Cykl blognotek poświęconych niesamowitym komiksom wspaniałego Richarda Corbena.
Wydawnictwo Dark Horse eksploatując franczyzę na xenomorfy zostawiło w swoich archiwach sporo komiksów interesujących ze względu na zatrudnionych artystów. Są to raczej dość zapomniane dziełka obecnie funkcjonujące na zasadzie ciekawostek, zwłaszcza po restarcie Alienowego universum. W każdym razie fajnie jest zobaczyć jak na łamach poszczególnych miniserii radzili sobie z tematem morderczych kosmitów tacy wymiatacze jak Kelly Jones (Hive - 1992), Sam Kieth (Earth War - 1990) czy Eduardo Risso (adaptacja Ressurection - 1998). W tym kontekście warto wspomnieć również o wydanej w 1997 trzyczęściowej Alchemii zilustrowanej przez Richarda Corbena.
Za scenariusz komiksu odpowiada John Arcudi. Obecnie piersza liga (w swojej niszy) i uznanie dzięki pracy nad BPRD. Wówczas toporny wyrobnik, którego niechlujstwo po latach budzi uśmiech zażenowania. Do poziomu scenarzysty na szczęście nie zniżył się rysownik. Corben co prawda potraktował materię jako kolejną hałturę (co czasem widać) ale z drugiej strony, była to jego pierwsza seria rysowana na zlecenie tak dużego wydawcy i swoją szansę bez wątpienia wykorzystał. Od Alchemii można w sumie mówić o przejściu Corbena do majorsów na stałe. Coś, co dla młodszych rysowników byłoby pierwszym krokiem w karierze dla żyjącego klasyka było udaną inwestycją w emeryturę.
Okładki to pokaz Corbena bawiącego się komputerem. Są to efekty finalne jego elektronicznych poszukiwań z lat '90, do których już raczej nie wraca. Zawartość zeszytów zaś to powrót do czystego graficznego stylu rozwijanego do dziś. Corben uprościł pracę stawiając na mocniejsze kontrasty, odejście od lizania areografem na rzecz szraferunku oraz zostawienie kolorów asystentom.
Najlepiej bronią się elementy wykreowanego świata. Ludzka kolonia funkcjonuje w oderwaniu od macierzy w warunkach wręcz postapokaliptycznych. Przedziwny Dziki Zachód poddany jest totalitarnej presji i religijnej indoktrynacji. Wersję Corbenowską kupuję bardziej niż podobne realia przedstawione na przykład w komiksach Leo (światy Aldebarana). Jako, że rysownik stale pracuje nad kolejnymi komiksami dla Dark Horse, teoretycznie jest możliwość aby narysował jeszcze choćby Alienowego oneshota. Ale czy jest sens wchodzić dwa razy do tej samej rzeki?
Aliens: Alchemy
scenariusz: John Arcudi
Dark Horse 1997
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment