Thursday, July 31, 2008

Strange Places - żygam już tym ścierwem! (9)

ech

Wydaje mi się, że w związku z pracą nad "Strange Places" osiągnąłem stan psychofizyczny przybliżony do zilustrowanego na powyższym obrazku. Jak zwykle postprodukcja albumu okazała się prawdziwym wrzodem na tyłku i drogą przez mękę.

W końcu poskładałem plansze, wcisnąłem w estetyczne kadry i okrasiłem wypełnionymi literkami dymkami. Zaprojektowałem również wewnętrzne strony okładek. Ale to niestety jeszcze nie koniec. Co prawda, namalowanie okładki będzie samą przyjemnością (dlatego zostawiam ją na koniec) to do dziś nie wyrobiłem się z szarościami i ciągle mam do wycyzelowania kilka kadrów. Co więcej, złapałem się na tym że poprawiam wcześniejsze strony a to by już świadczyło o tym że pogrążam się w kompletnym szaleństwie! Jeszcze chwila i wyrzucę gotowy komiks do kosza, tak jak to zrobiła pierwsza ilustratorka Szyłakowych "Panów w cylindrach".

No, może nie będzie aż tak źle. Nadmierny autokrytycyzm nie jest cechą określającą mnie w jakiś szczególny sposób.

W każdym razie, pozostało mi dwa tygodnie do ostatecznego terminu oddania komiksu do druku.

Zegar tyka.
Lato w pełni.
O urlopie mogę sobie pomarzyć.

Monday, July 28, 2008

Kiepski żart w drugiej HARDKORPORACJI

Jakoś mi umknęła premiera drugiego numeru HARDKORPORACJI.
Nie będę rozbierał zina na czynniki pierwsze tak jak to zrobiłem przy okazji pierwszego numeru, tylko zaznaczę że jest lepiej edytorsko. Ogólnie poziom zbliżony jedyneczki, z tym że odczuwam niedosyt przygód Gabriela. Wydawało mi się, że pismo będzie trybuną głównie Szawła i tu się (ku mojemu szczeremu zdziwieniu!) niemile zdziwiłem. Hitami numeru są (powtórzę za Asu na forku ng): epilog dziełka "Samuraj Nagapyta w komiksie Futbol to gra śmierci" i fellation Sztybora.

Tymczasem, z rzeczonym Sztyborem w kooperacji zaprezentowaliśmy kolejny epizod NAJWYDESTYLUCHNIEJSZEGO. Tak więc HARDKORPORACJA jest następnym zinem, który ugościł naszą odcinkową serię. "Kiepski żart" to ośmiostronicowa historyjka narysowana ponad rok temu.

Dla wszystkich, których obecność destylucha może zmotywować do zakupu drugiego numeru HK, dwie plansze na smak:



















Poniżej zaś, jako forma przewodnika dla zagubionych w zawiłościach fabuły małe podsumowanie dotychczas opublikowanych epizodów:



1. JEJU numer 3 - sierpień 2006 - 6 stron
2. MASZIN numer 1 - sierpień 2006 - 6 stron
3. B5 numer 2 - marzec 2007 - 6 stron
4. MASZIN numer 2 - marzec 2007 - 6 stron
5. JEJU numer 5 - czerwiec 2007 - 5 stron
6. B5 numer 3 - październik 2007 - 10 stron
7. JEJU numer 6 - marzec 2008 - 6 stron
8. MASZIN numer 3 - marzec 2008 - 4 strony
9. HARDKORPORACJA numer 2 - lipiec 2008 - 8 stron

Na razie tyle.
Będzie więcej.

Sunday, July 20, 2008

Piniol i Ziniol w jednym stali domu

.

