Saturday, May 31, 2008

Strange Places - palenie gumy (8)

Przez około 12 godzin wymazywałem ołówek spod tuszu.

DWANAŚCIE GODZIN!

W przyszłości będę to czynił na bieżąco (ale przynajmniej po raz pierwszy mam czyściutkie plansze). Obiecałem sobie, że wszystko poskanuję do końca maja. Niespodzianka! Udało się! Została cięższa część pracy: Ramki, dymki, szarości i skład. Do końca lipca komiks powinien być gotowy. Podłubałem też przy okładce, ale za wcześnie jeszcze na pokazanie efektu końcowego.

Tymczasem małe promo.
Pamiętacie tego gościa?Tak, to Benedykt Dampc.
Benek.

EDIT: Koledzy w komentarzach poniżej mieli rację, więc wymieniłem obrazek na taki z charakterystycznym Benkowym logiem. Wielkie dzięki dla Rafała Sz. za podesłanie rzeczonego loga. Seryjności Benedykta Dampca stało się zadość.

Thursday, May 22, 2008

Indiana

Finał ostatniej misji dzielnego archeologa:


Tradycyjnie do okolicznościowej galeryjki w Esensji.

Wednesday, May 7, 2008

MLASK! (Jeju 6)

Na oficjalnej stronie magazinu, Asu troszkę złośliwie napisał że cieszy się z rozwoju polskiej małej prasy komiksowej, której istotnym składnikiem są komiksy odrzucone z Jeju. Twierdzenie to może wydaje się być nieco na wyrost, ale po głębszym przemyśleniu sprawy wypada przyznać mu rację. Pewnego rodzaju „aktem założycielskim” zarówno „PIRATA” jak też „HARDKORPORACJI” jest bowiem secesja jej twórców uprzednio związanych właśnie z zinem Tomka Pastuszki. Obydwa również w mniejszym lub większym stopniu korzystają ze wzorów wypracowanych w Jeju.


Mikołaj Spionek – kapitan statku pirackiego, zanim przystąpił do kompletowania swojej załogi wysłał swój komiks do Jeju. W poprzednim numerze jego dziełko było jednym z jaśniejszych (graficznie) punktów antologii. Tym razem Asu użył swoich technik asertywności i nowy komiks nieoczekiwanie (dla autora pewnie był to szok – znam to z autopsji) odrzucił. Piąty numer Jeju autorsko stanowił mix twórców z Polski i innych stron świata. Spionek odwrócił proporcje i jego załoga jest w większej mierze międzynarodowa, zaś gośćmi są raczej rodacy.

Związki Szawła Płóciennika z Jeju są jeszcze bardziej wyraźne. Na drugi numer przypada debiut tego autora. Szaweł swoją osobą wspierał zespół redakcyjny i prezentował w Jeju swoje komiksy. Hardkorporacja to przejaw osobistych ambicji Płóciennika i realizacja jego wizji prowadzenia takiego przedsięwzięcia. Dzięki odbyciu „stażu” w Jeju Szaweł uniknął błędów najczęściej popełnianych przez początkujących.

Jak widać, Jeju było swego rodzaju inkubatorem talentu i pomysłów, których rozwinięcie zapowiada się smakowicie (nomen omen).

Nowe Jeju (6 numer) za temat przewodni wybrało sobie motyw jedzenia.

W samym magazynie kilka zmian. Najbardziej znamienne jest to, że Asu chyba po raz pierwszy kontroluje cały materiał, który zaaprobował do publikacji. Przejawia się to między innymi redukcją składu redakcyjnego. Do tej pory w stopce jako redaktorzy figurowali Banaś, Jaszczu i Szaweł. Został sam Asu, który wziął na siebie odpowiedzialność za całokształt.

I bardzo dobrze.

Wielokroć krytykowałem Asu za niespójność wizji i niezrozumiałe kompromisy, na które szedł. W myśl mądrości ludowej mówiącej, że sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą, redaktor naczelny zbierał krytykę głównie na swoją głowę. Nie traktowałem poważnie zapewnień o podnoszeniu poziomu. Po kolejnym numerze Jeju spodziewałem się dotychczasowej bezwładnej mieszaniny komiksów świetnych i słabiutkich podciągniętych pod wspólny mianownik zadanego tematu.

Zostałem pozytywnie zaskoczony.

Brawo za konsekwencję i asertywność!

W kulinarnym Jeju spotkali się starzy znajomi. Prawie jak na parapetówce lub grillu.

* Jest więc tradycyjnie gang z Mazoleum:

- Wiecznie głodna i spracowana Kitchen Bizmo zaserwowała przystawkę.

- Mazol wypiekł piernik. Chociaż na miejscu byłoby raczej „pierniczek”.

- Głowonuk zbadał układ pokarmowy głowonoga.

- Nefertina zaś pochyliła się nad marzeniami głodnego czworonoga.

Są to sympatyczne komiksy (jak zwykle u tych autorów), ale nie wybijają się o miano komiksów numeru. Ot, przekąski o charakterystycznym smaku. Najlepiej wyszła trzyplanszowa rozkładówka Świdzińskiego. Nie lubię głowonogów w nadmiarze, ale sporadyczne żarty trafiają do mnie.

* Okładkę tradycyjnie przyszykował Norbi Rybarczyk. Przygotował też komiks o pożeraczu pająków. Kartunowa perełka, ale niestety z rozmytą pointą. Na blogu Rybba można śledzić poczynania nad kolejnymi projektami i liczę, że w końcu autor skończy któryś z zapowiadanych albumów.

* Jaszczu + Gonzo zapodali odgrzanego kotleta. Jestem pewien, że gdzieś wcześniej słyszałem anegdotkę opowiedzianą w tym komiksie.

* Coś padło mi na mózg, bo na początku komiks Ani Miśkiewicz i Daniela Gizickiego wziąłem za stary komiks MOTSa. Dopiero po lekturze skojarzyłem, że czytałem ten komiks wcześniej w Esensji. Sympatyczne dziełko.

* Jaszczu + Sztybor v.s. Gwiazdka z nieba. Niemy skecz. Wydaje mi się, że to pierwsze poważne podejście chłopaków do komiksu niemego. Warto kombinować dalej w tym kierunku. Przynajmniej odpada kwestia tłumaczenia w przypadku próby zaistnienia poza grajdołem.

* Surpiko – dwie jednoplanszówki. Tym razem bez HMarrlowa! Co nie znaczy, że gorzej. Jak zwykle u Surpika temat ugryziony (czy też possany) przewrotnie.

* Banaś + Sztybor. Czyżby wprawka prologowa do szykowanego przez Maćka Banasia albumu o kapeluszu Kupera? Udane podejście do skali szarości. O wiele lepiej niż wcześniejsze Banasiowe cz-b. Aczkolwiek siła tego pana tkwi w akwarelkach.

* Dziczyzna Turka. Pierwszą planszę skądś kojarzę. Niestety wydaje mi się, że na gwałt potrzebuję lecytyny, bo nie pamiętam skąd (EDIT: z psiej edycji Gildiowego konkursu na planszę - wiwat google!)! Komiks jest o tyle fajny, że każda z trzech plansz może być czytana osobno. Każda strona sama w sobie jest zamkniętą scenką z otwarciem, rozwinięciem i pointą. Sprytne i świadczące o tym, że największym atutem komisowego warsztatu Marka jest mózg.

* Destyluchowe pożegnanie z Jeju. Ciąg dalszy nastąpi w innym formacie wydawniczym. Było mi miło zamieszczać swoje (i Sztyborakowe) wykwity w Jejcu. Życzę powodzenia na dalszej drodze i obiecuję, że Was nie opuszczę jako czytelnik.

