Tuesday, September 23, 2014

Pe-pe-pe-pe-pe-pe-pe (Printy i Afera)

Jakiś czas temu przy okazji prezentacji okładki do "Pogromcy Pornografów" padło pytanie o printy. Aby wyjść na przeciw oczekiwaniom wymyśliliśmy (z nieocenionym Jankiem S. i Anną Heleną Szymborską) taką opcję:
- matowy papier Ilford Galerie prestige gold cotton (100% bawełny, gramatura 330, pełen mat)
- format 27x39cm
- nakład robimy limitowany max do 40 egzemplarzy
- drukujemy jeśli zbierze się 30 chętnych
- każdy egzemplarz będzie numerowany i podpisany
- cena 60 PLN

Na wstępne deklaracje czy mamy się za to w ogóle zabierać czekamy już tylko DO JUTRA.

Wizualka rzeczonego printu i detale:




Coś z zupełnie innej beczki. 
Na jutubie zawisł zapis mojej wizyty u Filipa Bąka w Radiu Afera.
W trzysta czterdziestej dziewiątej audycji (wow!) Prosto z Kadru dość chaotycznie pogawędziliśmy o Pogromcy i innych drobiazgach.
Można kliknąć w obrazek i nadobowiązkowo posłuchać:

Tuesday, September 9, 2014

Historia pewnej okładki

Specjalny odcinek Wirtualnych Warsztatów Komiksowych poświęcony opakowaniu.
Przykładem poglądowym niech będzie okładka Pogromcy Pornografów.

1. Oto moment gdy zdałem sobie sprawę, że symbol "PePe" można zapisać jako wariację na temat emblematu Punishera. Skojarzenie proste ale wcale nie takie oczywiste jak by się mogło po fakcie wydawać. Znak PP prowadzący do Pogromcy (tak tłumaczono ksywę Franka Castle za czasów TM-Semic) właściwie ustawił mi interpretację graficzną całego albumu. Nie chciałem zakładać mojemu Pogromcy maseczki, lateksowych majtek na spodnie czy debilnej pelerynki. Rozwiązanie (przez lata!) było tak blisko...

2. Powyższy szkic zrobiłem na żywca w szkicowniku, który po zeskanowaniu wysłałem do Jerzego Szyłaka aby miał jedyny i wyjątkowy egzemplarz tego komiksu. To taka niespodzianka, bo scenarzyści zazwyczaj czekają i czekają na skończone dzieło.
W międzyczasie wymyśliłem aby pójść na całość i zabawić się też logiem Punishera.


3. W środowisku komiksowym (i nie tylko) mieliśmy swego czasu niezłą bekę z nadętych tekstów reklamujących pseudo-patriotyczne komiksy o Janie Hardym. Dla zabawy wrzuciłem podobne bzdurne blurby na okładkę, tym bardziej, że świetnie pasują do historyjki o prawicowym polityku, który totalnie odkleił się od rzeczywistości.
Dodałem orientacyjny kolorek.

4. Gdy miałem już projekt, zwróciłem się o pomoc do koleżanki, która jak się szczęśliwie składa jest specjalistką od okładek. Anna Helena Szymborska zrobiła mega ilustracje na opakowania komiksów: campowego Białego Orła (1, 2) , Szybkiego Lestera (1, 2, 3)  czy w końcu autorskiej Uowcy. O tym aby Anna namalowała okładkę do PePe marzyłem od kiedy zobaczyłem obraz z wielkim wężem w piątym zeszycie Białego Orła.
Poprosiłem zatem o pomoc i już wkrótce doczekałem się pierwszego szkicu:

5. Komiks powstawał dość długo. Nie liczę etapu gdy czekał sobie w postaci scenariusza (dziesięć lat?) aż pomimo pewnej anachroniczności stał się aktualny jak nigdy wcześniej. Szkic powstawał od 29 stycznia do 27 marca 2013. Do tematu wróciłem pół roku później i całość narysowałem w ciągu miesiąca zakładając, że album wyjdzie dopiero za rok i będzie miał premierę podczas jubileuszowego MFKiG. Nie spieszyłem się, Na okładkę od AHS mogłem więc poczekać. Dostałem ją o wiele wcześniej niż zakładałem.