Po miesiącach oczekiwania ukazał się pierwszy numer ZINIOLA, niegdyś zasłużonego dla sceny komiksowej zina, który formalnie transformował w pełnoprawny magazyn – „kwartalnik kultury komiksowej”. Jako zin wydawany przez Dominika Szcześniaka pismo doczekało się czterdziestu numerów, co było swoistym ewenementem w historii polskiej komiksowej ksero-prasy. ZINIOL dorobił się również grupy wiernych czytelników, dla których stał się pewnym wzorcem. Fama (czy wręcz mini-kult) ZINIOLA doprowadziła do tego, że oczekiwania od reaktywowanego magazynu ustawiono wysoko. Pierwsze recenzje (pjp, pkp) konfrontowały rozbudzone marką zina oczekiwania z reakcją czytelników, którzy z ZINIOLEM spotkali się po raz pierwszy.

Mam ten komfort, że czytałem chyba wszystkie stare numery jak też mam ich sporą kolekcję. Mój odbiór nowego ZINIOLA jest więc spojrzeniem przez pryzmat tych 40 numerów, kilku lat wydawania, kilku tysięcy wydrukowanych stron i kilkudziesięciu współpracowników niegdyś najlepszego komiksowego zina.

Jak więc prezentuje się „nowy” magazyn? Czy redaktor naczelny razem z wydawcą podołali reanimacji zinowej legendy? Czy Lucek z zapleczem w postaci Timofa (i świetnych zaproszonych gości) stanęli na wysokości zadania?

„Po bożemu” polecę po kolei. Taka metoda sprawdza mi się w przypadku pisania z doskoku:

Forma wydania wypracowana przez Jeju i standard timofowy. Solidne wydanie, format zeszytowy, kolorowa okładka (z rewolucyjnym obrazkiem Mateusza Skutnika). Druk ładny, masakryczne babole widoczne dopiero przy lekturze (o nich później). Layout i skład prowizoryczny.

Konkret w postaci spisu treści i wstępniaka. Już przez taki drobiazg ZINIOL sprawia lepsze wrażenie od większości obecnie wydawanych zinów. Zresztą, nie będę do nich porównywał tego pisma, bo od razu rzuca się w oczy różnica. Ziniol czerpie z tradycji i doświadczenia, którego po prostu redaktorom innych zinów brakuje.

Na pierwszy ogień idą goście. Nie byle jacy, aczkolwiek nie są mainstreamowymi idolami. Jose Carlos Fernandes i Nicolas Mahler. Nie dość, że dostarczyli swoje świetne komiksy, to również udzielili po wywiadzie. Panowie dali się już u nas poznać swoimi albumami. Występ w ZINIOLU może sprawdzi się jako pewna forma promocji? Już wiadomo, że w kolejnych numerach czekają nas równie ciekawe niespodzianki.

Przez Mahlera przechodzimy do działu komiksowego. Nowelki dłuższe i krótsze.

  • Znana z „Opowieści Tramwajowych” Alicja powraca w nowej frywolnej historyjce narysowanej przez Jarka Gacha.
  • Marek Turek serwuje kilka celnych jednoplanszówek.
  • Tomas Prokupek z Tomasem Jirku zaprezentowali swoje umiejętności w helbojowatym „Radagaście” zaś z Michalem Bednarem w anegdotce zatytułowanej „Apokryf”. Oba komiksy skojarzyły mi się z materiałem prezentowanym kiedyś w AQQ.
  • Kolejnym komiksem jest „Zawał” Stefańców (braci!) i odnalezionego po kilku latach komiksowej nieobecności Łukasza Bogacza. Absurdalnemu scenariuszowi towarzyszą groteskowe rysunki szalonych bliźniaków. Wojtek dał się poznać jako świetny grafik, ale to co wyczynia swoim pędzlem Stefan to po prostu masakra. Ambiwalentne wrażenia gwarantowane.
  • „Niezapomniane wakacje” Daniela Gizickiego i Rudowskich również mogą wywoływać podobne wrażenia jak wcześniejszy „Zawał”. Z tym, że powody takiego stanu będą bardziej prozaiczne. Otóż komiks został koszmarnie wydrukowany (za ciemno) przez co tracą jak zwykle świetne rysunki Marka Rudowskiego.
  • Jaszczu i Sztybor kontynuują przygodę z komiksem niemym. I trzeba przyznać, że ćwiczenie czyni mistrza bo jest coraz lepiej. „Bąbelowe” to fajna historyjka z niezłą pointą. Przydałyby się „bubblegumowe” kolory. Na blogu Jaszcza polecam odautorską refleksję odnośnie publikacji – rozumiem te emocje.