* Sezon podręcznikowy Tkacza i Gizickiego. Kolejna historyjka z cyklu opowiastek o zdołowanym nieudaczniku. Fajnie pokazana niemoc i lenistwo głównego bohatera, niezdolnego do podjęcia walki o polepszenie swojego losu. Autorzy z sympatią szkicują postać małego hipokryty użalającego się nad sobą. Mam nadzieję, że Daniel i Mikołaj będą kontynuować współpracę nad tym cyklem, bo kooperacja im wyraźnie służy. Regułą w komiksach Tkachoza jest stale zaskakująca zmiana stylu, próbowanie nowych narzędzi i technik. Tutaj mamy jednostajne cienkie kreskowanie. Wyszło efektownie. Co będzie dalej?

* A na koniec 16 stron w wykonaniu ASU. I oto komiks numeru. GLON!

Czepiałem się Tomka, narzekałem na obniżanie lotów i nie sprostanie oczekiwaniom.

W końcu doczekałem się momentu, gdy Asu znowu mnie zaskoczył! Glon to śmieszna historyjka będąca pastiszem trykociarstwa w stylu manga! Poznajemy bohatera mimo woli, tytułowego (niezniszczalnego) Glona. Niechętny hiros zostaje wezwany do walki z potworem niszczącym miasto, ale miga się jak może od swojej „pracy”. Na szczęście z pomocą przychodzi ksiądz, który wydusza z siebie efektownego kamehamen. Nowelka niby prosta, ale podana w zgrabny sposób.


Słowem podsumowania:

Nowe Jeju nie jest nafaszerowane wybuchowym materiałem. Z pewnych względów może nie trafić do wszystkich, gdyż stało się bardziej niszowe (poprzez redaktorską selekcję). Część czytelników może opuścić magazin na rzecz Pirata lub Hardkorporacji. Mi osobiście zmiana się bardzo podoba i liczę na to, że rozwój pisma będzie postępował nadal w tak wytyczonym kierunku.

Tuesday, May 6, 2008

Pękł MILIJON!

The Fog Fall zaliczyło pierwszy milion graczy.
Cieszy mnie to bardzo, bo nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem,
że gra spotka się z taką frekwencją. Co ważniejsze – została bardzo dobrze
przyjęta.

Przyznaję, że jest to bardzo budujące.
Ten pierwszy sukces (zarazem komercyjny i artystyczny) pcha mnie w objęcia Babilonu.
Już na dziś mam plany projektów na kolejne kilka(naście) miesięcy pracy.

Z drugiej strony, jeśli chodzi o komiksy utwierdzam się w przekonaniu*, że nie ma
sensu się spinać. Będę robił swoje, ale kładę totalną lachę na wszelkie
oczekiwania. Co prawda, do tej pory i tak komiksy robiłem głównie dla siebie, ale
teraz nie mam najmniejszej potrzeby żeby iść na jakikolwiek kompromis.

Kolejne ograniczenie wolności artystycznej dosłownie „poszło się jebać”.

Życie jest piękne.


* No i okazuje się, że w samej istocie zagadnienia przyznałem rację Filipowi.

P.S.
Jak się komuś nie chce grać, albo utknął na amen
to coś takiego znalazłem na tubie:

Thursday, May 1, 2008

Piracka wydmuszka

Czy już wspominałem, że nie lubię krótkich historyjek komiksowych?

Tak samo jak znielubiłem szorciaki jako twórca, przestałem lubić magazyny komiksowe i antologie również jako czytelnik.

Krótka forma wymaga od autorów tęgiej głowy i pomysłu.

Zamiast tego, najczęściej dostajemy produkt zwykłego lenistwa albo w najlepszym przypadku komiksową wprawkę czy też ćwiczebną etiudę.

Przemyślane dziełka w stylu nowelek Turka albo Ryłki są u nas wyjątkiem i niedoścignionym wzorem. Najlepsi technicznie wymiatacze raczej mają zapędy w kierunku jałowej graficznej masturbacji, co jest smutnym reliktem „komiksowej smuty” lat ’90.

Arek Klimek słusznie zauważył, że „story ma się sprzedać a komiks ma wyglądać”.

Do niektórych takie oczywistości (czy nawet banały) nie mogą trafić od lat. Co gorsza, nie trafiają też do sporej grupy młodych twórców.

