Friday, December 28, 2012

biletowo ex post

Urwało mnie od blogaska za sprawą afery biletowej.
Temat przemielono w mediach na wszystkie strony ale zostawiam ślad na blogasku dla potomności.
Przypominam, że wszystko zaczęło się tak:
(zalaminowane cudeńka prosto z ZTM - wersja dla kolekcjonerów)

a zakończyło tak:
(komentarz Mariusza Tarkawiana w grudniowym ZOOMie)

Po drodze było "i śmieszno i straszno".

Całą sprawę rzetelnie relacjonowała Komiksomania.
Pozostałe media (prasa, radio, telewizja polska i polskojęzyczna) robiły swoje.
Zdarzyło się też kilka ciekawych komentarzy w Internetach
chociażby TUKEJ (na blogasku o sztuce)
i TUKEJ (natemat też w temacie)

Z ciekawostek przyrodniczych:
- na sekundę obudził się ze snu wiecznego Motyw Drogi
- ogarnięci słusznym gniewem młodzi ludzie wyszli na ulicę (pod hasłem "stop tolerancji dla tolerancji")
- napisano przynajmniej dwa listy otwarte do samego prezydenta (pierwszy/drugi)
- życzliwe osoby z kilku miast oferowały azyl
- życzliwe osoby z kilku miast oferowały wpierdol
- na odsiecz przybył Janek Koza niczym rycerz na białym koniu i uratował świat

Nutka w temacie:
 

Sunday, October 21, 2012

Corben na niedzielę - Aliens: Alchemy (1997)

Cykl blognotek poświęconych niesamowitym komiksom wspaniałego Richarda Corbena. 
Wydawnictwo Dark Horse eksploatując franczyzę na xenomorfy zostawiło w swoich archiwach sporo komiksów interesujących ze względu na zatrudnionych artystów. Są to raczej dość zapomniane dziełka obecnie funkcjonujące na zasadzie ciekawostek, zwłaszcza po restarcie Alienowego universum. W każdym razie fajnie jest zobaczyć jak na łamach poszczególnych miniserii radzili sobie z tematem morderczych kosmitów tacy wymiatacze jak Kelly Jones (Hive - 1992), Sam Kieth (Earth War - 1990) czy Eduardo Risso (adaptacja Ressurection - 1998). W tym kontekście warto wspomnieć również o wydanej w 1997 trzyczęściowej Alchemii zilustrowanej przez Richarda Corbena.

Za scenariusz komiksu odpowiada John Arcudi. Obecnie piersza liga (w swojej niszy) i uznanie dzięki pracy nad BPRD. Wówczas toporny wyrobnik, którego niechlujstwo po latach budzi uśmiech zażenowania. Do poziomu scenarzysty na szczęście nie zniżył się rysownik. Corben co prawda potraktował materię jako kolejną hałturę (co czasem widać) ale z drugiej strony, była to jego pierwsza seria rysowana na zlecenie tak dużego wydawcy i swoją szansę bez wątpienia wykorzystał. Od Alchemii można w sumie mówić o przejściu Corbena do majorsów na stałe. Coś, co dla młodszych rysowników byłoby pierwszym krokiem w karierze dla żyjącego klasyka było udaną inwestycją w emeryturę.

Okładki to pokaz Corbena bawiącego się komputerem. Są to efekty finalne jego elektronicznych poszukiwań z lat '90, do których już raczej nie wraca. Zawartość zeszytów zaś to powrót do czystego graficznego stylu rozwijanego do dziś. Corben uprościł pracę stawiając na mocniejsze kontrasty, odejście od lizania areografem na rzecz szraferunku oraz zostawienie kolorów asystentom.

Najlepiej bronią się elementy wykreowanego świata. Ludzka kolonia funkcjonuje w oderwaniu od macierzy w warunkach wręcz postapokaliptycznych. Przedziwny Dziki Zachód poddany jest totalitarnej presji i religijnej indoktrynacji. Wersję Corbenowską kupuję bardziej niż podobne realia przedstawione na przykład w komiksach Leo (światy Aldebarana). Jako, że rysownik stale pracuje nad kolejnymi komiksami dla Dark Horse, teoretycznie jest możliwość aby narysował jeszcze choćby Alienowego oneshota. Ale czy jest sens wchodzić dwa razy do tej samej rzeki?

Aliens: Alchemy
scenariusz: John Arcudi
Dark Horse 1997

Sunday, October 14, 2012

Corben v.s. Azzarello (runda 2)

Niespodzianka!  W nawiązaniu do poprzedniego odcinka, dziś na łamach goszczę samego Briana Azzarello, któremu kilka pytań o współpracę z Richardem Corbenem zadał Robert Popielecki.

Robert Popielecki - Jak zaczęła się Twoja współpraca z Richardem Corbenem?
Brian Azzarello - Karen Berger, wydawca z Vertigo, po tym jak przyjąłem propozycję pisania do Hellblazera, powiedziała, że skontaktowała się z Richardem Corbenem. Zaznaczyła, że będzie to krótka historia – 4-5 zeszytów. Richard raczej nie lubi długich serii.

RP - Kiedy współpracowałeś z Corbenem pisałeś scenariusze w jakiś inny sposób? „Pod rysownika”?
BA - Nie. Pisałem swoje. Richard to facet o ogromnym talencie, doświadczony komiksiarz. Miałem pełną świadomość, że zrobi dobrą robotę i nada każdej z tych historii niepowtarzalny charakter.

RP - Która z waszych wspólnych historii jest Twoją ulubioną?
BA - Wszystkie je lubię. Nie mam tej „naj”. Lubię je wszystkie z różnych powodów.