Po części stricte rozrywkowej przechodzimy do działu publicystyki. Trzon stanowią artykuły o BATMANIE i postmodernizmie w twórczości Karla Saudka. Wolałbym co prawda gdyby było odwrotnie, czyli o postmodernizmie w BATMANIE i ogólnie o samej twórczości Saudka bez wnikania w niezrozumiałe polskiego czytelnika szczegóły. Blok tekstu o nietoperzu w większości wypełniły znane każdemu średniozaawansowanemu fanowi fakty. Ponadto autorka strasznie gmatwa się w rozróżnieniu wizji Batmana z komiksów, filmów i serialu animowanego, co wprowadza totalny zamęt. Tymczasem tekst o Saudku odwołuje się do przykładów, które mi jako czytelnikowi nic nie mówią. Przynajmniej jest sporo ilustracji, ale niestety reprodukcje nie są przetłumaczone i są za małe. Liczę, że przy okazji kolejnych tekstów będzie zachowana równowaga pomiędzy słowem pisanym a adekwatnym materiałem ikonograficznym.

  • Przerywnik w postaci komiksu Olgierda Ciszaka i Timofa. Kolejna edytorska wpadka. Nie dość, że efektowne ilustracje Olgierda straciły przy stracie koloru na rzecz szarości, to podobnie jak w przypadku „Niezapomnianych wakacji”, komiks składa się prawie wyłącznie z nieczytelnych czarnych plam. Czy sprawę zjebał skład, czy drukarnia to kwestia do przemyślenia dla wydawcy. Na pewno nie można dopuścić do podobnych komplikacji w przyszłości. Historyjka „Adam i Ewa” miała się bronić grafiką. Szkoda.

    Po niefortunnym komiksowym przerywniku wracamy do publicystyki.

Dwa sympatyczne teksty. Daniel Gizicki szkicowo przedstawia wydane w Polsce komiksy Trondheima. Forma artykułu nie odbiega od poziomu, do którego autor przyzwyczaił czytelników swojego bloga. Tekst Marka Turka „O wyższości komiksów niemych nad komiksami z tekstem” doczekał się polemiki i wywołał sporą dyskusję na łamach motywu drogi.

13 stron recenzji na zakończenie części pisanej. Kto zwykł czytać AQQ, ten wie czego się można spodziewać. Pamiętam, że pod od koniec okresu działalności tego zasłużonego periodyku, Dominik Szcześniak wręcz zdominował dział recenzji (a przynajmniej był w nim bardzo widoczny). Zmieniła się trochę forma krytyki. Zjebki i ironię zastąpiło bardziej optymistyczne spojrzenie na recenzowany materiał. W pluciu jadem wyspecjalizowały się fora internetowe i blogi, więc takie podejście jest moim zdaniem słuszne.

A na koniec gwóźdź programu.

FOTOSTORY!!!

Pewien czas temu na blogu cieszyłem się z „powrotu” Rafała Trejnisa do czynnego napinania komiksów. Bardzo chciałem przeczytać coś dłuższego w wykonaniu tego Pana. I spotkała mnie wielka niespodzianka. Co prawda wiedziałem, że w ZINIOLU ma być FOTOSTORY narysowane do scenariusza Szcześniaka, ale nie spodziewałem się aż dwudziestu stron! Skala prawie zeszytowa. Nie jakaś popierdówka, szorciak, lapidarna anegdotka, tylko solidna pełnometrażowa historia, która wciąga w lekturę i nie puszcza. Kolejne odcinki będą krótsze, ale jedyne co mogę dodać to, że się cieszę i chcę więcej i więcej! FOTOSTORY ma szansę stać się siłą napędową PINIOLA* (jak nie przymierzając ZEFIR był koniem pociągowym MIXa-KOMIXa). Świetny komiks, rewelacyjna robota!
Gratulacje i oby tak dalej!

