyzmem, a także z bardziej trywialnymi problemami, choćby ze służbą zdrowia. Właściwie główny bohater ze wspomnianymi problemami sobie nie radzi. Zupełnie. W dodatku jest wdzięcznym celem specyficznych, czasem niewybrednych, czasem makabrycznych żartów, które stroją mu inni bohaterowie bądź sami autorzy komiksu. Przynajmniej jest zabawnie, dziwaczny humor i świetne dialogi to mocne strony tego komiksu.

Maciej Pałka jest niewątpliwie oryginalnym rysownikiem, z rozpoznawalną kreską
i pomysłem na swoją twórczość. Odpychające mordy, które straszą nas z brudnych i niedbałych kadrów Kaflików robią wrażenie. Niestety, czasem jest aż zbyt brudno i zbyt niechlujnie, aby ostateczny efekt uznać za celowy. Pałka jest rysownikiem nierównym, zdarza mu się anatomiczna wpadka (zwracam uwagę na palce), niekiedy przesadzi
z ekspresją owej brzydoty czy emocji bohatera kosztem czytelności. Jego albumowy debiut, uważam za graficznie najsłabszy, porównując go choćby z jego niektórymi pracami internetowymi czy niedawno wydanym Domem Żałoby. O ile tam zdarzało mu się zepsuć świetnie wrażenie wywołane kilkoma świetnymi stronami w jego wykonaniu pojedynczym, słabym kadrem, tak w Kaflikach to rozczarowanie pojawia się znacznie częściej. Kadry znakomite sąsiadują ze wołającymi o korektę w stosunku 1:1.

Po przeczytaniu albumu Szcześniaka i Pałki nie bardzo wiedziałem, o czym ten komiks tak właściwie opowiada, o czym jest. Co prawda wiedziałem, kim jest główny bohater tej historii, umiałbym ją streścić w kilku słowach. Wiem, o czym rozmawiają postacie, rozumiem chyba zakończenie. Potrafiłbym nawet wskazać pewne stale przewijające się przez kolejne historie wątki i motywy. Symbolika trójkąta, wątek wizyty w gabinecie lekarskim, doktor, kobieta. Ale nie potrafię ich połączyć, nie umiem spiąć znaczeniowego mięsa Kaflików żadną interpretacyjną klamrą.
Z prób łączenia tych fabularnych skrawków nic nie wynika. Nie wiem czy to moje umiejętności poznawcze szwankują, czy po prostu scenariusz takowego szkieletu kompozycyjnego nie uwzględnił. Odnoszę wrażenie, że Lucek tworząc scenariusz pozwolił sobie na żywiołowe przeplatanie i mieszanie najróżniejszych elementów i motywów, pozbawionych idei przewodniej. Poszedł na całość, czemu wtóruje Pałka ze swoim niejednolitą konwencją graficzną. Niedotuszowany ołówek, rastry, kadry czasem uproszczone, niekiedy szczegółowe znakomicie komponują się z konglomeratem znaczeń utworu. Może to być jednoczenie podstawa do krytyki, bądź źródłem zachwytu. Mnie do końca jednak nie przekonuje, po lekturze komiksu mam wyraźny, czytelniczy niedosyt i chciałbym ponownie zanurzyć się w świecie Żyttu.














Na obrazeczkach powyżej:
1. Okładeczka (tu i ówdzie dobrze znana)
2. Jedna z przykładowych stron komiksu
3. Super zajebisty bonus w postaci odnalezionej planszy w wykonaniu Dominika Szcześniaka.
Tak się złożyło, że akurat tą planszę zobaczyłem dopiero po wydaniu komiksu więc jest dla mnie takim samym rarytasem i ciekawostką jak dla Was :)

Przy okazji (chyba) podsumowując temat Kaflików wklejam zbiorczo inne recenzje tego komiksu znalezione w necie:
- KZ
- CARPE NOCTEM
- ESENSJA
- LAMPA
Chyba tyle ich było?

Monday, March 19, 2007

"10 bolesnych operacji" - recenzja na Nowej Gildii

Kolejna recka 10bo.
Kingpin złapany za słowo popełnił recenzję dla Nowej Gildii.
Tekst oczywiście w linku ale pozwoliłem sobie zacytować.


Dziesięć bolesnych operacji = jeden świetny komiks

Paweł "Kingpin" Sawicki

Szanowni Czytelnicy Komiksów*, spieszcie się!
Jeszcze macie szansę kupić komiks (nakład - 200 egz. jest skandalicznie niski, choć niestety uzasadniony racjonalnym podejściem do polskiego ryneczku komiksowego), który za 10 lat będzie uznawany za jeden z ważniejszych w historii polskiego komiksu.
Nie przesadzam.

