.
Po komentarzach do poprzednich odcinków widzę, że cykl omówień publikacji Strefy Komiksu cieszy się wręcz niesamowitym powodzeniem. Wobec powyższego po dłuższym czasie wracam do tematu i zapraszam do lektury moich kolejnych przemyśleń, tym razem po zapoznaniu się z zawartością ANTOLOGII SCIENCE FICTION wydanej w ubiegłym roku. Pierwsza zbiór sygnowany logiem wydawnictwa Roberta Zaręby prezentował tematykę bardzo zróżnicowaną. W kolejnym postawiono na pewną spójność i już to można zaliczyć na plus. Osobiście wolę takie właśnie określenie tematu, czyli jako konwencji (antologia westernu, horroru, pornosów) niż nagminnie praktykowane uszczegółowianie (sklep, las, guziki, jedzenie, grzybica stóp), które jednak stanowi często tylko pretekst dla twórców.
Elegancka okładka jest autorstwa Artura Chochowskiego. Jak dla mnie ten rysownik jest największym odkryciem (a nawet objawieniem) Strefy Komiksu. Już wcześniej zwróciłem uwagę na jego rysunki w komiksie o Drągalu z antologii "11/11 = Niepodległość" (jak dla mnie najlepszym z całego zbioru). Tam bawił się stylem kojarzącym mi się z sensacyjnymi komiksami Christy o Gucku i Rochu. W antologii sci-fi po pierwsze zrobił dobre wrażenie już samą okładką. Po Hard Boiled grafiki z dużą ilością szczegółów prowadzone czystą linią kojarzą się u nas jednoznacznie z pracami Goefa Darrowa. Chochowski jeśli tylko by chciał, mógłby sprawdzić się w takim stylu. Tymczasem, w komiksie ŻYCIOWA ROLA pokazuje, że w innych rejonach komiksowego rysunku radzi sobie równie dobrze a nawet lepiej. Mięsista krecha przywołuje na myśl wczesne komiksy Micka McMahona czy też kreskę Jacka Michalskiego. Konkretne, czytelne grafiki i sprawna narracja obrazkami - podstawy komiksowego rzemiosła autor opanował celująco. Mam nadzieję, że uda mu się dalej rozwijać i wytrwać przy komiksie. Sama historyjka jest dość zabawna i nie odstaje poziomem od średniej komiksów o Jeżu Jerzym, czy humoresek Rycha Dąbrowskiego. Z tym, że ze sci-fi ma niewiele wspólnego.
Wybiegłem lekko do przodu skupiając się na ŻYCIOWEJ ROLI. Wcześniej mamy otwierającą antologię nowelkę INNSMOUTH, o której pisałem wcześniej przy okazji antologii komiksów Macieja Łosia. Autor ten zaprezentował też komiks ONI, również obecny we wspomnianej antologii. Lovecraft i inwazja porywaczy ciał, czyli tematyka jak najbardziej adekwatna.
Kolejną powtórką z rozrywki jest znana z B5 REINKARNACJA Nikodema Cabały. Dość obleśna, dosadna dwuplanszówka. W sumie (nomen omen) zapchajdziura. Podobnie jest z KOLACJĄ, wampirycznym szorciakiem, który również był opublikowany w magazynie komiksowym B5. Odnoszę wrażenie, że widziałem te komiksy jeszcze gdzieś wcześniej.
Dobre wrażenie zrobiła na mnie KATEDRA Oskara Huniaka i Roberta Zaręby. Zaskoczył mnie scenariusz, gdyż jest to komiks z oniryczną atmosferą będący zarazem osobistym komentarzem autora odnośnie kwestii instytucji religijnych. Warstwa graficzna sprawia bardzo dobre wrażenie. Styl Huniaka jest charakterystyczny i o sporym potencjale. Zastanawiam się czy autor dałby radę udźwignąć pełnometrażową fabułę, bo do tej pory znam jego prace tylko z szortów w Opowieściach Tramwajowych czy Paronomazji. Pięciostronicowy niemy komiks jest opowiedziany z wyczuciem komiksowej formy za pomocą eleganckiej kreski.