6. Piękny akryl, cudne kolorki, fajna przestrzeń. Kwintesencja stylówy AHS. Ciągle nie mogę się napatrzeć na to dziełko.
Dodałem typografię, loga, blurby, bannery... i to w sumie tyle.
Komiks jest złożony, czeka na druk.

 "Pogromcę Pornografów" można już zamówić w Sklepie Gildii.
Co ciekawe, przygotowaliśmy dwie alternatywne okładki: AHS, którą powyżej prezentowałem krok po kroku oraz GiPa (Grześka Pawlaka), czyli autora poprzedniego albumu o detektywie Dampcu.

Linki do sklepu w obrazkach:



Tuesday, June 17, 2014

24 Hour Comics Day... w Lublinie!

W minioną sobotę w końcu udało mi się zrealizować coś o czym w Lublinie myśleliśmy od... dziesięciu (sic!) lat  (dokładnie od rozmowy z Markiem Turkiem podczas pierwszego TRACH!a w 2004). W ramach szóstych Lubelskich Spotkań z Komiksem organizowanych przez Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki "Cytadela Syriusza" po raz pierwszy w Lublinie (a jakże) odbyła się lokalna edycja akcji 24 Hours Comics Day.

W odróżnieniu od większości edycji, zrezygnowaliśmy z kilku wytycznych.
Po pierwsze termin, początek października to u nas data zarezerwowana na MFKiG.
Postanowiliśmy zatem nasze wydarzenie zrobić pół roku wcześniej - wiosną, kiedy jest ciepło, miło a dzień jest długi.

Po drugie - godzina.
Zamiast jak to jest przyjęte na 24HCD pracować od południa do południa następnego dnia, my wystartowaliśmy o 9 rano.
Wydało mi się, że taka zmiana godzin pozytywnie wpłynie na efektywność pracy.

Wydarzenie udało się zorganizować dzięki świetnej miejscówce, jaką jest Dom Kultury Narnia mieszczący się w ogromnym pawilonie dawnego sklepu spożywczo-wielobranżowego. D.K. Narnia jest zarazem siedzibą LSF"Cytadela Syriusza" i nowym miejscem na kulturalnej mapie miasta. Śmiało można powiedzieć, że to najbardziej fantastyczne miejsce w Lublinie. Oprócz oferty edukacyjno-warsztatowej jest to centrum ruchu fanowsko-RPGowego. Podczas naszego 24-godzinnego maratonu towarzyszyli nam niewadzący RPGowcy odgrywający role spoconych krasnoludów (?). Nocą zaś na wielkim stole do ping-ponga rozstawiono makietę miasteczka i trwały zacięte potyczki w Mordheima.

Zaczynamy. Hasło brzmiało "25".
Do tej pory nie wiem czy ktoś w ogóle robił komiks na temat.
Na zdjęciu: Edyta i Kasia biorą się do dzieła.

Wielką niespodzianką był przyjazd Spella, który nie dość że przybył aż z Trójmiasta to jest weteranem maratonów komiksowych od kilku lat odbywających się w Pracowni Komiksowej przy Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gdańsku.

Tomek pracował w skupieniu i z benedyktyńską cierpliwością. Od początku twierdził, że 24 godziny to za mało. Faktycznie, to co zauważyłem rzucając okiem zza ramienia robi niesamowite wrażenie. Widać, że Spell podczas maratonu nie traktuje jako wyzwania samej warstwy wydolnościowej ale poprzeczkę podnosi sobie na etapie komiksu jako takiego. Dla pozostałych uczestników najtrudniejsze okazało się po prostu przetrwać rysowanie przez bite 24 godziny.

Narnia oferowała przeróżne możliwości usadowienia się podczas tworzenia komiksów: od sztalug aż po wygodne kanapki. Zadbaliśmy też o katering, nie zważając na to że najbardziej płodny jest artysta głodny. Chociaż w sumie, jeśli głodny to i zły - przydatne info podczas realizowania komiksów o tematyce społecznie zaangażowanej.
Uwaga do wykorzystania podczas kolejnej edycji.