Jednym z takich rysowników jest Mikołaj Spionek. Postępy czynione przez tego młodego grafika są imponujące. Konsekwentnie ćwiczy swoją czystą, lekko mangawo-amerykańską kreskę. Profesjonalny kolor to również atut tego ilustratora. Komiksy Spionka są estetycznie wykonane i efektownie wyglądają.

Po przygodzie z Jeju (5 numer) Mikołaj postanowił połączyć siły z Piotrem PrQ Pruszczyńskim (finansowo) i Jankiem Kłosowskim (organizacyjnie) i wydać swój magazyn. Do współpracy zaprosił kilku kolegów z devianta.
Na WSK miał swoją premierę pierwszy numer PIRATA.

Wydanie prezentuje się edytorsko bardzo ładnie. 84 strony, lakierowana sztywna okładka z grzbiecikiem i bardzo dobra jakość wydruku (w końcu chłopaki zaczęli się dogadywać z drukarzami sowy!). Pierwsze wrażenie nad wyraz pozytywne. Przykładowe plansze również zapowiadają wiele emocji.

W piśmie zamieszczono 13 komiksów wykreowanych przez 12 autorów. Co znamienne, 10 wśród nich to rysownicy, a na okładce i w notce biograficznej został wymieniony tylko jeden z dwóch scenarzystów. Bartek Sztybor jak zwykle wbił się do składu w ostatniej chwili i o nim „zapomniano”. Bywa.

W każdym razie, ilość scenarzystów i rysowników/scenarzystów w proporcji 10/2 jest znamienna i wyraźnie determinuje poziom PIRATA.

Po prostu: zgodnie z ludową mądrością „każdy orze jak może”. Z różnym skutkiem.

- SPADANIE DOŚĆ SWOBODNE Bartka Sztybora i Karola Barskiego. Dobrym wyborem było umieszczenie tego komiksu w pierwszej kolejności. Anegdotka sympatyczna. Z elementami koniecznymi (wstęp, rozwiniecie, pointa) i dopełnieniem w postaci fajnego pomysłu i prostych ale sugestywnych dialogów. Patent z kanarem kojarzy mi się z Domem Żałoby Szcześniaka. W sumie, ciekaw jestem jak by wyglądała ewentualna kooperacja Szcześniaka ze Sztyborem w zakresie jednego scenariusza (prowadzenie innych postaci lub wątków).

Graficznie to sympatyczna cartoonowa profeska. Za jakiś czas chętnie bym widział Asu napinającego na tym poziomie. Pewna ręka, charakterystyczny styl, zabawa z kadrowaniem i ładne szarości (w kolorze Barski też daje czadu).

- POCZTÓWKA ZNAD MORZA Barskiego. Miniaturka. Trochę niepotrzebnie rozciągnięta na dwie plansze. Całość można było zmieścić w czterokadrowym pasku.

- PIZZA Georga Gousisa. Rysunkowa miazga. Dopracowana brudna krecha i pietyzm w oddaniu detali. Narracja bardzo sprawnie poprowadzona. Scenariuszowo na tej samej półce co UŁOM Myszkowskiego i Pawełka, tylko mniej dosłowny (a szkoda!).


- MAŁPA W KOSMOSIE Louisa Roskoscha. Lubię takie rysunki. Grafika nie przegadana, impresyjna kreska, sztywne kadrowanie. Historyjka nie pozbawiona uroku. Znowu nawiązując do rodzimych rysowników, gdyby w tym kierunku postanowił podążyć (albo choćby chciał podpatrzeć kilka formalnych chwytów) Lobsterandscrimp, to zrobiłby mi tym dobrze.


- CHICAGUA MIEJSKA TYRADA Gabriela Bautisty. Jeden z rozdziałów webkomiksu. Panoramiczne kadry i moebiusowato-mangawa prosta kreska. PIRACKI fragment średnio mnie zainteresował.

- EL MATADORE & FAST SHADOW Mikołaja Spionka. Rysunkowo rewelacyjnie. Czysto, elegancko i w jednolitym stylu. Ale niestety, to są słabe komiksy.