RP - Pytanie o waszą mini serię „Cage” – można spotkać się z opiniami, które uważają ten album za w pewien sposób obraźliwy.
BA - Wiem. Obaj – ja i Richard – zawsze chcemy oddać prawdę o jakiejś postaci. Ukazać ją zgodnie z intencjami, z jakimi została stworzona. A prawda bywa obraźliwa. Poza tym sposób, w jaki Richard rysuje – on nie pokazuje ładnych ludzi, każdy jest w jakiś sposób zdeformowany. Karykaturalny. To jego sposób rysowania. Jest karykaturzystą, uwypukla charakterystyczne cechy postaci i wszyscy wyglądają brzydko.
Moim celem było wrzucenie Cage’a z powrotem w miejsce, z którego się wywodzi, do czarnego getta. Inspiracją były filmy z gatunku blaxploitation, które osobiście uwielbiam, jak „Shaft”, „Super Fly”, „Foxy Brown”
Ten gość, Cage, ma super moce i mówi otwarcie – wynajmijcie mnie. Zapłaćcie mi, a będę waszym super bohaterem. Nie działa bez powodu, jest do wynajęcia. W świecie biedy, którym są czarne dzielnice każdy każdemu za coś płaci. Czemu nie za super moce? Gdybym miał kuloodporną skórę moja oferta byłaby jasna: chcesz coś załatwić? Zapłać mi!

Łódź, MFKiG 2012

Thursday, October 4, 2012

Jak się bawić?


Polskie środowisko komiksowe jest zakompleksione i zawistne (lub jak chce Michał Boromir - perwersyjne i poryte). Po dekadzie walki w podziemiu Internetowych forumków przyszła pora na rozliczenia i pretensje kombatantów. Jedni stają tam gdzie wtedy stało zomo, inni płaczą w bezsilnym żalu do całego świata. Jeszcze inni szykują kwity na resztę. Gdy dwa lata temu pojawił się w Przekroju artykuł o kosie Mistrza Rosa z Mistrzem Polchem za donos "oni kradną papier" było trochę śmiechu. Ciekawe, komu będzie do śmiechu za kolejnych dziesięć lat gdy do gardeł skoczą sobie obecni komiksowi luminarze? Inna sprawa, że podziały są kwestią jak najbardziej naturalną. Gdy broniliśmy okopów Świętej Trójcy łączyła nas miłość do komiksików. Po latach wyszło, że ta miłość przejawia się różnie. Można zatem komiksy "zbierać, czasem też je czytać, pisać, rysować, wydawać, składać, literować, tuszować, sprzedawać..." Można oczywiście łączyć te funkcje ale nie znaczy że z każdą grupą miłośników ulubionego medium można i koniecznie trzeba się identyfikować i solidaryzować. Gdy dochodzi kryterium treści (jeśli ktoś akurat czyta) to mamy polaryzację od kolekcji Maczete aż po chamskie andergrandy.

Czynnikiem najbardziej antagonizującym polskie komiksowo jest (moim zdaniem) brak przejrzystości. Sytuacja polskiego komiksu opiera się na grze pozorów i wzajemnych podchodach w godowym tańcu chowu wsobnego. Szczerze przyznaję, że z autopsji wiem, że im większa poza i lans, tym większa frustracja kryje się w tle. W drugą stronę jeszcze gorzej - hasło "róbmy swoje" często jest interpretowane opacznie. Smuteczek.

Do rzeczy. 
Postanowiłem udostępnić poradnik jak wyjść z getta do galerii. Teza jest wałkowana do usrania ale kwestia techniczna to wielka tajemnica dostępna wybrańcom. Wbrew pozorom rzecz nie jest taka trudna jak by się wydawało. Właściwie wszystko można zorganizować w trybie DIY. Posłużę się przykładem swoich dwóch ekspozycji, które uświetniały obchody mojego dziesięciolecia pracy twórczej.

Jako rozbiegówka zagadnienie:
1. Jak zorganizować wystawę podczas MFK(iG)?

Banalnie prosto. Trzeba zrobić wystawę w terminie gdy odbywa się festiwal i najlepiej wcelować z wernisażem w pierwszy weekend października. Podesłać info do organizatorów, którzy z automatu takie komiksowe wydarzenie wpisują do rozkładu jazdy imprezy.
W ubiegłym roku szczęśliwym zbiegiem okoliczności moja wystawa "10 lat z wariatami" załapała się w ten sposób na sam początek programu i faktycznie (choć zupełnym przypadkiem) mogła być odczytana jakby otwierała MFK. Wiadomix, że w mediach podłapano coś z początku listy - chwyt retoryczny znany od czasów dinozaurów.

Taka wystawa może być zainstalowana wszędzie: w prywatnym mieszkaniu, na ulicy, w bibliotece, w domu kultury, w szkole, w knajpie, w toalecie... Dla mnie jedynym problemem była odległość więc w roli kuratora wspomógł mnie kolega Lodzermensch Robert Popielecki. Zagadałem do niego w tej sprawie pół roku wcześniej i on już wszystko załatwił, wydrukował, powiesił gdzie trzeba, sxerował katalog i kupił szampana na wernisaż. Przyjechałem na gotowe. Taki kurator to prawdziwy skarb. Przy okazji, niniejszym jeszcze raz dziękuję.

Przejdźmy na wyższy level:
2. Jak zorganizować profesjonalną wystawę w galerii? 

Taka wystawa jest nieco trudniejsza, bo sama w sobie ma być wydarzeniem więc odpada opcja podpięcia pod większą imprezę. Chociaż, w sumie można przecież uśmiechnąć się do jakiegoś kongresu kultury, biennale sztuki, nocy kultury, festiwalu poezji... tak jak to zrobiliśmy z Dominikiem Szcześniakiem w ubiegłym roku przy okazji akcji billboardowych. Czyli - można sobie tak ułatwić sprawę.