Oszukiwałem. Z racji, że jako organizator liczyłem się z kilkoma innymi obowiązkami podczas wydarzenia, postanowiłem sobie ułatwić pracę. Przyniosłem gotowy scenariusz napisany przez Michała Klimczyka. Scenariusza wcześniej nie czytałem i rysowałem go "na żywca". Przez pół dnia wpisywałem teksty (Michał, nienawidzę Cię!) i improwizowałem układ kadrów. Dopiero wieczorem zabrałem się za rysowanie. Wyszło 19 plansz.
Co ciekawe, gdyby nie 24-godzinny maraton to nie miałbym czasu aby zrealizować ten komiks. Od kilku miesięcy miałem go wpisanego do kalendarza. Udało się.
W przyszłym roku postaram się zagrać zgodnie z regułami.

Dla mnie osobiście największą przyjemnością było obserwowanie przy pracy Edyty Bystroń. Autorka na swoim blogu też zamieściła relację z maratonu.

Podczas takiego przedsięwzięcia największą trudnością jest pogodzenie jakości pracy z wydajnością, która spada w miarę upływu czasu.
Strategia i taktyka są tu równie ważne jak ciężka fizyczna praca.

Technika i narzędzia to indywidualny wybór.
Czyli w sumie tak, jak przy pracy nad komiksem w zwykłym trybie.

D.K.Narnia to również biblioteka (imienia Stanisława Lema), w której znajdują się przyzwoite zbiory komiksowe. Przez cały czas trwania wydarzenia albumy komiksowe wyeksponowano w czytelni. Można było wejść z ulicy, odwiedzić nas, porysować przez godzinkę albo choćby poczytać Thorgala.

Można było również nabyć zinki, na przykład rewelacyjne "Rządy słowa", czyli nowy numer "1zine".


W końcu nadeszła noc.
Praca wre. Jeszcze "tylko" dziewięć godzin a tymczasem okazuje się, że gdy jedni już kończą, to inni są daleko w lesie.

Zawsze można liczyć na miłe odwiedziny po północy.
Kawa, entuzjazm, RedBulle.

Tak. Zdecydowanie, wsparcie ze strony Red Bulla bardzo nam się przydało.

Powoli zaczynamy odpływać. Zaczyna się praca w trybie zombie.
Ja padłem na twarz po 2 w nocy. Tuż po narysowaniu finałowej planszy mojego komiksu.

Na posterunek wróciłem o 7 rano. 
Uznaliśmy, że pora kończyć, posprzątaliśmy i tuż po 8 rano opuściliśmy Narnię.
Ciężko mi się odnieść do tego czy udało nam się sprostać zadaniu. 
O ile warunku 24 gotowych plansz nie spełniliśmy (podobnie - ostatecznie wymiękliśmy po 23 godzinach) to świetnie bawiliśmy się podczas nieustających warsztatów i mogliśmy poznać swoje rysunkowe ograniczenia. 
Doświadczenie nabyte podczas pierwszej edycji naszej akcji wykorzystamy za rok!

Dziękujemy za wsparcie, którego udzieliły nam:
- Wydawnictwo Komiksowe
- Aleja Komiksu
- Red Bull
- Radio Centrum

Projekt zrealizowany przy pomocy finansowej Miasta Lublin





Friday, May 16, 2014

HERMA TOUR

Oto jest:

Mój nowy komiks, narysowany do scenariusza Bartka Biedrzyckiego i Andrzeja Stańskiego miał premierę w ubiegłą sobotę podczas Flis Festiwalu w Gassach nad Wisłą.

Branżowa premiera odbędzie się jutro, w sobotę 17 maja 2014 podczas IV edycji Festiwalu Komiksów i Gier Historycznych. Na Przystanku Historia (Marszałkowska 21/25 w Warszawie) będziemy mieli swoje stoisko i włączymy się w komiksowy dyskurs historyczny.

Trzecim etapem promocyjnego tournée będzie Festiwal Komiksowa Warszawa (24 maja, Stadion Narodowy). Przy tej okazji wyrwiemy się na chwilę aby popłynąć łodzią prosto na Święto Wisły na Płycie Desantu w Warszawie.

