Monday, February 25, 2008

Biegnij ALA, biegnij!

Po raz kolejny mam przyjemność przedpremierowo podzielić się ze swoimi wrażeniami z lektury. O „Alicji po drugiej stronie lustra” Jerzego Szyłaka i Jarosława Gacha pisałem już przy okazji pierwszych* zapowiedzi komiksu, gdy tylko Jarek skończył rysować ostatnią planszę. Dzisiaj komiks opuszcza drukarnię, więc o ile kwestię druku muszę przemilczeć (przypuszczam że jest to timofowy standard) to z treścią się zapoznałem. I jestem pod wrażeniem.

Historia komiksowej Alicji w skrócie przedstawia się następująco:

Na początku lat ’90 Jerzy Szyłak napisał scenariusz wstępnie przeznaczony do narysowania przez Marka Wdziękońskiego dla Fantastyki (mniejsza z tym czy Nowej, czy jeszcze nie – to prehistoria). Redakcja odrzuciła komiks. Nic dziwnego, gdyż „Alicja” była splatterpunkiem pełnym dewiacji i przemocy. Kilka plansz można było zobaczyć w AQQ, co dawało wyobrażenie o zamyśle artystycznym twórców. Wdziękoński przedstawił główną bohaterkę jako cycatą (i dupiastą) blondynę o cielęcym spojrzeniu (coś jak Paula Piorunowskiego i Kabulaka, tylko nie w cartunowym a hard-porno-heavy-metalowym stylu).
Odrzucenie przez wydawcę historii (w zamierzeniu) pełnej fruwających flaków i bryzgającej spermy spowodowało wycofanie się rysownika z projektu.

W końcu, po wielu perypetiach, w zupełnie innych realiach rynkowych komiks został narysowany przez Mateusza Skutnika i wydany przez Timofa w ramach komiksowej alternatywy (zebrane przez Mateusza recenzje tutaj).

„Alicja” w wersji Skutnika była zupełnie innym komiksem. Esencja pozostała niezmieniona, lecz undergroundowy styl rysunków spowodował totalne odrealnienie historii. Brutalne sceny narysowane w groteskowej konwencji korespondowały z tekstem Szyłaka dając efekt fascynującej dysharmonii i niepokoju. Wizerunek głównej bohaterki przeszedł ewolucję. Z plastikowej sexshopowej lalki – ofiary zmieniła się w silną kobietę – również ofiarę. Quasi realistyczna konwencja mogłaby wyciągnąć przed nawias splatterpunkową otoczkę. Stylistyka undergroundowa zasugerowała bardziej dosłowne podejście do tematu.

Po dwóch latach otrzymaliśmy kontynuację. Tym razem pięknie narysowaną i pokolorowaną przez Jarka Gacha. Jego styl kojarzy mi się z rysunkami Kasprzaka, który jak powszechnie wiadomo zasługuje na miano komiksowego mistrza. Gach jest na najlepszej drodze aby również pretendować do takiego miana. Ilustracje są eleganckie i stylowe. Kreska pewna, profesjonalna, lekko rozedrgana. Komiks zapełniają świetne kadry i brawurowe splashe. Znać wyrobioną rękę oraz niezbędną przy rysowaniu komiksu cierpliwość i sprawne rzemiosło. Grafiki dopełnia efektowny kolor, niezdehumanizowany pomimo użytego narzędzia (komputera). Klasę Gacha potwierdzają kadry na których cytuje Skutnika: pokora profesjonalisty i ani grama bucowstwa.

Ciepłe rysunki adekwatnie ilustrują opowiedzianą historię. Znowu towarzyszymy Alicji w szalonej podróży po mniej lub bardziej oczywistych płaszczyznach rzeczywistości. Spotkamy starych i nowych bohaterów i mamy szansę wyłapać któryś z cytatów (od Akiry po Władcę pierścieni). Komiks jest bardziej przystępną lekturą niż pierwsza część. Również jest jej dopełnieniem, dzięki któremu całość sporo zyskuje na spójności. Nie znaczy to, że dyptyk zamyka temat Alicji. Moim zdaniem potrzeba kolejnego dopełnienia w postaci trzeciego albumu bo mimo wszystko po lekturze czuję pewien niedosyt.
*prawdę mówiąc, moja notka była pierwszą zapowiedzią tego komiksu. To tak apropo dyskusji na forum gildii w temacie njusów i recenzji na serwisach i blogach.