Drugą trudnością jest miejsce. Ma być GALERIA! W końcu wychodzimy z getta.
Przez całe lata '90 komiksiarze (często po ASP) nie wiedzieć czemu tułali się po domach kultury i bibliotekach. Wytworzył się mental biednego krewnego, jakby przestrzeń galerii była tabu. Nie pomagały nobilitacje w stylu "przełomowego" Comix'sage, które odrzucały otoczką bufonady i zarezerwowania galerii dla malarzy wychuchanych w pracowniach na ASP. Lansowanie Story artu jest o tyle fajniejsze, że nie stawia się na pierwszym miejscu warsztatu co jednak może skutkować forsowaniem innego rodzaju hochsztaplerki.

Mniejsza z tym. Wybieramy sobie galerię.
Przyjmujemy na klatę to, że w jakiejś mogą nas nie chcieć. Wchodzimy do cudzej piaskownicy więc nie czas na łzy.
Ja upatrzyłem sobie SoS sztuki. Ugadałem się z właścicielkami (Sylwią i Marzeną). Z terminem wcelowałem w Carnaval Sztuk-Mistrzów. Była to konieczność - Lublin jest miastem studenckim i latem wymiera.
Jak widać, podstawa to dobra miejscówka. SoS Sztuki jest galerią elitarną.
Już samo dotarcie do niej wymaga odwagi i jest miejską grą intelektualną o wysokim poziomie trudności.
Ponoć gps się gubi (budynek to centrum miasta, lokalizacja idealna).
Niebanalny wystrój wnętrz zapowiada prawdziwą artystyczną przygodę.
Pora na kwestie merytoryczne. Wystawa podobnie jak album powinna mieć pomysł, scenariusz, dramaturgię. Nie idziemy na łatwiznę. Ponadto, trzeba pamiętać że komiks w galerii nie służy do czytania. Inaczej - jak zaprezentować w przestrzeni galerii ALBUM? A jak zaprezentować w galerii na przykład "Lalkę" Prusa?
Owszem, da się.
To znaczy, tak myślę że na pewno się da.
Ale książki są do czytania a lepszym nośnikiem jest papier/tablet niż ściana.

Kolejna ważna sprawa - właśnie - ściana!
Wchodząc do galerii musimy zaistnieć jej kontekście. Powieszenie rządkiem 100 antyram z obrazkami (przy prezentacji albumu banalnie proste) świadczy o niezrozumieniu tematu. A już pokazanie w ten sposób przypadkowych prac mija się z celem. No, chyba że na celu mieliśmy "prezentację" ale wtedy idziemy ze swoimi planszami do domu kultury a nie zawracamy głowę galeriom.

Ja postawiłem pogodzić retrospektywę dychy w komiksowie z dyskursem o celowości wystawiania komiksów w galeriach. Czyli moim głównym tematem był komentarz do obecnej sytuacji polskiego komiksu. Totalna hermetyczność zagadnienia opakowana w atrakcyjną formę (komiksu - a jakże).
When you see it, you will shit bricks!
Kluczem do sukcesu jest dostosowanie dzieł do wnętrza. Tukej w wersji hardkorowej. 
Mural. Ponoć popularna forma. Mile widziana w przestrzeni galeryjnej.
Cała scena z pierwszego Degrengolandu ze sprytnie zaakcentowaną pointą
.
Metryczka pod dziełem sztuki.
Przy okazji doszliśmy do zagadnienia "zespoły twórcze a komiks autorski".
Plansze w antyramach? Bitch, please!
No dobra, sprawdzają się jako zapchajdziury.
Ewentualnie można ich użyć ironicznie (jak słone paluszki na wernisażu).
Jak duży format to na całego. Skill tapetowania przydaje się w czasach kryzysu.
Odpady z drukarni nie poszły na zmarnowanie.
Zakonotujcie sobie, żeby zawsze się podpisać!
Nawet nie wiecie jak bardzo jest to ważne.
Hint. Katalog. Tukej w wersji Zrób To Sam.
Zagrałem kilkoma formatami papierów i złożyłem fikuśnego zinka.
Dobry kawał Story Artu jest zawsze na miejscu w przestrzeni galeryjnej.
Jestem z siebie dumny. Serio, montując ten Story Art poczułem się stuprocentowym Artystą.
Nie ma to jak na plakatach swojej wystawy umieścić rysunki kolegów.
Pora na odpowiednią oprawę finisażu.
Dwa dni po wernisażu życie dopisało epilog.
...
The End
Koszta:
Właściwie są takie same jak przy produkcji zina. Drukarka, toner, jakieś farby. Jedzonko i popitka na wernisażu. W tym przypadku zamknąłem się w kwocie 100 PLN. Oczywiście nie licząc cennego czasu gdyż realizacja trwała około dwóch tygodni pracy po godzinach.

Truizmem będzie przypomnienie, że trzeba zadbać o jakiś feedback i dokumentację:
- artykuł w Kurierze Lubelskim
- kibicowanie w Ziniolu
- relacja z wystawy również w Ziniolu
- fotorelacja w magazynie LAJF

Filmik to też dobra pamiątka:
Podziękowania dla:
- Sylwii Piotrowicz i Marzeny Miszczuk-Głowackiej za oddanie mi ścian do dewastacji
- Daniela Gizickiego, Sebastiana Frąckiewicza, Piotrka Rulikowskiego i Tomka Mapeda za rozkminkę tematu wieszania się w galerii
- Kamila R. Filipowskiego i (jeszcze raz) Tomka Mapeda za farby, o które nie musiałem długo żebrać
- Roberta Zaręby za pudło z laleczkowymi odrzutami
- Dominika Szcześniaka za filmik, składanie katalogu i tekst do tegoż
- Pawła Wojciechowicza za obrazki, które przerysowałem
- Leszka Wicherka za ilustrację na plakat
- Roberta Popieleckiego za wystawę "10 lat z wariatami"
- Szanownej Małżonki za poczęstunek wernisażowy i cierpliwość

Tuesday, October 2, 2012

Nadciąga MFK(iG) 2012

Od piątku (a właściwie już!) zaczyna się 23 edycja Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi. W tym roku nazwa wyjątkowo zobowiązuje: masa zagranicznych gości, 30-lecie magazynu Fantastyka, różnorodne wystawy i wysyp świetnych premier. Rozkład jazdy imprezy zapowiada się niezwykle bogato.