Mikołaj w wywiadzie dla Aleji powiedział, że w komiksie najważniejsza jest grafika. I tu jest pies pogrzebany. Ważniejsza niż efekciarskie rysunki jest HISTORIA. Grafika może przyciągnąć czytelnika, ale to scenariusz go przytrzyma na dłużej. Spionek to rasowy rysownik, ale scenarzysta z niego żaden. I ostentacyjne ignorowanie tego faktu (czy też czynienie z niego atutu) nie jest powodem do dumy.

Napięcia w komiksach Spionka brak. Nie ma konkretnego przekazu, tylko szum. Komiks o gangsterach jest sucharem nawet w porównaniu z klasyczną „Czernią BrooklynuGizickiego lub też prezentuje jakość godną pióra Irka Mazurka.


Życzę Mikołajowi sukcesów i wiem, że stać go na wiele. Jestem wręcz pewien, że jako rysownika czeka go kariera. Ale scenarzystę chłopak MUSI sobie znaleźć, bo w przeciwnym razie jego komiksy będą nadal spektakularnymi strzałami w próżnię.

- SAY UNCLE Josepha Bergina III. Pokazówki – cacuszka. Czy to underground, czy oldskulowe klimaty, jest równie fajnie. Niestety, mało treściwie.

- ZAWSZE JEST TEN PIERWSZY RAZ & MUSIC BOX Michaela Dialynasa. Obie nowelki ładnie narysowane i opowiedziane. Pierwsza mi podeszła, bo autor bezpretensjonalnie zapodał anegdotę. W drugiej historyjce niestety już nie zdołał.

- DOM Dimitrisa Taxisa. Rysunkowo coś jak wczesny Trejnis. Scenarzysta poszukiwany na gwałt.

- PODUSZKA DLA CIEBIE, PODUSZKA DLA MNIE, ŻADNEJ KAWY DLA NAS J.P. Magalaesa i Gabriela Azevedo. Fajna technika rysunku. Na pięć plansz komiksu dwa efekciarskie kadry, ale całość bardzo ekspresyjna. Scenariusz pretekstowy do bólu – znowu można było całość zmieścić w 3-4 kadrowym pasku (max 1 plansza).


- LISTONOSZ, WIŚNIE I SIKORKI Janka Kłosowskiego. Podobnie jak rozpoczęcie, również zamknięcie pierwszego numeru jest bardzo dobre. Wręcz wyśmienite!

Klos nie jest może jeszcze jakimś super wymiataczem jako rysownik. W PIRACIE jest wielu lepszych od niego pod tym względem. Na szczęście braki warsztatowe zostały zrekompensowane świetnie sprzedanym scenariuszem. Jest zagwozdka, wciągająca akcja i pointa (dla odmiany!) nie wyjęta z dupy. Jak dla mnie jest to najlepszy szort komiksowy bieżącego roku.

Komiks można przeczytać w sieci. I warto, bo w porównaniu z pozostałymi nowelkami z PIRATA, tylko ten jeden ma w sobie coś więcej niż świetne ilustracje. Serdecznie polecam również śledzenie Pustynnej Opowieści. Pokaz umiejętności scenopisarskich w Listonoszu podniósł moje oczekiwania co do flagowego webkomiksu Kłosowskiego. Czuję, że się nie rozczaruję.

Z powyższych refleksji wynika , że rysownicy czują język komiksu, umieją opowiadać i przyciągać czytelnika do swoich komiksów. Nie wyczuwa się wpadek graficznych, bo w większości jest to profesjonalna i budząca podziw robota lub przynajmniej solidne rzemiosło dobrze rokujące na przyszłość. Szkopułem jest to, że aby opowiadać, trzeba mieć o czym. W przeciwnym razie otrzymujemy bełkot i bicie piany.

Na szczęście

gdzieś „TAM”

czają się scenarzyści

których rewelacyjne pomysły

cierpliwie czekają na zilustrowanie.

AMEN
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...