Thursday, February 21, 2008

drobiazgi - międzyblogowa

Na dobre rozpoczęcie wpisu - amisze:

Miałem zamiar napisać o kilku sprawach,
ale brak czasu spowodował że dziś będzie wyjątkowo lapidarnie.

Tak więc:

- Titos reaktywował swoje blogaskowe portfolio i już w drugim wpisie zaprezentował się jako niepoprawny żartowniś. Jeśli dalej będzie trzymał plotkarski fason to w przyszłym roku ma szansę wygrać w plebiscycie na bloga roku według forowiczów gildii.

- Karol Ko. wyręczył mnie w recenzowaniu "Powidoku". Na swoim blogu wyraził w postaci kilku zdań to co ja objąłbym elaboratem. Notka Karola spotkała się z reakcją Daniela Chmielewskiego (autora komiksu), który niczym nie przymierzając Pszren wdał się w wielowątkową polemikę (tu i tu). Danielowi oczywiście życzę jakiejś większej (ogólnej) dyskusji nad komiksem, ale wątpię czy takowej się doczeka. No, szkoda... Może przy okazji kolejnego albumu?

- Rob i Kolec (nie, nie ten wiedźmiński inker od siedmiu boleści co znowu z Konewką się pieści; inny Kolec) postanowili wespół-zespół poblogaskować. Sprowokowali mnie do umieszczenia informacji o ich wspólnej platformie tym oto pociesznym obrazkiem. Czuję się połechtany.

Nie zawiedźcie mnie chłopaki.

- Tematem na dłuższą notkę jest wielokrotnie poruszana (tu i ówdzie) jakość informacji na serwisach komiksowych. Polter cierpi wskutek nadużywania systemu motywacyjnego. Pokrótce wygląda to tak, że wystarczy codziennie zapodać jeden njus o kalesonach spajdermana w nowej ekranizacji komiksu lub kolejnych fotkach z planu ajronmena, a po miesiącu za uzbierane punkty wybieram sobie jakiś fajny gadżet z polterowego sklepiku. Zastanawiałem się, czy by się nie zabawić w cytowanie newsaramy w celu zapracowania na Pana Blakiego, ale stwierdziłem że Paweł 'Singer' Niećko jest największym mocarzem w pisaniu bezwartościowego spamu i choćbym się dwoił i troił to i tak go nie pobiję. Pawle! Niech Ci służą prezenty zakupione w sklepiku, ale miej litość dla czytelników Poltera.

- Na genialny pomysł wpadł za to CD Jack, który znalazł sposób na mieliznę njusową Nowej Gildii Komiksu. Jacek Gdaniec oblatuje wszystkie plotkarskie komiksowe blogaski i wyłapuje co w trawie piszczy. Dzięki temu Gildia może się poszczycić najfajniejszymi informacjami wśród komiksowych serwisów. Oby tak dalej Jacku, ale pamiętaj że na WSK stawiasz piwo!

To by było na tyle.
Skoro rozpocząłem amiszami, na zakończenie bardziej stosowny wydaje się Wolverine:


SNIKT!

Wednesday, February 13, 2008

Strange Places - step baj step, uuuu bejbe! (1)

Jak zapowiedziałem wczoraj, zaczynam prezentację postępów pracy nad komiksem "Strange Places".Cele prezentacji są dwa. Dla mnie jest to swojego rodzaju motywacja do skończenia komiksu i pamiątka do przyszłego archiwum. Cel ogólny to ambicja stworzenia materiału dydaktycznego w postaci poglądowej . A nóż, komuś przyda się w pracy nad własnym komiksem coś co tu sobie u mnie podpatrzy? Na pewno nie będzie to typowy tutorial i mam świadomość, że wartość poznawcza w pokazywanych samplach i etapach jest raczej znikoma a w najlepszym razie oczywista. W każdym razie liczę, że coś tu się wykluje.