Tradycyjnie już włączyłem się w moderacje spotkań i w nocne ślęczenie nad darmowym biuletynem eMeFKa NEWS. Od razu więc zapraszam na następujące punkty programu:

W sobotę, 6 października w sali 6 ŁDK o godzinie 13:00 przepytam autorów komiksu "Kłamca. Viva l'arte". Zastanowimy się czy Jakub Ćwiek jest w stanie uratować polski komiks (miałem o tym notkę).

Za to o 18:30 w sali 221 ŁDK Marek Turek opowie o dziesięcioletniej pracy nad albumem NEST. Przypomnę, że tyle samo czasu trwało tłumaczenie Trenu Finneganów. Czy był to porównywalny wysiłek?

W niedzielę, 7 października już o 10:30 zapraszam do sali 221 ŁDK na spotkanie z Dominikiem Szcześniakiem i Marcinem Rusteckim. Autorzy albumu KSIONZ zapowiadają, że odpowiedzą na każde pytanie a w dodatku rozlosują OBRAZ wśród fanów zamawiających komiks w preorderze.

O 11:30 przesiądę się na fotel dla gościa i dobrowolnie nie zejdę z niego aż do 12:45. Najpierw wspólnie z ekipą polsko-ukraińską podsumujemy tegoroczną edycję projektu City Stories a następnie już solo odpalę slajdówkę przybliżającą dotychczasowe działania Domu Słów - Pracowni Komiksu. To tak w ramach zamknięcia celebracji dyszki w komiksowie.

Z moich publikacji w tym roku przygotowałem tylko komiks do City Stories. Ale za to ambitnie uderzyłem w format zeszytówki: 21 stron w kolorze do scenariusza Alexeya Fomichova więc nie ma wstydu (a wręcz przeciwnie). W ogóle antologia wyszła bardzo fajnie - łącznie pocisnęliśmy prawie 100 plansz więc od razu widać, że tematu nie potraktowaliśmy jako chałtury (co niestety było dotychczasową regułą w tym projekcie).


Drużyna Kozaków: Igor Baranko, Andrij Tkalenko, Alex Fomiczow, Oleksij Czebykin v.s. Drużyna Lachów: Karol Konwerski, Paweł Timofiejuk, Maciej Pałka, Wojciech Stefaniec. Autorem okładki jest Bartosz Kosowski.

Sunday, September 30, 2012

Corben v.s. Azzarello

Do Łodzi po raz kolejny zawita Brian Azzarello. W nadchodzącym tygodniu poprowadzi mistrzowskie warsztaty, których efekty zostaną opublikowane w specjalnej komiksowej antologii. Słynnego scenarzystę będzie można również spotkać podczas 23 edycji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu (i Gier). 
Z tej okazji dzisiejszą corbenowską notkę poświęcam kooperacji tych dwóch panów.
Pod koniec lat '90 w galerii magazynu "Fantastyka" ukazała się prezentacja corbenesek stworzonych bodaj dla Penthouse Comix. Renderowane komputerowo przygody Dena nie przypadły do gustu redaktorowi (i z tego co pamiętam też czytelnikom) Fantastyki. Wydźwięk artykułu towarzyszącego galerii był jasny: Corben się skończył. Nikt wówczas nie przewidywał, że ponad pięćdziesięcioletni artysta, który zmieniał oblicze komiksu w latach '70 i '80 nagle wejdzie w niezwykle produktywną fazę, która trwa do dziś.

Tymczasem taką zapowiedzią był pamiętny występ w pierwszej części antologii Batman: Black and White w 1996. Tu Corben wystąpił jako "żywy klasyk" ale z perspektywy czasu widać, że było to znamienne wydarzenie: przejście w objęcia komiskowych korporacji.

Nieco późniejszy udział Corbena w serii Hellblazer jest równie naturalny jak rysowanie przygód Conana. Należy bowiem wspomnieć, że drogę rysownikowi utorował już wcześniej Steve Pugh rysujący na początku lat '90 w podobnej (zaryzykuję, że inspirowanej Corbenem) manierze. Pugh ilustrował Hellblazera już podczas runu Jamiego Delano a później był gwiazdą Animal Mana (również run Delano) i awansem pojawił się w Preacherze. Ilustracje Corbena nie były więc dla czytelników komiksów imprintu Vertigo jakimś wielkim szokiem.

Na pewno pozytywnym szokiem była miniseria Hard Time ale raczej w kontekście całej serii poświęconej przygodom Johna Constantina. Hellblazer stał się niezwykle popularny podczas runu Gartha Ennisa. Później (jeśli chodzi o aspekt sprzedaży) seria znajdowała się na równi pochyłej podczas długaśnego runu Jenkinsa i Philipsa. Ratunkiem miało być zaangażowanie Warrena Ellisa ale jak wiadomo ten walnął focha po kasacji numeru "Shoot". Wtedy pojawił się Brian Azzarello i przywrócił serii blask. Podczas swojego stażu poszedł śladem Ennisa ale zrobił to z większą klasą. Wyrwał Constantina z dotychczasowych uwikłań i wysłał go do USA- jednocześnie wplątując w szaloną kabałę. Na dobry początek wtrącił go do więzienia. Historia Azzarello zamknęła się w czterech wydaniach zbiorczych. Pierwszym tpb jest penitencjarna miniseria zilustrowana przez Corbena. Można ją czytać w oderwaniu od pozostałych ale zalecana jest lektura całego runu, nawet jeśli miałaby to być jedyna przygoda z Hellblazerem.