Zapraszamy!

Komiks doczekał się już pierwszej recenzji.


Wydawnictwo: Dolna Półka, Konstancinski Dom Kultury
5/2014
Liczba stron: 28
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 978-83-63963-73-6
Wydanie: I
Cena z okładki: 10 zł

Sunday, April 6, 2014

Łańcuszek szczęścia (07) - finał i niespodzianka!

O, cóż za wspaniały dzień! Nie dość, że zakończyłem komiksowe wyzwanie to jeszcze od niepanmiętnych czasów zamieściłem jednego dnia dwie notki na blogu.
Zgodnie z tradycją akcji wyznaczam następcę do kolejnej edycji. Tak więc:


































dzień pierwszy
dzień drugi
dzień trzeci
dzień czwarty
dzień piąty
dzień szósty

A jako bonus całość (+extras) w postaci zinka na issu:

Corben na niedzielę - profanacja


Dziś nietypowo bo nie o kolejnym epokowym albumie (czy choćby tylko o zeszytowej zleceniadzie) lecz o nowelce zaledwie dwunastostronicowej. King's Krown, o którym mowa jest o tyle ciekawy, że został zaadaptowany jako pierwszy odcinek serialu Metal Hurlant Chronicles, o którym ciekawie pisał u siebie na blogasku Michał Ochnik.

Historyjka o turnieju mającym wyłonić następcę tronu pojawiła się w reaktywowanym magazynie Metal Hurlant (vol.2) - nie mylić z magazynem Heavy Metal, który jest amerykańską mutacją Hurlantowej franczyzy (vol.1). Był to jedyny występ Corbena w odnowionym przez Humanoides miesięczniku. Główna oś fabularna nowelki opiera się na wymachiwaniu białą bronią i zwieńczona jest dwiema przewrotkami.
Zaciekawiło mnie, jak wypadło przeniesienie wizji Alexandra i Corbena na ekran.

Słabo.

Nie chodzi nawet o to, że serial jest zrealizowany minimalnym budżetem. Akurat jeśli chodzi o efekty i grę aktorską to nie mam zastrzeżeń, bo też w sumie niewiele oczekiwałem. Plusem jest, że postawiono na dodanie szczątkowych wątków relacji z innymi bohaterami. W komiksie jest właściwie tylko dwóch gadających wojowników, którzy koszą kolejnych przeciwników a w finale trafiają na siebie. Odcinek serialu trwa niecałe pół godziny więc siłą rzeczy dokoptowano kilka poślednich postaci i dopisano im interakcje z główną dwójką. Z drugiej strony, całkowicie położono konstrukcję świata. Alexander i Corben na zaledwie kilku kadrach umieli oddać złożoność przedstawionej krainy. Wyłania się tam dość ciekawe tło z własną historią. W serialu tego zabrakło. Pojedynek odbywa się w próżni. Co prawda bohaterowie coś tam sobie gadają i deklarują ale nie ma to odbicia w świecie, który widać na ekranie. Wygląda to tak jakby jedyną lokacją w całym królestwie był absurdalny latający zamek.

Drugim rozczarowaniem jest wykastrowanie jednej z finałowych przewrotek. W oryginale dodawała ona poczynaniom głównego bohatera drugiego dna. W adaptacji pozostaje on naiwnym głupkiem. Szkoda, że odcinek położyły wydawałoby się najłatwiejsze elementy, które były podane w formie gotowca.
Jak dla mnie nie jest to najlepsza zachęta oglądania kolejnych odcinków serialu, więc bez żalu je sobie odpuszczam.



King's Crown

scenariusz: Jim Alexander
rysunki: Richard Corben
kolor: Dan Brown

wydania:
po francusku - Metal Hurlant #142 (2003)
po angielsku - Metal Hurlant [US Edition] #10 (2004)
lub w zbiorze - Metal Hurlant vol.2 (2011)

wydawca:
HUMANOIDS


Monday, March 31, 2014

Łańcuszek szczęścia (01)

Jak na załączonym obrazku. Codziennie jeden komiks, tylko i wyłącznie po to aby wygrać zakład:


































Wcześniejsze wyzwania łańcuszkowe:
- Michał Misztal (początek)
- Leszek Wicherek
- Daniel Chmielewski
- Magda Rucińska
(potem były jakieś zawirowania i Michał wrócił do tematu).

Do jutra!

Sunday, March 30, 2014

cONANIZM (vol.3) - Conan (2008)


Conanizm bez Conana?
Corben od początku swojej kariery garściami czerpał z dorobku Roberta E. Howarda. Podchodził do tematu jako do inspiracji (Den), adaptacji (Bloodstar) czy pastiszu (Bodyssey). Nad samym Conanem dostał jednak możliwość pracy dopiero kilka lat temu gdy już mocniej związał się z Dark Horse. Przy okazji restartu numeracji serii (i dodaniu "The Cimmerian" do tytułu) narysował 67 plansz, które rozdzielono na 7 kolejnych zeszytów.

ALE

Aby było śmieszniej, Corbenowe plansze nie opowiadają o przygodach Conana!

Corben zilustrował retrospekcje dotyczące Connachta, dziadka Conana. Fragmenty dotyczące samego Conana wyszły spod ołówka Tomasa Giorello, etatowego rysownika tej franczyzy w Dark Horse. Obecnie po obrobieniu kilkudziesięciu zeszytów doszedł do niesamowitej wprawy (co zresztą można podpatrzeć na jego blogu, gdzie wrzuca wszystkie plansze w ołówku!). W pierwszych zeszytach chciał się pokazać z bardziej "artystycznej" strony i w kontraście do mocno inkowanych plansz Corbena swoje zostawił na miękko - w lekko podbitym ołówku. Podobnie Jose Villarubia - o ile Corbena kolorował w miarę płasko to szkice Giorello okrasił przyciężkawym digitalpaintingiem. W efekcie część komiksu to bieżąca nudna historia o powrocie Conana do domu zrealizowana w stylu wylizanego ołówkowego realizmu a druga część to wspomnienia w typowej manierze "późnego" Corbena. Dla każdego coś miłego.

Plansze o perypetiach dziadka Conana to chyba najbliżej gdzie Corben był do tego bohatera. W sumie taka decyzja redaktorów Dark Horse wydaje mi się dowcipna i wyraża szacunek do rysownika.



CONAN THE CIMMERIAN
#1-7 (lipiec 2008 - styczeń 2009)

CONAN VOLUME 7: Cimmeria
(maj 2009)

scenarusz: Timothy Truman
rysunki: Tomás Giorello, Richard Corben
kolory: José Villarrubia

Dark Horse 2008



Sunday, March 23, 2014

Po prostu... DEN (1978)

Cykl blognotek przybliżających twórczość mistrza Richarda Corbena!
Pewnego dnia każdy może powiedzieć sobie "dość". Doświadcza tego też znudzony rysownik z agencji reklamowej - zaczytany w "Księżniczce Marsa" wątły okularnik bez szans na randkę. Doprowadzony do ostateczności przez upierdliwego szefa, rzuca pracę w cholerę i... w bardzo dziwny sposób przeżywa chwilę euforii następującą po trzaśnięciu drzwiami a przed podjęciem decyzji co dalej robić ze swoim życiem.

W 1968 Richard Corben był dobiegającym trzydziestki animatorem w studiu filmowym w Kansas City. W wolnych chwilach (przez rok) dłubał sobie poklatkową animację opowiadającą o przygodzie napakowanego łysola (Dena) ratującego cycatą księżniczkę. Gdy skończył swoje dzieło, pokazał je kolegom w pracy, co spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem. Aby 8000 rysuneczków składających się na animkę nie poszło na marne, współpracownicy postanowili wesprzeć kolegę i pomogli mu rozwinąć projekt w kompletną etiudę filmową. Dograno aktorski wstęp i epilog, gdzie główną rolę zagrał Corben zaś jego ówczesny szef  autoironicznie wcielił się w rolę upierdliwego zwierzchnika. Zadbano też o niepokojący soundtrack. W efekcie powstał piętnastominutowy film, który autorowi przyniósł kilka nagród i dał solidnego kopa aby tworzyć samodzielnie.