W pierwszym odcinku krótkie podsumowanie dotychczasowych zmagań.


1. Scenariusz.

Autorem jest Jerzy Szyłak. Historia powstała w połowie 2005 roku. Po ostatnich poprawkach scenariusz wylądował u mnie. Co pewien czas, odkurzam go i sobie czytam. Po czytaniu powinien nadejść etap realizacji. Z tym już jest niestety trudniej.

Jerzy Szyłak założył, że komiks będzie liczył 46 plansz. Do tej pory skończyłem 23 plansze. Według scenariusza jestem na 19 stronie. Scenarzysta nie jest szczególnie apodyktyczny pod względem kompozycji planszy. Opisuje kolejne sceny i ujęcia a nie skupia się na układzie kadrów na planszy (zdarzają się oczywiście wyjątki). Ja traktuje dość dowolnie kadrowanie w scenariuszu. Czasami jak mam ochotę i możliwość to udaje mi się zawrzeć całą scenę w jednym obrazku, a czasami potrzebuję dorysować płynną sekwencję lub kadr z "przestojem" albo jakąś pokazówką. Będzie to widać za chwilę.

2. Próby i błędy - koncepcja oprawy graficznej.

Na początku chciałem całość namalować, ewentualnie narysować w kolorze z wykorzystaniem wszelkich dostępnych środków. Pierwsze podejście do tematu:


To jednak nie było to. Technika mieszana wygląda bardzo efektownie czego najlepszymi przykładami są Glinno, Lovecraft czy komiksy Wojtka Stefańca. Mieszanie rysunku tuszem, ołówkiem, kredkami, z farbami akwarelowymi, gwaszami, akrylami, pastelami, węglem... Wymieniać można jeszcze długo. Minus jest jeden ale ciężki do zignorowania. Jest to technika czasochłonna i szczególnie brudząca. Niestety nie mam pracowni i rysuję zazwyczaj na kolanie. Z drugiej strony chciałem żeby komiks był wykonany ręcznie a nie ze wspomaganiem komputerowym. Na moim etapie umiejętności malarskich, każdą planszę musiałbym cyzelować w fotoszopie.

Myślę, że jeden album rocznie (przy rysowaniu hobbystycznym) to plan realny. Jeśli zostałbym przy technice mieszanej, to Strange Places leżałoby na warsztacie jeszcze kilka kolejnych lat.
W związku z tym, drugie podejście wyglądało tak:


Ta sama scena co poprzednio.

Zrezygnowałem z malowania na rzecz rysunku brązowym tuszem, koloru akwarelką i wyciągnięciu detali czarnym tuszem. Wygląda to nawet fajnie i z przyjemnością kiedyś zrobiłbym komiks w tym stylu. Niestety, na tym etapie dochodzi kolejny problem - druk.

Właściwie nawet nie tyle druk jako taki co druk u Timofa, który zadeklarował się że chciałby wydać ten komiks.

Jaka jest specyfika polskiego mikroryneczku komiksowego wiedzą chyba wszyscy zainteresowani tematem. "Strange Places" jest częścią nieregularnego cyklu komiksów o Benku Dampcu. Pierwszy album wydała dawno temu ś.p. Mandragora, zbiór szorciaków opublikował Timof. Od pewnego czasu wszystkie komiksy Jerzego Szyłaka ukazują się właśnie pod szyldem Timofa, co niesie ze sobą oczywiste plusy i minusy.

Zważywszy zarówno na jedne jak i drugie (oględnie mówiąc o mimochodem wspomnianych) stwierdziłem, że jedynym rozsądnym wyjściem będzie narysowanie komiksu w czarni i bieli (ewentualnie w szarościach).