Dziesięć bolesnych operacji, bo o tym komiksie mowa, to drugi album wydawnictwa Timof i cisi wspólnicy, który startuje z nowego "imprintu" o wiele mówiącej nazwie: "komiksowy underground". Od razu trzeba powiedzieć, że komiksy z tej serii raczej nie są kierowane do ortodoksyjnych fanów superbohaterów i realistycznych rysunków.

Dominik Szcześniak jest obecnie jednym z najciekawszych scenarzystów (obok Grzegorza Janusza), a Maciej Pałka wykazuje stały postęp i widać, że ciężko pracuje nad swoim warsztatem.

I właśnie od oceny pracy rysownika zacznę dzielić się wrażeniami z lektury.

Uczciwie przyznaję, że nigdy nie byłem fanem stylu Macieja Pałki... i jeszcze nie jestem, ale dobrą robotę potrafię docenić.

Jakiś czas temu rysunki Pałki zostały określone mianem "bazgrolunków", ja raczej uważałem je za bazgroły. Moje podejście zaczęło się zmieniać wraz z lekturą Domu Żałoby (#1-2).

Owszem, rysunki Pałki są brzydkie, ale są brzydkie umiejętnie, a ich "bazgrolunkowość" absolutnie nie wynika z braku umiejętności artystycznych rysownika!

Właściwie jedyne, do czego się mogę przyczepić, to wygląd twarzy głównego bohatera - Leszka. Z nieznanych mi powodów nienaturalnie zmienia ona wygląd na sąsiadujących ze sobą kadrach. Poza tym drobnym niedociągnięciem widzę same plusy: ciekawe kadrowanie, umiejętne odzwierciedlanie emocji, dbanie o szczegóły (popatrzcie choćby na kadr z kolacją wigilijną). Maciej Pałka obrał bardzo dobry kierunek i powinien się go trzymać.

Dodatkowo Pałka doskonale rozumie potrzeby scenariusza Dominika Szcześniaka. A sam scenariusz to majstersztyk. Szcześniak nie tylko ma dobre pomysły, ale potrafi je ciekawie rozwijać i przekazywać czytelnikowi. Wynurzenia zmęczonego życiem (jeszcze przecież nie tak długim) introwertyka Leszka, pozostawiają nas z pytaniem: kto tu jest świrem?

Czy świrem jest aspołeczny główny bohater, który nawet nie stara się ukrywać jak bardzo ma dość swojej żony (a niegdyś łączyło ich piękne uczucie) i kompletnie nie może dogadać się z własnym synem, nie mówiąc już o reszcie niepotrzebnej rodziny? Czy też to właśnie on jest jedynym normalnym (a czym jest "normalność"?), w świecie duszącym psychicznie jednostkę, która odmawia podporządkowania się.

Zakończenie historii tylko częściowo udziela odpowiedzi na te pytania.

Szcześniak i Pałka to duet, który coraz bardziej mnie przekonuje, a ich ostatnie wspólne dzieło sprawia, że z niecierpliwością będę czekał na efekty kolejnych kooperacji.

Ocena: 9/10

* Nie dotyczy osób z góry zakładających, że polski komiks jest nieatrakcyjny.

Thursday, March 15, 2007

Esensja o "10 bolesnych operacji"

Tonite will be no translation. Note below is the first review of my new graphic novel from www.esensja.pl

Pierwsza recka 10bo.

Koledzy z ESENSJI byli bardzo szybcy.
Tekst oczywiście w linku ale pozwoliłem sobie również zacytować.


Bardzo bolesny komiks

Robert Wyrzykowski

Duet Szcześniak-Pałka ostatnio jest na fali. Krótko po „Wacianych Kaflikach Żyttu” oraz drugiej części „Domu Żałoby” wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy opublikowało kolejne przedsięwzięcie artystyczne tej pary – „Dziesięć bolesnych operacji”. Istotnie, droga do niego była długa i bolesna – po blisko czterech latach pracy komiks ujrzał wreszcie światło dzienne. Ale warto było czekać.