Kilka lat później, w 1973 Corben już jako mający na koncie pierwsze sukcesy komiksiarz na dorobku postanowił wrócić do tematu. Narysował 15-stronicową luźną kontynuację swojej animowanej historyjki i opublikował ją w magazynie Grim Wit. Gdy w 1975 zaczął publikować swój pierwszy serial w magazynie Metal Hurlant, po prostu rozdmuchał nowelkę o Denie do 32 plansz i zaczął dodawać kolejne odcinki. Przy okazji kolejnych wydań Corben dodał jeszcze epilog więc ostatecznie finalna (i obecnie kanoniczna) wersja "Nigdziebądź" to ponad stustronicowa cegła.

Skomplikowana redakcja albumu okazała się być dopiero początkiem przygód Dena. Bohater stał się dla Corbena sztandarowym produktem, a rysownik wielokrotnie wracał do wykreowanego świata w kolejnych albumach i zeszytach. W międzyczasie "NeverWhere" zostało luźno adaptowane na potrzeby filmu Heavy Metal z 1981 roku.

Sama historia to wariacja na temat mokrych snów zakompleksionego nerda. Rachityczny słabeusz przechodzi transformację w kulturystę (swoją drogą, Corben też w tamtym czasie przypakował) i przeżywa maskulinistyczne (a wręcz mizoginiczne) perypetie w brutalnym fantastycznym świecie. Sceneria to cytat z pustynnego Marsa i przygód Johna Cartera, wielkie przedwieczne zagrożenie to Cthulhu czytany wspak, wreszcie sam Den to wydepilowany Conan biegający po pustyni z permanentnym częściowym wzwodem. Gdy komiks powstawał, prawdopodobnie szokował ewidentnym wskazaniem "o co faktycznie chodzi w heroic fantasy". Obecnie rdzeń fabuły może wydać się zbyt prostacki ale kwestie obyczajowe w dobie hipokryzji neo-konserwatywnej są znowu aktualne.
Ciekawe jest obserwować jak Corben ewoluował doskonaląc się jako artysta i zarazem starał się modyfikować opowiadaną historię by wyjść z kolein głupawego stereotypowego "conanizowania". Fabuła stopniowo zagęszcza się i niebanalnie komplikuje. Artysta pokonuje kolejne progi swojego talentu i kreuje niepowtarzalną oniryczno-psychodeliczną atmosferę. Jednocześnie musi zachować archaiczną narrację z offu, w którą zaplątał się tworząc pierwszą wersję komiksu.

Ten komiks to legenda i zapowiedź najlepszego, co w serii o Denie miało się dopiero zdarzyć.



DEN: NeverWhere

pierwsza publikacja w
Heavy Metal No.3-13 (1977–1978)

scenariusz i rysunki: Richard Corben

Sunday, March 16, 2014

Corben na niedzielę - PUNISHER: THE END (2004)

Cykl blognotek poświęconych niesamowitym komiksom wspaniałego Richarda Corbena. 

Faktem jest, że fani komiksów się starzeją a wydawcy ciągle stoją przed wyzwaniem przyciągnięcia nowego narybku. W Marvelu czy DC skutkuje to resetowaniem całych uniwersów, po których nawet najwytrwalsi czytelnicy w końcu mówią "PAS". Bo ileż można w nieskończoność czytać to samo i śledzić kolejne eventy po których zmienia się wszystko i nic? Inna sprawa, że starzy czytelnicy to też jednak klienci. Z myślą o nich Marvel wypuszcza komiksy opowiadające (alternatywny) koniec śledzonej latami historii. Na fali takiej zagrywki pozwolono na przykład Chrisowi Claremontowi zakończyć wątki rozpoczęte w X-menach  ponad trzy dekady temu i brutalnie ucięte na początku lat 90-tych.