Podsumowując:

Cóż można rzec o nowym ZINIOLU? Jak na dziś, jest to jedyny i nawet z tej racji najlepszy polski magazyn komiksowy. Poprzeczka jest postawiona wysoko, ale sporo kwestii (głównie technicznych) pozostaje do poprawienia. Pozostaje kibicować, kupować, dyskutować… bo ZINIOL wrócił! Oby na dłużej.



(Klikajcie w obrazek i kupujcie! )

*Piniol lepszy niż Pindol!

Sunday, July 13, 2008

Lato


Mieszkanie w wieżowcu ma kilka plusów. Zauważył to Jaszczu u siebie na blogu więc i ja powyżej wkleiłem widok z mojego balkonu. Przewalająca się nad miastem wieczorna burza to wspaniałe widowisko.

O czym to dziś miałem...

Scenarzyści i scenariusze.

Kończąc prace nad Strange Places (raport niebawem) robiłem małe podsumowanie. Za co się teraz zabrać? Z kim nawiązać współpracę? Co prawda za jakiś czas ruszam z kopyta z albumowym "Najwydestyluchniejszym" do scenariusza Bartka Sztybora, ale jestem otwarty również na inne ciekawe projekty.

I tak szczerze mówiąc, jestem nastawiony bardzo sceptycznie do tego co scenarzyści "komiksowi" mają mi (potencjalnie) do zaoferowania jako rysownikowi. Na blogu Daniela Gizickiego znalazłem link do fajnej dyskusji o poziomie fantastycznych fabrykantów z lubelskiego wydawnictwa. Po lekturze nie pozostało mi nic innego niż przytaknąć głównym tezom. Tak, książki Fabryki Słów to w głównej mierze sztampowa pulpa.
Ale jednocześnie jest to poziom w większości nieosiągalny dla aspirującego polskiego scenarzysty komiksowego.

Na przykład wychwalana "Pierwsza brygada", notabene fajny komiks, prezentuje poziom pomysłów i wykonania (oraz wykorzystania używanych dekoracji) typowy dla Pilipiuka. Obserwując jak autor przygód Jakuba Wędrowycza w dowolnym utworze sypie z rękawa świetnymi pomysłami, jestem przekonany że Piątkowski i Janicz doskoczyli do jednego z niższych pułapów idola fantastycznych wyrobników. A przecież "Pierwsza brygada" to ponoć jeden z najlepszych polskich komiksów ubiegłego roku!

Oczywiście, przeciętny pisarz może sobie nie poradzić w przełożeniu swoich pomysłów na język komiksu. Z tym, że ta zależność nie działa w dwie strony. Scenarzysta komiksowy powinien umieć wyrazić się nie tylko w formie scenariusza, ale też opowiadania czy powieści. Tak samo jak atutem rysownika komiksowego są umiejętności ilustratora (tu genialnym przykładem z naszego podwórka są prace Drabba). Tymczasem nie jest ogólnym zjawisko gdy scenarzysta komiksowy zajmuje się pisarstwem wykraczającym poza blogowe pitolenie lub "recenzowanie" (bo przecież nie recenzowanie we właściwym tego słowa znaczeniu) innych komiksów. Podobnego zarzutu nie stawiam rysownikom piszącym sobie scenariusze (Śledziu, Turu, Gierek, Dąbrowski, i wielu innych), bo stanowią odrębną kategorię scenarzystów.

Jako podsumowanie link do dyskusji na forum Gildii, gdzie komiksowe cioty w płaczliwy i histeryczny sposób walczą o nobilitację gatunku proponując zamienić słowo "komiks" terminem "nowela graficzna".

Smutno
i straszno


Wednesday, July 2, 2008

W co się bawić?

Ostatnio mam masę pracy i mało czasu na pisanie.
Dzisiejszy wpis zdominują obrazki.

Let's danse:

Mam wielki dylemat.
Co robić?

Może trzepać mamonę na storyboardach do reklam?


Albo pójść drogą wskazaną przez sportowe komiksy agory?


Lub z trochę innej beczki: próbować się przebić do trzeciej ligi u jakiegoś marwela?


A może skupić się tylko i wyłącznie na tworzeniu nowych gier?














Jestem w kropce.
Oj doloż moja, doloż.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...