Miłośnicy typowych dla Szcześniaka groteskowych klimatów nie znajdą tutaj akcji na miarę „Czakiego” bądź „Wacianych Kaflików Żyttu”. Wszystko jest tu prawdopodobne aż do bólu. Ale za to znakomicie napisane. Głównym bohaterem jest niejaki Leszek, zdesperowany mężczyzna w średnim wieku, który dobitnie odczuwa widmo nadchodzącej starości oraz bezsens dnia codziennego. Mąż znienawidzonej żony. Ojciec syna, z którym ciężko się dogaduje. Paranoik, który chorobliwie boi się wychodzić poza próg mieszkania i potrafi zrobić małżonce ciężką awanturę o zbyt lubieżną (jego zdaniem) konsumpcję jogurtu. Chodząca proteza człowieka, żyjąca i odczuwająca tylko w ograniczonym stopniu. I co najgorsze – w pełni tego świadoma.

Tak naprawdę, to nie za wiele tu się dzieje – „Dziesięć bolesnych operacji” to przede wszystkim długi i bolesny monolog w myślach bohatera, przerywany od czasu do czasu interakcją z innymi ludźmi. Leszek z prędkością karabinu maszynowego wyrzyguje na czytelnika swój prywatny Weltschmerz. Spowodowany jest on niechęcią do rodziny, znajomych, schematycznych tradycji, miałkich relacji międzyludzkich i kultury telewizyjnej. Krótko mówiąc – do własnej codzienności i przeciętności. Leszek dokonuje przy tym wielu trafnych obserwacji społecznych. Znamienne jednak, że początkowo rzadko kiedy ujawnia swoją prawdziwą wrogość wobec wszystkich i wszystkiego. Agresywny i pełen jadu wywód myślowy znakomicie kontrastuje z neutralnymi, wręcz bezpłciowymi uwagami skierowanymi do innych.

Graficznie album stoi na bardzo wysokim poziomie. Wspomniałem przy okazji recenzji „Wacianych Kaflików Żyttu”, że Maciej Pałka to rysownik o charakterystycznym stylu i wielkich możliwościach. Z każdym kolejnym przedsięwzięciem stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej, a „Dziesięcioma bolesnymi operacjami” umieścił ją bardzo wysoko. Doskonale operuje szarościami i rastrami, świetnie konstruuje plansze. Jego charakterystyczna, lekko „bazgroląca” kreska pasuje do scenariusza Szcześniaka. Powykrzywiane i potworne twarze przechodniów, niewiele detali w tle – to wszystko tylko wzmacnia chorobliwy klimat komiksu. Ale w „Dziesięciu bolesnych operacjach” znaleźć można nie tylko rysunki Pałki. Dodatkowym smaczkiem dla miłośników komiksu będą „telewizyjne” kadry narysowane przez takich twórców, jak: Saulius Krusna, Hubert Ronek, Mateusz Skutnik, Marek Turek, Dennis Wojda i inni. Cały album zaś zamyka krótki „appendix” w całości zrealizowany przez Dominika Szcześniaka.

„Dziesięć bolesnych operacji” to takie „Polish Beauty”. Albo komiksowa odpowiedź na filmy Marka Koterskiego. W błąkaniu się bohatera po mieście jest też coś z „Ullisesa” Joyce’a. Motyw to zresztą obecny w literaturze od stuleci i przykładów można by mnożyć. Warto kupić, warto się zapoznać, warto mieć na półce, bo to komiks napisany bardzo sprawnie i narysowany na wysokim poziomie. Radzę się pośpieszyć, bo nakład nie za duży – a szkoda, bo to naprawdę świetny album. Prawdopodobnie najlepszy obok „Blakiego” polski komiks wydany przez wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy. Duże brawa.

Sunday, March 11, 2007

Yesterday

I wrote about two zin's (b5, Maszin) where my & .zent two shorts will be published. Both of them will be avalaible next week in Warsaw.
You could see sample pages of "Najwydestyluchniejszy" below:


















First page is a part called "Detective", and on second is a hardcore on morgue.

Dzisiejsza nota to kompromitacja lingwistyczna, ale chuj z tym.

Saturday, March 10, 2007

a w sobocie po robocie

W przyszłą sobotę spotykamy się w stolicy na WSK. Jeśli ktoś byłby zainteresowany jakimś obrazeczkiem, to zapraszam na stoisko mojego wydawcy.
Mogę coś wrysować zarówno w "10 bolesnych operacji" jak też w nowym numerze magazynu B5 albo w nowym Maszinie. W obu tych pisemkach dwa kolejne epizody "Najwydestyluchniejszego" napisane przez niezrównanego Bartka Sztybora. Powoli szykuje się album, ale w planach mamy zamiar objętościowo pobić Yoela (hyhyhy Karolu, wiem że to czytasz).