Trzecie podejście zatem wypadło tak:

Ostateczna wersja pierwszej sceny. Z efektu jestem zadowolony. Pod koniec, jak już będę dysponował kompletem plansz, wszystkie jeszcze lekko podretuszuję usuwając wyłapane babole.
Taka metoda rysowania sprawdziła się w moim przypadku przy realizacji czwartego odcinka "Domu Żałoby". Jedna plansza to 2-3 godziny pracy. Ręczna robota. Wsparcie elektroniczne właściwie zredukowane do niezbędnego minimum. Co najlepsze, z każdą następną stroną ręka rozluźnia się coraz bardziej i kreska staje się pewniejsza przy jednoczesnym zachowaniu spójnego stylu. Dzięki temu nie będzie potrzeby poprawiania i przerysowania plansz w nieskończoność.


c.d.n.

Tuesday, February 12, 2008

Drobiazgi

Szanowni Państwo.
Z największą przyjemnością przychodzi mi zaanonsować debiutancki album Jacka "Głowonuka" Świdzińskiego. "Paproszki" opuszczą drukarnię co prawda w marcu, ale ja już sobie ten albumik po znajomości przeczytałem i wiem jedno: chłopaki z "Hardkorporacji" będą musieli się bardzo postarać żeby dorównać Świdzińskiemu w szokowaniu czytelników.


Bezkompromisowo, śmiesznie, sympatycznie i obleśnie - wszystko w jednym komiksie!

A zresztą, co ja się będę produkował.
Niech przemówi autorytet Pana Kołodziejczaka:
Jako prewju zaś, bardzo niestandardowo
komiks, którego po pierwsze w "Paproszkach" nie będzie
a po drugie nie narysował go Głowonuk tylko Mazol.
Recenzję pewnie napiszę wkrótce.

- Tymczasem, bez większego szumu i promocji (kolejny z timofowych standardów) ukazał się album Daniela Chmielewskiego "Zostawiając powidok wibrującej czerni". Podobnie jak w przypadku "Paproszków" również postaram się wkrótce napisać coś więcej o tym komiksie bo zdecydowanie zasługuje on na uwagę. Co warto zauważyć, jest to chyba najbardziej nieoczekiwany debiut w polskim komiksie ostatnich lat.
Zapraszam na bloga autora.

- Mariusz Zawadzki na swoim blogasku odniósł się do mojego napastliwego w tonie posta i wyklarował sytuację jaka miała miejsce w przypadku zwinięcia się Domu Komiksu. Warto przeczytać.
Masakryczna ilustracja z "Krwawego kombatu" rozczuliła mnie. Ale z drugiej strony potwierdziła też moją niechęć do rozdrabniania się przy szorciakach. Liczę na to że Mariusz ciśnie w końcu jakieś porządne czytadło, bo niestety w ciągu egzystencji Domu Komiksu nie wykorzystał nawet części swojego graficznego potencjału, który widać choćby na tej planszy.

- Nawiązując do powyższego, zakończę monotematycznie. Stwierdziłem, że pora na kolejny krok w mojej osobistej "krucjacie antyszorciakowej". Tak więc, ostatecznie kończymy publikowanie następnych epizodów "Najwydestyluchniejszego" w zinach. Ostatnie cztery fragmenty, które komuś obiecałem pewnie się pojawią (o czym nie omieszkam tu poinformować), ale więcej krótkich epizodów już nie będzie. Wszystkim czytelnikom i fanom "Destylucha" chcielibyśmy niniejszym z Bartkiem podziękować za uwagę i życzliwość. Jeszcze wrócimy do tematu w formie albumu. Kiedyś.
Na blogu będę w miarę regularnie raportował postępy prac nad "Strange Places". Co prawda nie zamierzam doprowadzić do horroru pieczołowitości w ukazywaniu kolejnych faz dopieszczania planszy, ale od tej pory (aż do upragnionego finału w postaci wydrukowania albumu) "Strange Places" będzie blogowym priorytetem.

Zaraz po plotkach.

Monday, February 11, 2008

Wiadomość dnia :)

Uwaga! Uwaga! Wiadomość dnia!


Zwycięstwo Bi Bułki w dogrywce polterowego plebiscytu na komiks grudnia 2007 (o którym pisałem w poprzednich drobiazgach) uczciłem takim oto małym bannerowym tributem.

Wyszło na to, że faktycznie Bi Bułka musiała trafić na grupę zagorzałych fanów.

Dzisiejszy njus miał być częścią kolejnej porcji drobiazgów.
Znowu uzbierało się ich kilka i jak zwykle są niezwykle smakowite.

Niestety nie mam dziś czasu na plotkowanie.
Tak więc "z dupy drzazgi" tumoroł.

A dziś tylko jeszcze coś "na smaka":

Tuesday, February 5, 2008

drobiazgi (z dupy drzazgi)

Na dzień dobry, pocztówka z niedzielnego spaceru:

- Przy okazji notki o Alicji w poprzednich drobiazgach, miałem satysfakcję z wyprzedzenia przynajmniej o kilka dni wszystkich serwisów komiksowych. Owe serwisy jak wiemy, skupiają się na informacjach dotyczących ekranizacji komiksów o superbohaterach, więc niestety przyjemność z pierwszeństwa w podaniu njusa była wątpliwa.
W każdym razie info o Alicji już sobie wisi w różnych miejscach w necie, zaś dla wszystkich oczekujących miła niespodzianka: komiks ukaże się nie w marcu jak pisałem, ale jeszcze w lutym.

Ok. Lecimy z koksem.

- Na początek coś na rozruszanie się z okazji nadchodzącej wiosny (oby):

Teledysk wydaje się z deka nudnawy, ale mnie osobiście rozwalił. Zwłaszcza ostatnie pół minuty zawierające nieskoordynowane pląsy z kuflem piwa w dłoni.
To Patty Lee z ostatniego albumu Les Savy Fav. Z czytanych recenzji wynoszę, że album został u nas konkretnie zjebany, ale mi to nie przeszkadza. Czasami potrzebuję posłuchać takiego bezpretensjonalnego amerykańskiego śpiewo-grania. Poza tym podoba mi się sceniczny wizerunek Tima Harringtona. Nie jest to co prawda Kiamil w slipach Borata, ale za to śpiewa. Okładka na której nadzy Tim z żoną odpędzają się od dzikich zwierząt też jest mistrzowska!

- Wróćmy do komiksów i (chcąc nie chcąc) okołokomiksowych informacji z takich czy innych powodów pominiętych przez serwisy.

W angielskim stylu zwinął interes Mariusz Zawadzki. Dom Komiksu przestał istnieć. Samo wydawnictwo i jego działania promocyjno-wydawnicze wzbudzały u mnie skrajne emocje. Właściwie, komiksy z DK nie były dostępne nigdzie (poza Gliwicami (?)). Na konwenty wydawca nie dojeżdżał, ze sklepów komiksowych tylko Imago (w którym od pewnego czasu nie kupuję) miało Drugą Ligę, Demony Sexu i Morfium*. Strona promocyjna przedsięwzięcia leżała i kwiczała jak za czasów wydawanej przez Mariusza w 30 egzemplarzach Katastrofy. Jedynym plusem witryny internetowej wydawnictwa był webkomiks (co prawda odgrzewany kotlet) Marka Turka, który zresztą też nie został nawet zauważony w środowisku. Zawsze odkładałem zakup tych zeszycików na "przy okazji" gdy w końcu ujrzę te cuda na własne oczy. W efekcie nie kupiłem żadnego komiksu. Jak mi Buk świadkiem - szczerze chciałem!

Tylko wydawca miał chyba równie szczerze w dupie to, że ktoś chce jego towar kupić!

R.I.P.

* Sklep Gildii tez ma komplet zeszytów na stanie. Kupi ktoś?