HELLBLAZER: HARD TIME
scenariusz: Brian Azzarello
DC Vertigo 2000

Kolejną okazją do wspólnej pracy była miniseria Banner. Jest to jeden z niewielu komiksów Corbena opublikowanych w Polsce. Zebrał u nas dość słabe recenzje ale nie oszukujmy się - nie jest to szczyt możliwości obu autorów. Co ciekawe w USA seria była hitem i weszła do Hulkowego kanonu. Cytat z Bannera spowodował u mnie jeden z nielicznych uśmiechów podczas seansu filmowych Avengersów.

BANNER
scenariusz: Brian Azzarello
Marvel 2001


Wydawałoby się, że rysowanie komiksów o napakowanych olbrzymach pokroju Hulka jest tym w czym Corben sprawdza się najlepiej. Jednak okazało się, że brutalna bandycka historia jak w Hellblazerze wyszła artystycznie korzystniej niż Sałata okładający się na pustyni z Doktorem Samsonem. Pogodzeniem obu trendów miała być do tej pory ostatnia z miniserii nad którymi wspólnie pracowali Azzarello z Corbenem.

Luke Cage (Power Man - listek figowy Marvela, jeden z koncesjonowanych Afroamerykańskich superbohaterów) jest typem osiłka rozwiązującego swoje problemy serią taktycznych zagrywek (i okazjonalnych mordobić) pomiędzy posiedzeniami w barze. Lakoniczne odzywki, oszczędna motoryka i kontemplacja własnego odbicia w lustrze to cechy jakimi obdarzył bohatera scenarzysta miniserii opublikowanej w imprincie MAX. Corben ładnie podkreślił je swoją kreską wydatnie wspartą kolorami. Jose Villarrubia jest bardzo dobrym kolorystą z którym Corben pracował nie raz. Na potrzeby seii udatnie nawiązał do stylu wypracowanym przez rysownika w latach '80. 

CAGE jest pastiszem gangsterskiej opowieści i parodią stylówy gangsta. Przeciwnikami klocowatego bohatera są pomniejsi marvelowscy łotrzy: Tombstone i Hammerhead, którzy będąc podwórkowymi królami zbrodni nie mają startu do Kingpina. Nic dziwnego, że Luke Cage może wykiwać ich w przerwie na siku. Kreacja wyszła bardzo fajnie. Co prawda nie znajduje się w oficjalnym marvelowskim continuity ale Bendis pisząc kolejne przygody Cage'a puszczał do czytelników oko, że nie ma nic przeciwko wyczynom Azzarello i Corbena. 
Warto się zapoznać z tymi komiksami. Przynajmniej po to aby uświadomić sobie jak bardzo główny nurt wchłonął coś co wcześniej mogło funkcjonować tylko w undergroundzie. Bo to nie Corben nagiął się do wymagań majorsów ale mainstream dorósł do czegoś co artysta z powodzeniem robił od lat.

CAGE
scenariusz: Brian Azzarello
Marvel 2002

Sunday, September 23, 2012

CORBEN na niedzielę – Murky World (2012)

Cykl blognotek poświęconych niesamowitym komiksom wspaniałego Richarda Corbena.

Pan Corben zapowiedział, że nie składa broni i będzie rysował póki starczy mu sił. Dosłownie – ma zamiar zejść nad planszą! Gwoli przypomnienia, za tydzień artysta będzie obchodził 72 urodziny a kolejne projekty nadal realizuje z godną podziwu regularnością.  Tak więc zapowiedzi ślęczenia nad komiksowymi planszami aż do grobowej deski brzmią niepokojąco. Życzę mistrzowi, który w branży działa już ponad 40 lat aby w dobrym zdrowiu napinał przynajmniej do setki. 

Znamienne, że im Corben jest starszy, tym chętniej sięga po starszych wiekiem bohaterów. Podstarzałym herosem jest też Tugat – bohater zeszytu Murky World. O ile łysina to mrugnięcie okiem dla fanów flagowej serii o przygodach napakowanego Dena to siwa broda, zmarszczki i nieco przywiędłe muskuły świadczą o tym, że w komiksie pierwotnie wydanym w odcinkach w „Dark Horse Presents” mamy do czynienia z wojownikiem nieco steranym życiem. Zresztą, zerodowany, pustynny świat przez który wędruje Tugat zdaje się nikogo nie oszczędzać. Nawet martwi nie mogą tu zaznać odpoczynku gdyż na każdym kroku można natknąć się na nekromantę-kacyka*. 

Bohater mimo zmęczenia nadal zachował awanturnicze nawyki – zwłaszcza jeśli w ucho wpadnie mu słowo klucz: „skarb”. Problemy załatwia zaś coraz częściej podstępem niż ogniem i mieczem. Chociaż prawdę mówiąc nadal zdarza mu się zostać zrobionym w konia (w tym przypadku wierzchowiec ma na imię Frix) a okazja do użycia miecza trafia się i tak częściej niż by chciał. Tak oto wyobraża sobie Corben emeryturę przeróżnych Conanów.