Solidny secik zaprezentował duet Jacek Brodnicki – Robert Zaręba. Trzy komiksy mieszczą się w zakresie sci-fi. POTĘGA SŁOWA to postapokaliptyczna anegdotka kojarząca mi się ze starym komiksem Kleczyńskiego z Fantastyki. ZWIADOWCY i POJEDYNEK to epicka sci-fi z elementami xenologicznej (etnograficznej?) fantasy. Epizody spotkań ludzi z kosmicznymi cywilizacjami, w których technologia jest tylko makijażem ledwo kryjącym barbarzyństwo (a nawet bestialstwo). Temat wałkowano wielokrotnie czy to u Strugackich, czy choćby w serialu Stargate. Sprawnie podany nigdy się nie nudzi. Z tym, że tu jest pies pogrzebany. O ile scenariusze Roberta Zaręby są poprawne i w swojej oldskulowości sympatyczne, to potrzebują solidnego wsparcia rzemieślniczego w postaci dobrych rysunków (co zdało egzamin w komiksach z Chocholskim i Huniakiem). Brodnicki stara się jak może, ale wychodzi mu to średnio. W pierwszym odcinku PÓŹNYCH SYNÓW wyłożyłem, co mi się nie podoba: słabe zróżnicowanie kreski, kurczowe trzymanie się jednego narzędzia, forma od szczegółu do ogółu, przez co zamiast wrażenia precyzji wychodzi smutne horror vacui. Widać to bardzo dobrze w ilustracji zamieszczonej na tylnej okładce antologii. Ogólnie rzecz ujmując rysunki Jacka Brodnickiego sprawiają lepsze wrażenie przy dłuższych historiach, gdy można dać się ponieść fabule. W szorciakach ciągną scenariusz na dno.
Dzieła dopełniają narysowane przez kilku grafików szorciaki z Todem Robotem. Bohater doczekał się swojej własnej antologii, której poświęcę osobną notkę. Scenariusze poszczególnych stripów napisał Łukasz Borowiecki a za ilustracje są odpowiedzialni Nikodem i Patryk Cabała oraz Zygmunt Similak.
Przed samym spisem treści kryje się jeszcze jednoplanszówka Rycha Dąbrowskiego. Gdy ją zobaczyłem, uznałem że autor doskonale by się nadawał do rysowania komiksowych przygód Jakuba Wędrowycza.
Ogólne wrażenie po lekturze całości i ponownym szybkim przekartkowaniu nie nastraja ekstatycznie. Oprócz rewelacyjnego Chocholskiego i ciekawego Huniaka, komiksy rysunkowo prezentują się średnio. W pierwszej antologii warstwa graficzna była o wiele ciekawsza. W kwestii opowiedzianych historii sprawa wygląda trochę inaczej. Pomimo określenia w miarę sztywnej tematyki, materiał okazał się być bardzo zróżnicowany stylistycznie, co moim zdaniem nie wyszło na dobre. Gryzą mi się groteskowe humoreski sąsiadujące z hard sci-fi. Być może redaktor chciał tą różnorodnością przyciągnąć większą ilość czytelników, ale powstał misz-masz niweczący sztywne określenie ram zbiorku.
Na szczęście w kolejnym odcinku cyklu zacznę omawiać albumy ze Strefy Komiksu, więc dywagacje na temat sensu wydawania komiksowych antologii odkładam na czas bliżej nieokreślony.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
1 comment:
PIERWSZY! ;]
Mnie jakoś te wydawnictwa od R.Zaręby nie kręcą. Nie wiem czemu, bo w sumie nie miałem nic z tego w ręce.
Podoba mi się natomiast sama okładka - tym bardziej, że ostatnio marnuję mnóstwo czasu na wymyślenie czegoś w stylu "wielkiego-działa-wychodzącego-z-ramienia-składającego-się-z-mnóstwa-śrubek-i-żelastwa" i póki co przegrywam.
Post a Comment