Tuesday, March 19, 2013

WWK (01) - scenariusz

Pierwszy odcinek Wirtualnych Warsztatów Komiksowych poświęcam kwestii fundamentalnej: scenariuszowi. Jest to podstawa, od której zależy późniejsza praca. Najlepiej posłużyć się przykładem więc odsyłam na bloga "wywiadówka", gdzie Tomek Kontny swego czasu przepytał czołowych polskich scenarzystów komiksowych na okoliczność ich pracy. Wywiady są bogato zilustrowane więc można zobaczyć od kuchni jak można rozpisać fabułę komiksu.
Poniżej wkleiłem trzy moje plansze zestawione z fragmentami cudzych scenariuszy, które pojawiły się przy okazji omawiania warsztatu Jerzego Szyłaka i Bartka Sztybora.
Z kwestii technicznych, to co mi rzuca się w oczy w pracy z Jerzym Szyłakiem to podział najczęściej na 7 obrazków na planszy. Tutaj akurat tego nie widać. Osobiście uważam, że jest to typowy "szyłakowy" podział, z którym zazwyczaj nie wiem co począć. Tym bardziej, że w poszczególnych kadrach zazwyczaj sporo się dzieje. W efekcie albo otrzymujemy gęstą planszę napakowaną panelami albo objętość komiksu zaczyna rosnąć. Jestem fanem formatu i kadrowania amerykańskiego - dynamicznego ale z oddechem. W przypadku scenariuszy Jerzego Szyłaka zazwyczaj mamy do czynienia ze skryptami docelowo na 46/50 stron - czyli standardem europejskiego albumu. Gdy rysowałem Strange Places z 46 stron zrobiłem 60. W Rewolucjach na morzu Mateusz Skutnik 50 stron rozduł bodaj do 80.
Plansza ze "Scen z życia murarza". Scenariusz: Jerzy Szyłak.
Plansza ze "Strange Places". Scenariusz: Jerzy Szyłak.
Na powyższych planszach widać, że zupełnie olałem propozycje kadrowania, a nawet więcej, w drugim przykładzie sam scenariusz potraktowałem jako sugestię. W sumie nie umiem tego wytłumaczyć - jakoś tak "samo się" zrobiło (miałem o tym notkę). Rysowałem tak jak mi było wygodniej ale w takim podejściu trzeba liczyć się z tym, że scenarzysta może mieć jakieś (ogólnie rzecz ujmując) wątpliwości odnośnie tego czy aby przypadkiem nie lecimy sobie w... kulki. Zwłaszcza jeśli niczym Alan Moore z pietyzmem i wewnętrzną logiką rozplanował sobie układ komiksowych paneli.
Plansza z "Najwydestyluchniejszego". Scenariusz: Bartek Sztybor.
W przykładzie powyżej dla odmiany trzymałem się już scenariusza wręcz kurczowo. Akurat Bartek Sztybor zwykł dawać na planszach sporo oddechu i nigdzie się nie śpieszy. Po jakimś czasie uznałem, że metoda przekładania tekstu na ilustracje jaką widać na planszy z dziewczętami ma swoją główną zaletę: scenarzysta w zasadzie komponuje treść planszy za rysownika czyli zdejmuje mu z barków istotną część pracy. Sprawdza się to oczywiście jeśli pracujemy z dobrym scenarzystą, któremu można zaufać. Na przykład Dominik Szcześniak idzie jeszcze dalej i z racji, że jest też rysownikiem to potrafi zasugerować (i rozrysować) układ kadrów. Obecnie pracuję w ten sposób, że podział na plansze zostawiam scenarzyście a kompozycję w obrębie strony (jeśli nie mam szczegółowych wskazówek) ustalam sam. Nie jest to jednak regułą, czasami potrafię być bardzo upierdliwy i włażę scenarzyście w paradę. Z lenistwa potrafię też zamówić scenariusz i z grubsza (a nawet dokładnie!) opowiedzieć scenarzyście o czym ma być, licząc na jego inwencję.

Powyższe przykłady dotyczą sytuacji gdy ilustrowałem teksty innych autorów. Zupełnie inaczej wygląda to gdy piszę sobie sam. Jest to dla mnie sytuacja o tyle nietypowa, że z racji sporadyczności nie czuję się pewnie w roli scenarzysty. O ile fabułę "widzę" od razu sekwencjami, to na finiszu (niczym Mignola w pierwszym Hellboyu) potrzebuję pomocy przy dialogach. Wtedy wzywam na pomoc na przykład niezawodnego Karola Konwerskiego (ostatnio przy okazji Lublin. Location 2.0), który pięknie podkręca teksty. To już jednak zależy od praktyki więc jedyną sensowną radą jaką mogę tu dać jest aby nie krępować się i prosić o pomoc fachowca.


No comments:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...