Żeby nie było, że nic nie robię...
Patrząc w lustro zastanawiam się - czy już pora zgolić brodę?
There is nothing intresting in text on the top...
Next saturday we have comics con in capitol city. In fact, it's rather little meeting with the same faces as alvays than convent. That's all.

Thursday, March 8, 2007

New beginning (nju beginin)

Dzisiaj z racji tego, że postanowiłem uczynić bloga bardziej internacjonalistycznym, wrzucam kadr z mojego starszego komiksu (Laleczki) w ramach podzięki dla translatora. Łif speszjal dedykejszen for Śmigło!

Tonight by virtue of the site beginning to be a bit more worldwide i'm placing a single frame
from one of my older stories ("Dools") which is a "thank you" for the guy translating the whole thing. With special dedication to Śmigło.

Tuesday, March 6, 2007

10 bolesnych operacji

Kilka dni temu do drukarni trafił mój kolejny album. Od 17 marca będzie można go kupić w sklepach komiksowych. Już teraz możecie go sobie zamówić u wydawcy (www.timof.pl). Najlepiej z całym pakietem, bo marcowych premier od timofa jest sporo i fajnie się zapowiadają. Po szczegóły zapraszam na stronę wydawcy.

Autora scenariusza "10 bolesnych operacji" - Dominika Szcześniaka (zwanego kiedyś Luckiem), poznałem w październiku 2003. Umówiliśmy się na piwko razem z Hubertem Ronkiem w celu pogadania o mojej pomocy przy Domu Żałoby (komiksowej serii, której pierwszy zeszyt wydano w grudniu 2006). Przy okazji Hubert pokazał ciekawe kadry przedstawiające postaci w ekranach telewizorków. Kadry narysowane gościnnie przez kilku rysowników miały być włączone do komiksu, nad którym pracował Lucek. Od słowa do słowa doszło do tego, że scenariusz trafił w moje ręce. Nie spodziewałem się, że skończę to rysować dopiero w styczniu 2007 roku. W międzyczasie zrobiłem kilkaset stron innych komiksów publikowanych tu i ówdzie. W samym ziniolu poszło chyba coś około setki plansz.
Wśród nich był mój pierwszy komiks rysowany do scenariusza Szcześniaka (i Dennisa Wojdy na doczepkę) - "Mocz w zupie". Dostałem go do narysowania chyba nawet tego samego dnia co scenarek do operek. "Mocz w zupie" był moim pierwszym komiksem, który odbił się jakimś echem w środowisku i był troszkę komentowany. Dwie plansze przedrukowała później Gazeta Wyborcza jako ilustrację do Lubelskiego Tracha. Miałem z tego niezłą frajdę.

Wspominam o "Moczu w zupie" przy okazji "10 bolesnych operacji", bo oba komiksy są jakoś ze sobą związane wspólnym mianownikiem jednej z kluczowych scen. Po premierze komiksu wkleję tu poglądowe wyjaśnienie :) Może przyda się komuś kto bedzie miał ochotę napisać magisterkę o tym komiksie?

Poniżej trzy przykładowe strony. Tak do wglądu. Na zachętę.

















Na trzeciej planszy Dżin Hakman w graficznym ekscesie Wojdy.


Tyle na dziś. Endżoj.

Monday, March 5, 2007

Próba mikrofonu - Lets denzz!



W ramach ogólnego ublogowienia postanowiłem założyć własnego blogaska na blogspocie.
Na digarcie nie podoba mi się ogólne zwieśniaczenie, aczkolwiek galeryjka jako taka pozostanie na tym serwisie (i będzie aktualizowana). Shitodrukowy blox podpinam do niniejszego jako zakładkę.

Tutaj będę się produkował i wylewał żale.

Dziś na dzień dobry, skan obrazka wykonanego wczoraj. Jak tylko zrobię ładną wersję do druku, też ją tu zamieszczę i napiszę co, kto, jak
i z czym to się je...

całuski
_________________________

Everyone now is using a blog to share their thoughts with the world. I decided to go with the flow.
I left my galleries on digart (and i'll try to keep them up to date, whenever it's possible). My own "shitodruk blog" has now become a part of this site, more as an attachment then a chapter, part, or call it as you want.
So, this is the place where i will spill my venom :) ;)), share my intimate moments and express
my own sorrow.
Today, i welcome you with a scan of my recent graphic which is only a working version and
will be updated as fast as possible. then I'll explain what is it all about and so on...

kissess
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...