- Nie odchodząc daleko. Pomimo upadku Domu Komiksu Mariusz Zawadzki kontynuuje prace nad "Drugą Ligą" zaś "Morfium" pojawia się w postaci epizodów w "Czachopiśmie". Nic w przyrodzie nie ginie. Autorom życzę powodzenia i większej konsekwencji. Po dziesięciu latach mogliby się jasno określić, czy jest sens czekania na "Agnologmat", czy też projekt się na tyle zestarzał że może służyć jedynie za ciekawostkę w szufladzie.

- Konsekwencji na pewno nie można odmówić Piotrowi Szreniawskiemu, który wykorzystuje wszelkie innowacje (niestety, lub na szczęście olewając system wdrażania) do promocji swoich tworów. Tym razem wykorzystał machinę jaką jest Nasza Klasa zakładając profil znanej i lubianej Niuni Miluni.Zgodnie z ludowym porzekadłem głoszącym, że "kto nie ma więcej niż stu znajomych na Naszej Klasie, ten ostro przegrał swoje życie" akcja z profilem Niuni Komiksowej okazała się sukcesem (stan na dziś to ponad 2000 znajomych). Oczywiście ten sukces w żaden sposób nie zostanie zdyskontowany przez Piotra. Jedynym efektem będzie osobista satysfakcja autora z kolejnej udanej akcji artystycznej. Jestem pewien, że za jakiś czas Pszren znowu da o sobie znać. Aż strach się bać w jakim kontekście tym razem? W końcu Szreniawski to najbardziej dwuznaczny (czy też hardkorowy) twórca w polskim komiksowym półświatku.


- Nadchodzące WSK zapowiadają się ciekawie pod kątem zinowym. Co prawda, kolejny numer "B5" został wstępnie przeniesiony na MFK, ale za to Szaweł zapowiada "Hardkorporację" (ciekawe jak bardzo pojemna jest definicja hardkoru wg. Szawła?), Mikołaj Spionek premierowego "Pirata", niezawodny ASU gastronomiczne wydanie "Jeju", webkomiksiarze pichcą "Kolektyw" o miejskich legendach, zaś Tkachoz może wyrobi się z trzecim"Maszinem". Ponoć szykują się też reaktywacje w postaci antologii "Komiks Forum" i "Ziniola" pod Timofową egidą.

Zapomniałem o czymś?
Tak, o albumach i albumikach. Ale to temat na inny wpis.

- Niezwykle zaskakująca dogrywka w plebiscycie na komiks grudnia na Polterze!
"Bi Bułka i otoczka Otoczaka" v.s. "RORK - powrót". No, kto by się tego spodziewał?
Jeśli ktoś jeszcze nie zdążył oddać głosu, niech czym prędzej to uczyni (klikajta w baner!).
Nie optuję za żadną z propozycji, ale pomimo iż obie są zacne, to jednak każda z innej bajki.


- Tymczasem eksplorując stronę Daniela Grzeszkiewicza natknąłem się na pinupa do "Domu Żałoby". Serce zabiło mi mocniej ze wzruszenia gdy zobaczyłem jego wariację na temat postaci Rajmunda. Idealnie tak wyobrażałem sobie tą postać podczas gdy ją projektowałem. Ilustracja i inne komiksy na stronie dają pewne wyobrażenie w jakim nieoczekiwanym kierunku mogłaby pójść oprawa graficzna serii gdyby (tak jak było pierwotnie w planach) kontynuację rysował Grzeszkiewicz. Z jednej strony szkoda że do tego nie doszło, ale z drugiej strony ominąłby nas (w tej postaci) świetny debiut Marka Rudowskiego, zaś Daniel ponoć pracuje nad nowym komiksem do scenariusza Bartka Sztybora więc tak czy inaczej na pewno po raz kolejny pokaże klasę.


- Na zakończenie wracamy do Les Savy Fav.
Tym razem koncertowe wykonanie No Sleeves.
Dla wszystkich którym przypadł do gustu teledysk i muzyczka powyżej.
Endżoj!


C.D.N.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...