Takim właśnie komiksem jest wydany w 2004 roku Punisher: The End. Garth Ennis był wówczas na fali robienia najlepszej MAXiarskiej odsłony przygód Franka Castle. Corben zaś ledwo co pojawił się w świadomości młodych fanów za sprawą Bannera i Cage'a narysowanych do scenariuszy Briana Azzarello. Ktoś z redaktorów Marvela poszedł po rozum do głowy aby rysownikowi powierzyć jeden z jego ulubionych tematów - postapo! W efekcie dostaliśmy solidnie zrealizowaną kameralną wariację na temat ostatnich dni Pogromcy (z brutalnym twistem w finale).

Castle w końcu zostaje ujęty i ma spędzić resztę życia za kratami. Okazuje się jednak, że pisany jest mu inny los bo oto nadciąga atomowa zagłada. Z gruzów zniszczonego świata wygrzebuje się znajoma sylwetka. Misja Franka trwa mimo postępującej choroby popromiennej...
Szczerze mówiąc, lepsze zakończenie Punisherowi sprawili dopiero Jason Aaron na spółę ze Stevem Dillonem w opartej na runie Ennisa i zamkniętej w czterech trejdach serii MAX (sic!) z 2012. Sam Ennis bezczelnie spuścił atomówkę i dał Frankowi umrzeć.

Corben oczywiście jak zwykle dał radę!


Punisher: The End

scenariusz: Garth Ennis
rysunki: Richard Corben
kolory: Lee Loughridge

MARVEL 2004

Friday, March 14, 2014

WWK (05) - rysujemy!

Ledwo co w poprzednim odcinku (w listopadzie) napisałem, że rysuję już tylko na tablecie a tu nastąpiła drastyczna zmiana. Po roku wyłącznie cyfrowego produkowania kolejnych plansz narzędzie to zupełnie mi obrzydło. Zatęskniłem za tradycyjnym dopieszczaniem rysunków na kartce i wróciłem do technik tradycyjnych. Z komputera nie zrezygnowałem ale używam go do obróbki. Wygląda to krok po kroku mniej więcej tak:

1. Na początku tradycyjnie robię sobie szybki szkic w notesiku. To akurat jest już drugi storyboardzik. Pierwszy robię na marginesie scenariusza i jest wielkości znaczka pocztowego.
 2. Szkic skanuję i wstawiam do matrycy planszy. Mam przygotowane warstwy z ramkami, marginesami i standardową wielkość i rodzaj czcionki. W tej formie przygotowuję czytelny komiks, który można wysłać do konsultacji scenarzyście. Praca nie jest jeszcze na bardzo zaawansowanym etapie i dzięki takiej metodzie można wykluczyć to, że jakaś fajna dopracowana plansza wyleci bo coś się pozmieniało w koncepcji.
  3. Wyrzucam szkic i drukuję sobie ramki z tekstami i onomatopejami. Dymki usuwam, bo później byłoby za dużo zachodu z dopasowaniem do nich skanu. Taki "liniuszek" drukuję na papierze o większej gramaturze niż normalnie do xero. Każdą planszę drukuję osobno więc jednorazowo pracuję na formacie A4.
4. Pora na rysowanie. Używam żelowców, piórka, pędzelków i brushpena (co akurat jest pod ręką). Czasami maznę korektorem. Podczas rysowania sugeruję się szkicem, który mam pod ręką.


5. Gotowe planszę skanuję w dobrej rozdzielczości, wyrównuję próg suwakiem a następnie wtłaczam obrazki w uprzednio przygotowane ramki. Gdzieniegdzie wyrównam, coś podciągnę do krawędzi. Jednym słowem - synchronizacja.
6. Otrzymałem planszę (tutaj akurat dwie) w wersji "sauté". Sama czerń i biel. Akurat w przypadku tego komiksu założyłem sobie, że dodam szarości. Dla odmiany zrezygnowałem z rastrów (bo ile można?).
Dopiero na tym etapie podpinam tablet:
7. Gotowe. Powyższe kroki powtarzam czternaście razy w celu uzyskania komiksowego zeszytu.

Jako przykładu użyłem dwóch stron z "Hermy świętego Zygmunta", które powstały do scenariusza Bartka Biedrzyckiego na podstawie pomysłu Andrzeja Stańskiego.
Kawałek komiksu można było już podejrzeć w polsatowskich Wydarzeniach (materiał po kliknięciu w obrazek):
TRWOGA!!!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...