Zeszyt składa się z trzech epizodów, które co prawda łączą się ze sobą ale nie tworzą spójnej fabuły. Są to wyrywki niekończącej się podróży, w której możemy przez chwilę towarzyszyć Tugatowi. Na pewno komiks ma potencjał na dłuższą realizację ale wydaje się, że wycieczka do mrocznego świata była Corbenowską krotochwilą. 
Jak zwykle mocną stroną są ilustracje. Technika pozornie bardzo prosta – ołówki dopełnione płaskim szarym kolorem. Wykonanie jak zwykle brawurowe. Corben jest mistrzem światłocienia, którym buduje niezwykle sugestywny klimat.
MURKY WORLD
scenariusz i rysunki: Richard Corben
Dark Horse Comics 2012

*Można też spotkać dwie wojowniczki przemierzające pustynię – osobiście uważam, że jest to świetny pomysł na komiks. 

Tuesday, September 18, 2012

Rynkopsuje

Komiksy na tablety. 
Za darmo. 
To nieprzyzwoite!

Można poczytać po kliknięciu w obrazki:

- Antologia Gniazdo Światów zbierająca szorciaki Bartka Biedrzyckiego. 68 stron. Zrobiłem okładkę. Wielką inspiracją był dla mnie TEN klasyczny cover.
- Przy okazji nowego numeru lubelskiego/międzynarodowego magazynu Z/N przypominam, że w numerze piątym (wakacyjnym) miały miejsce komiksowe piłkarskie reminiscencje w postaci epizodu "Przygód Leszka". Komiks do scenariusza Dominika Szcześniaka można przeczytać śmigając na stronę 114 tego zacnego periodyku o SZTUCE*. Ponadto przekazuję miłego njusa: Z/N został doceniony przechodząc preselekcję konkursu European Youth Award. Tak trzymać!

*Jeśli ktoś brzydzi się SZTUKĄ, zawsze może przeczytać (też online) rzeczony epizod na stronie Ziniola.

Sunday, September 16, 2012

CORBEN na niedzielę – WIELKA STOPA (2005)

 Cykl blognotek poświęconych niesamowitym komiksom wspaniałego Richarda Corbena.
W roku 2004 wydawałoby się, że Corben już zadomowił się na swojej „emeryturze” u majorsów (DC/Marvel). Współpraca z Brianem Azzarello jak wiadomo zaowocowała ciekawymi albumami. Ukazał się też numer antologii SOLO poświęcony (nomen omen) krótkim formom zilustrowanym przez Corbena. Nadal jednak upychanie twórcy w klimaty około trykotowe czy sporadyczne występy gościnne (Swamp Thing) były raczej świadectwem poszukiwania bezpiecznego miejsca dla zasłużonego klasyka. Widać jednak, że rysownik nie składał jeszcze broni. Zatęsknił do swoich ulubionych tematów czego efektem jest BIG FOOT - czterozeszytowa miniseria wydana przez IDW.
Corben wrócił do tego w czym był najlepszy, czyli do rysowania potworów.

W 1973 roku w przerażających okolicznościach ginie małżeństwo biwakujące w chatce w Parku Narodowym Blackwood Mountains. Ocalał tylko Bill, chłopiec którego wersja wydarzeń zostaje zignorowana. Masakrę zamieciono pod dywan. Do czasu. Mija 30 lat i ponownie dochodzi do brutalnych ataków. Bill wraca na miejsce traumy z dzieciństwa aby pomścić swoich rodziców. W polowaniu na tajemniczą bestię pomaga mu szeryf Hicks przypominający z aparycji Chucka Norrisa.

Fabuła prosta jak budowa cepa oparta jest na sprawdzonym schemacie horrorów. Mimo klisz napięcie jest bardzo sprawnie budowane. Sceny biegania po lesie i rozrywania żywcem kolejnych turystów (jest też rzeź nastolatków!) choć przewidywalne – nie nudzą. Antagonista zazwyczaj pojawia się znienacka, wyskakując nagle z rykiem na efektownym splashu. Potem następuje zwyczajowa jatka. Następnie chwila wytchnienia, znowu małpa wyskakuje z krzaków... i tak aż do wybuchowego (serio!) finału.
Steve Niles i Rob Zombie postawili na bezpretensjonalne gore z badassowymi momentami. Zresztą, te nazwiska mówią za siebie. Trzeba jednak dobitnie podkreślić, że komiks broni się tylko dzięki ilustracjom. Niezłego wrażenia nie są nawet w stanie popsuć paskudne kolory w których roi się od błędów wynikłych z nieporadności (sic!). Po raz kolejny okazało się, że Corben jest artystą umiejącym pociągnąć nawet najbardziej durny scenariusz i (mimo sabotażu kolorystów) upichcić z niego coś zjadliwego.

W efekcie, dość średni chałturniczy komiks stał się odskocznią w kierunku horroru. Z perspektywy widać, że był to stały trend. Majorsi pozwolili straszyć starszemu panu w kolejnych projektach a na horyzoncie pojawił się bodaj najlepszy „potworny” komiks ostatnich dwóch dekad: Hellboy.

BIG FOOT 
scenariusz: Steve Niles & Rob Zombie
IDW Publishing 2005

GROAAAAAAAAAAAAAR!
Ilustracja streszczająca całą fabułę.

Friday, August 17, 2012

Czy ma pan tablety?

E-komiks w natarciu.
Nadchodzi cyfrowa rewolucja. Światełko w tunelu dla czytelnictwa komiksów w Polsce.
Tak optymistycznie relacjonuje zapowiedź powstania dwóch* platform dystrybucji e-komiksów Sebastian Frąckiewicz w Polityce. Fakt, być może stoimy w obliczu zmiany. Oczywiście na lepsze bo gorzej raczej już być nie może - powrotu do Wielkiej Smuty lat '90 nie będzie.
W każdym razie, oprócz trzymania kciuków (i ciężkiej codziennej pracy) warto zadać pytanie, czy ewentualny boom na komiksowe e-booki przełoży się na kondycję polskiego komiksu? Tym bardziej, że nieco skonfudowała mnie treść linkowanego artykułu. Wolałbym aby ten tekst był nie tylko o "komiksie cyfrowym w Polsce i dwóch platformach do dystrybucji e-komiksów, które powstaną jesienią" ale też o polskim komiksie cyfrowym.

