Wednesday, September 19, 2007

Friday, September 7, 2007

Ewolucja/Rewolucja (w stosunku 1:1)

Timof powoli ale skutecznie (aczkolwiek niezauważalnie) szykuje się do jesiennej ofensywy. Kilka dni temu do dystrybucji trafiło pierwszych pięć (z piętnastu) zapowiadanych komiksów. Dzisiaj dostałem i przeczytałem "Mutującą teczkę". Postanowiłem skrobnąć o tym albumiku co nieco, bo warto choćby zauważyć jego pojawienie się zanim kolekcjonerski mikronakład (200 sztuk) wyczerpie się.

Komiks od kilku lat pojawiał się w zinach i różnych miejscach w internecie. Po jakimś czasie dorobił się swojej strony i funkcjonował jako webkomiks. W końcu przyszła pora na zbiorcze wydanie papierowe zawierające zremasterowane graficznie dotychczasowe epizody i sporo premierowego materiału.

Jest to drugi po "Kwaziu i turystkach" album narysowany przez Piotrka Nowackiego. Scenariusze większości odcinków MT napisał Irek Mazurek. Właśnie w kontekście pracy rysownika wpadł mi do głowy tytuł dzisiejszej notki. W czasie lektury, towarzysząc Sępowi Folderowi i Kretce z Dali mimowolnie śledzimy drogę Nowackiego w poszukiwaniu własnego stylu. Co miłe, zarówno przygody bohaterów jak też twórcy kończą się happy endem.
Połowa komiksu to wprawki, ćwiczenia, ślepe zaułki i mielizny. Wiele stron zostało narysowanych od nowa, ale nie przysłoniło to widocznej pracy od podstaw, mozolnej i trudnej ewolucji.

Nagle, tuż po połowie komiksu (w "Puszce Pandy") rysunek staje się pozbawiony większych błędów a kilka stron dalej (od "Małpiaxatl" aż do wesołego finału) dokonuje się olbrzymi skok jakościowy. Od amatorszczyzny samouka, przez etap poprawności do charakterystycznej i profesjonalnej kreski. Na przestrzeni jednego albumu! Doprawdy, szokująca zmiana.

Niestety, nijak nie można przełożyć powyższego hurraoptymizmu do historyjek napisanych przez Mazurka. Tak jak na początku prac na MT obaj autorzy prezentowali amatorski poziom i rysownik zrobił kolosalne postępy, to scenarzysta pozostał w tym samym miejscu. Można zauważyć, że Nowacki w pewnym momencie wystartował jak torpeda. Siłą rzeczy, Mazurek nawet nie to, że został w tyle ale wręcz zaczął się cofać. Pod koniec komiksu przepaść między autorami jest tak ogromna, że nie dziwi mnie decyzja o zakończeniu współpracy.

Mutująca Teczka podzielona jest na dziesięć "kanonicznych" epizodów plus trzy epizody (bardzo) specjalne. Krótkie historyjki są pełne nawiązań do komiksów i filmów. Co my tam mamy? Oczywiście Archiwum X, a później Szninkla, XIII, Thorgala, Planetę małp, Yansa, Metabananów, Gwiezdne wojny, Titanica, marvelowskich superbohaterów, Bilala, Larę Croft, 100 naboi i Matrixa. Niestety, poza nawałem cytatów historyjki nie bronią się jako anegdotki. W większości są nieatrakcyjne i pozbawione jakiegokolwiek sensu i logiki. Dla osób nie czytających komiksów są zaś niezrozumiałe. Lektura dziesięciu epizodów może dla wielu czytelników okazać się drogą przez mękę. Minusem komiksu jest to, że cytaty pojawiają się tylko i wyłącznie dla samych siebie. Po prostu są, nie będąc pretekstem do przekazania żadnych treści ani wywołania emocji. Co gorsze, komiks którego bohaterami są upersonifikowane śmieszne zwierzaki, a podstawą scenariuszy parodia - nie jest wcale śmieszny.