Kilka uwag w punktach:
- komiks cyfrowy w Polsce - istnieje od lat i ma się zdumiewająco dobrze. Kilka premier w tygodniu, światowa klasyka i absolutne nowości. Można czytać na tablecie (widziałem u znajomego). Za darmo. Kradzione. Mowa oczywiście o scenie skanslacyjnej. Wszyscy zainteresowani znają linki. Zainteresowani tematem bardziej znają też statystyki.
- polski komiks cyfrowy - jako taki też już istnieje. Przypomnę, że pierwszą próbę cyfrowej sprzedaży komiksów wprowadziła ze 20 lat temu ś.p.Mandragora. Później były ebooki Ojca Rene, zanim jeszcze przeszedł na papier, następnie choćby Degrengoland (za darmo, w cbz i pdf, po polsku i angielsku, premiera rok temu) a obecnie prym wiedzie cyfrowy Konstrukt**.
- komiks na iPady - jedno słowo: Skutnik. Drugie: App Store. Trzecie: Rewolucje. Chyba wystarczy? Dodam, że było to na początku 2009 roku. Stare - było.
- platformy dystrybucji - Nigga, please. Jest jedna, w dodatku mała i należąca do wydawnictwa i promująca autorską serię ale nie można jej zamilczać. Mowa o cyfrowym Konstrukcie i inicjatywie Hydra (czyli o sieci viralowych sklepów wydawnictwa Czarna Materia).

Moje uwagi są być może tylko zbędnymi ciekawostkami ale ich pominięcie nieładnie mi zazgrzytało z wywiadem w PIANIE gdzie szanowny kolega Seba polemizuje z poglądem (jakoby środowiskowym) o nie sraniu do własnego gniazda. Moim zdaniem zaś właśnie to robi narzekając jak stara baba a jednoczenie nie zauważając pewnych oczywistości. Nic nie dzieje się samo tylko i wyłącznie dlatego, że wydawca wyłoży kasę i da komuś etat. Coś się nieustannie dzieje (i staje) dzięki mozolnej pracy u podstaw bandy Syzyfów, którzy nie mają czasu na próżne żale bo w tym czasie rysują/wydają/sprzedają (sic!) komiksy.

Od marudzenia mamy funkcyjnego.

W notce powinien być obrazek więc wklejam trybucik jaki wykonałem dla kolegów publikujących webkomiks o Stalowym Jeżu. ----->za darmo TUKEJ Dostępna jest wersja w cbz. Jako ciekawostkę dodam, że Lupus był pierwszym polskim twórcą publikującym w tym formacie od ładnych kilku lat. <------------
Alleluja i do przodu!







*a może nawet trzech, o czym szepce czat na FB.
** lista polskich e-komiksów dostępnych w sieci za darmo: LeK (Aleja Komiksu)

Tuesday, August 14, 2012

Moja przygoda z pedałami*


*Z góry zastrzegam, że „pedałów” użyłem jako synonimu „ciot”. Robię to bez negatywnych konotacji (niejako forsując mema neutralności). Ponadto informuję, że czaję różnicę między tymi dwoma terminami. Przynajmniej takie mam wrażenie po lekturze „Lubiewa”.

Wielki Atlas Ciot Polskich” to kolejne prestiżowe przedsięwzięcie komiksowe, w którym miałem przyjemność wziąć udział. Razem z Karolem Konwerskim przygotowaliśmy czterostronicową adaptację „Michaśki Literatki”.

Projekt znam od kuchni (z perspektywy uczestnika) ale oszczędzę opisu niewiarygodnych perypetii, które mnie spotkały. Na bieżąco nie raz ulewało mi się na facebooku więc nie będę się powtarzał i biadolił nad niekompetencją Ha!Artu. Najwyżej rozwinę ten temat podczas jakiegoś wywiadu albo spotkania autorskiego - jeśli ktoś będzie ciekawy.
W zamian za to mam anegdotkę, dobrą radę i wyliczankę zamiast recenzji.

Przykład książki z wywiadami z Bogiem Allanem Moorem był dla mnie życiową nauczką. Przypomnę - w książce były ilustracje. Żadnej nie zrobił komiksiarz. Książkę tłumaczył kolega Kormak. Teoretycznie była więc szansa aby zaproponować swój obrazek. Wystarczyło zapytać. Nie zrobiłem tego i do dziś pluję sobie w brodę.
Gdy w Internetach pojawiły się pierwsze zapowiedzi komiksowej adaptacji hitu Witkowskiego postanowiłem nie zmarnować takiej szansy. Tym bardziej, że „Lubiewo” to książka która zrobiła na mnie wielkie wrażenie i zilustrowanie jej byłoby dla mnie wielkim wyróżnieniem.

Skoro więc na zapowiedzi (koniec 2010) dano info, że z tekstem Witkowskiego będzie się mierzyć „czołówka polskich rysowników i story artowców” a następnie zilustrowano zapowiedź planszami Agnieszki Piksy i Tkachoza, uznałem że bez żenady mogę załapać się do tego grona. Wysłałem propozycję do dwóch redaktorów Ha!Artu. Po jakimś czasie dowiedziałem się (od Tkachoza), że projekt koordynuje Jakub Woynarowski więc zakukałem bezpośrednio do źródła. Gdy nie doczekałem się odpowiedzi, stwierdziłem że zrobiłem plan minimum i nie będę się narzucał. Olałem sprawę.

W październiku 2011 okazało się, że do „czołówki polskich rysowników i story artowców” z powodu braków kadrowych muszą dołączyć komiksiarze z publicznej łapanki ogłoszonej przez Szymona Holcmana. W ten sposób już bez łaski dołączyłem do szacownego grona twórców antologii. Zrobiłem komiks, poużerałem się przez pół roku z niekompetentnymi pracownikami artystycznej korporacji (cofam wszystko co napisałem rok temu przy okazji afery tokijskiej), zgarnąłem gigantyczne honorarium w wysokości 400 PLN brutto (co i tak jest miłą niespodzianką, gdyż zrobiłem ten komiks dla sławy) i w końcu dostałem w swoje ręce ładnie wydany album (standard antologii gliwickiej).

Teraz czekam na recepcję zbiorku a w międzyczasie zanim temat zostanie przedyskutowany i dogłębnie zanalizowany odniosę się do treści. Z perspektywy twórcy, lapidarnie ale w miarę szczerze.

Zamiast recenzji subiektywna wyliczanka:
1. Lista moich idealnych adaptatorów całego „Lubiewa”:
- Janek Koza
- Krzysztof Ostrowski
- Maciej Sieńczyk
- Daniel Gutowski (grand prix! Najlepszy komiks w całej antologii)

2. Lista rozczarowań (czyli nie spełnionych oczekiwań):
- Daniel Chmielewski (sorry art w niechlubnym stylu Wielkiej Smuty lat ’90)
- Marcin Podolec (nieudane ćwiczenie)

3. Lista odrobionych lekcji (nowelka jako całość, przemyślana kompozycja, ciekawa forma):
a) górna półka
- Olga Wróbel
- Agata Wawryniuk
- Balbina Bruszewska (+100 punktów do helfa i armoru za okładkę)
- Kuba Woynarowski
- Jacek Stefanowicz
- Beata Sosnowska
- Justyna Gryglewicz (za każdą dodatkową planszę jedna półka niżej)
- Anna Czarnota
- Ewa Juszczuk (za stachanowski wyczyn przekroczenia normy penisów w antologii)
- Michał Rzecznik
- Mikołaj Tkacz
- Anna Helena Szymborska
- Wojtek Stefaniec

b) dolna półka (brak jednego z atrybutów górnej półki + ewentualna nuda)
- Julian Tomaszuk
- Ada Buchholc (za c.d.n.)
- Sławomir Shuty
- Agnieszka Piksa

4. Lista nieporozumień (niezrozumienie medium, haniebne chałturnictwo, wtórność):
- Katarzyna Janota
- Bartek Materka (LOL)
- Jakub Skoczek (jesteśmy dorośli, traktujmy się poważnie)
Ciekawi mnie czy i na ile „Wielki atlas…” będzie argumentem w dyskusji o Story Arcie. Osobiście przychylam komcia koledze Konwerskiemu, który powiedział: „ani to story, ani to art”. No, szkoda.

Prezentacja Atlasu --->Tukej<----

Monday, July 16, 2012

The Fog Fall 4

No i w końcu jest.
Kolejna odsłona mojej sztandarowej serii produkowanej w pocie czoła dla Pastelgames. Tym razem obowiązków scenarzysty podjął się Daniel Gizicki. Karol Konwerski trzymał wszystko w garści, zaś Mateusz Skutnik jak zwykle zadbał o techniczne cuda i idącą za nimi "miodność".

Od siebie dodam, że FF4 jest największym z dotychczasowych odcinków. Pracy nad grą było tyle co zwykle nad albumem. Kontynuacja oczywiście w planach.

Wednesday, July 4, 2012

BTW: FTW!

Przy okazji dyskusji nad nową książką Seby Frąckiewicza cały czas stałem w kontrze do tezy "jest źle"
ALE
zapomniałem, że mnie to Frąckiewiczowe "jest źle" nie dotyczy od czasu gdy pracuję w jedynej w Polsce instytucji kultury, która (w osobie Pana Dyrektora) wie czym powinna być pracownia komiksu z prawdziwego zdarzenia. Dlatego w "Wyjściu z getta" brakuje mi wywiadu z "kimś władnym od kultury" (że tak to lapidarnie określę). Inna sprawa, że taki wywiad nie rozwiązałby sprawy, gdyż po prostu Dom Słów - Pracownia Komiksu jest po prostu ewenementem/anomalią i wątpię aby podobna inicjatywa miała szansę zaistnieć w innej instytucji.

Dziś przykład jak można promować komiks.
Oto fotki z wczorajszej premiery mojego* nowego albumu:

*creditsy:
Józef Czechowicz - NN - ja - Karol Konwerski - Flora Nastaj

Zestaw spacerowicza.
Najbardziej pożądany element zestawu. Duma bijąca z oblicza czytelnika mówi wszystko.

Ustawka na wiadukcie.
Do biegu, gotowi...
Fanki Konwerskiego. No, chyba że Czechowicza - mogłem coś pomylić.
Zwróćcie uwagę na czerń okładki. Aby była dostatecznie nasycona drukowano dwukrotnie - na bogato!
Przypominam: komiksy się czyta. Można czytać publicznie.
W im większym i zacniejszym gronie tym lepiej.
W ostateczności można uznać, że obrazki to po prostu kawał dobrej grafy a całą robotę odwalił Czechowicz. To  też będzie prawda.
Tagi na mieście Lublinie.
No i jeszcze prasówka:
- sweet notka na blogu audycji Studnia Akademicka 
- Kurier Lubelski
- Gazeta
- wejście w Panoramie Lubelskiej (dokładnie od 16:50)

Można policzyć ile razy pada słowo "komiks" a ile "powieść graficzna".

Foty bezczelnie ukradłem z profilu Ośrodka "Brama Grodzka - Teatr NN" i relacji ze Spaceru z Czechowiczem w GW.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...