Przedostatni "Małpiaxatl" to zwyżka formy, a potem następuje najciekawszą część "programu". Dwa alternatywne zakończenia są komiksowym odpowiednikiem hiphopowych pojedynków. Mazurek v.s. Sztybor opowiadają po swojemu podobną historię. Używają tych samych postaci i konstruują podobne sceny. W finale okazuje się, jak ważne w komiksie jest stosowanie języka komiksu i co znaczy umiejętność pointowania. Nokaut tym większy, że zacierający złe wrażenie połowy albumu. Na deser dostajemy pełną gagów nowelkę o kręgach zbożowych (fajnie byłoby kiedyś zaprezentować kolorową wersje tej historii) i świetny występ KRLa.

Rewelacyjny finał albumu pokazuje prawdziwy (niestety niewykorzystany w pełni) potencjał Mutującej Teczki. Na pewno jest to dobra prognoza, czego możemy spodziewać się po kolejnych komiksach Piotrka, który obok Marka Lachowicza, Śledzia, KRLa i Asu ma najbardziej charakterystyczną kartunową krechę w Polsce.
__________________
No dobra. Tyle dobrego.
Z racji, że jestem na swoim jako ilustracje do tekstu zaprezentuję moje dwa pinupy, które kiedyś zrobiłem do gościnnej galerii MT. Mają już z trzy lata. Endżoj.

Thursday, September 6, 2007

drobiazgi

Ot, kilka bzdurek:

Pogoda się popsuła. Młodzież poszła do szkoły, studenci walczą. Z okazji nowego roku szkolnego wrzucam starą jednoplanszówkę. W miarę adekwatną.

Ciekawą pointę dopisało życie do moich rozmyślań o dżentelmeńskiej umowie.
Oczywiście chodzi mi o Śledziowego Żbika. Temat był wałkowany już w kilku miejscach w sieci. Szczegóły tu i tu. Znowu okazało się, że jakby nie kombinować to i tak wyjdzie inaczej. Wszystkie moje rozważania jak zwykle o kant dupy potłuc.


Tymczasem na blogu sinuscamera, autor bardzo ciekawie (z głową) podchodzi do wariantów publikowania komiksu w warunkach naszego mikroryneczku. Warto przeczytać i kliknąć w ankietę. Temat jest do głębszej analizy, bo to co się obecnie dzieje to jest równia (stromo) pochyła.


Na polterze natknąłem się na njus z obozu MFK 2007. Otóż, planowana jest antologia z tributami dla Papcia Chmiela zawierająca komiksy i grafiki o tematyce Tytusowej. Już miałem sięgnąć po kartku (niepomny postanowienia "nigdy więcej antologii") gdy zauważyłem, że w komentarzach ktoś zalinkował jeden z moich shitodrukowych pasków.
Ano, faktycznie. Całkiem zapomniałem, że ja już swój rysunkowy hołd dla Tytusa oddałem. Chyba jeden wystarczy.

Żeby nie być monotematycznym zmiana tematu na muzyczkę:

FORSETI - neofolkowy projekt niemieckiego muzyka Andreasa Rittera. Nagrali kilka świetnych albumów wypełnionych ascetycznie zaaranżowanymi piosnkami. Gitarka, skrzypki, jakiś flecik, melodyka + szwargotanie ("Melancholijne teksty nawiązują do przyrody,literatury i mitologi").

Jak dla mnie bomba.








THE PAX CECILIA - Dostałem cynk, że zespół rozsyła swój album za friko, wystarczy ładnie poprosić. Zaciekawił mnie ten dziwny sposób promocji ale napisałem i oto wczoraj znalazłem w skrzynce przesyłkę prosto z Rochester NY. Album wygląda ślicznie, widać że jest zaprojektowany z myślą o rozsyłaniu. Solidna tekturowa koperta, książeczka, plakacik i co najważniejsze interesująca zawartość.

Na lastFM zespół otagowano jako "screamo, ambient, post metal, post-rock, experimental". Coś w tym jest. Co prawda, do tej pory myślałem ze screamo to jakieś wrzaski wałaszonych kozaków, ale widać się myliłem :) Bohu dzięki.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...