PoeMeFKowo na szybko kilka słów o nowościach, zanim opadnie entuzjazm z lektury.
Jako pierwsze przeczytałem rozprawienie się z latami '90 w polskim komiksie. Mowa o najnowszym numerze Zeszytów Komiksowych i książce Łukasza Kowalczuka o TM-Semic. Temat ważny i ciekawy, na razie potraktowany dość pobieżnie i podsumowujący stan wiedzy i pamięci rozsiany w necie.
No właśnie, okazuje się, że lata '90 były dość dawno temu (sic!) i pewne rzeczy zdążyliśmy po prostu zapomnieć. Dla mnie lektura tych pozycji to nie chęć dowiedzenia się czegoś nowego a właśnie zaskakujące przypominanie zatartych detali. Plus dodatkowa jazda na nostalgii czemu sam dałem wyraz w swoim komiksie „Włochate ziemniaki”, zajmującym kilka stron ZK.
W „Zeszytach...” warto też przeczytać blok polemiczny odnośnie książki Jerzego Szyłaka „Komiks w szponach miernoty”. Osobiście jestem rozczarowany, że osoby komentujące książkę skupiły się głównie na wałkowaniu tematu sympozjum a Story-Artowi odpuszczono. Może po prostu nie było nikogo kto byłby skłonny bronić tej koncepcji, którą profesor widowiskowo wdeptał w glebę i dobił efektownym fatality.
A nie, podobno podczas tegorocznej edycji Sympozjum (już nie funkcjonującego pod egidą MFK) w rozkładzie jazdy był referat o Story-Arcie autorstwa Jakuba Wojnarowskiego. Szkoda więc, że przestały ukazywać się zbiory referatów i nie możemy poznać odpowiedzi głównego sprawcy zamieszania.
Jakby to kogoś obchodziło, oczywiście.
Polski komiks kombatancko tkwi w mrokach wielkiej smuty lat '90. Po lekturze nowych albumów okazuje się jednak, że to zamierzchła przeszłość. Dowodem są choćby trzy mroczne thrillery będące odpowiedzią na wołanie w puszczy o komiks środka. Mowa tu o podwójnym uderzeniu Wojtka Stefańca czyli „NOIR” (scenariusz Łukasza Bogacza) i „Ludziach, którzy nie brudzą sobie rąk” oraz „Psychopoland” Piotra Białczaka i (bynajmniej nie Papcia) Chmiela. Są to świetnie zrealizowane komiksy o wielkim potencjale komercyjnym i życzę im aby zyskały należne uznanie. Co ciekawe, są to komiksy bardzo podobne nawet pod kątem intrygi, gdyż (nie będzie to spoiler!) bohater historii jednego teamu twórczego popełnia czyn, o który zostaje posądzony bohater komiksu drugiej pary twórców. Niezamierzona koincydencja? Wszystkie komiksy łączą też ciągoty publicystyczne w dialogach.
Czytając NOIR przypomniałem sobie, jak w 1999 roku Łukasz Bogacz pokazał mi pierwszy album Sin City i powiedział, że marzy o zrobieniu takiego komiksu, w którym drugoplanowi bohaterowie różnych opowieści mijają się w kolejnych odcinkach. Wow! Udało się. NOIR dopełnia autorski spin-off Stefańca, w którym faktycznie, pewne wątki precyzyjnie się zazębiają. Swoją drogą, najlepszą reklamą tych komiksów mogłoby być zdjęcie na którym Krzysztof Gawronkiewicz przegląda NOIR z otwartymi ustami. Zdjęcia nikt nie zrobił, ale widziałem to na własne oczy (chyba, że jakiś specyficzny rozdziaw jest naturalnym grymasem tego artysty). Potem podobno Gawronkiewicz poszedł do Wojtka i zapytał: „człowieku, czy ty robisz cokolwiek innego poza rysowaniem”?
„Ludzie, którzy nie brudzą sobie rąk” to wręcz artbook Stefańca, skonstruowany dużą ilością rozkładówek i zawierający przepiękne studium narko-fazy i zjazdu. Nieśmiało liczę na kolejne komiksy osadzone w tym uniwersum.
Mimo wszystko bardziej uderzyła mnie lektura „Psychopoland”. Może dlatego, że był to cios z zaskoczenia bo nie byłem fanem „Dogmatu” - poprzedniej historii Białczaka i Chmiela. W skrócie, jest to historia o braku codziennej empatii i fantazja na temat eskalacji przemocy. W końcu, co poza ewidentną chorobą psychiczną może doprowadzić do tego, że typowy szary człowiek wejdzie na przykład do biura poselskiego i zacznie odstrzeliwać przypadkowych urzędników? Pytanie takie postawił sobie Chmielu, scenarzysta którego posty na Forku Gildii sprawiają wrażenie, że są pisane po przedawkowaniu inhalacji Smoleńską Mgłą. Okazuje się, że w komiksie, te uproszczone, toporne poglądy i teorie spiskowe potrafią dać fenomenalny efekt (casus Jana Hardego). Tanie chwyty erystyczne i gra na emocjach (na przykład śmierć dziecka) w przełożeniu na komiks dały olśniewające wyniki. Historia sama w sobie jest dość prosta ale została brawurowo opowiedziana poprzez świetnie rozegrane wrabianie czytelnika. O ile wcześniej przywołane komiksy z uniwersum NOIR są kameralne, to Psychopoland jest efekciarską jazdą z dużym rozmachem. Chmielowi wtóruje Białczak, który wypracował sobie styl zbliżony do Colina Wilsona i... wymiata!
Dodam, że edytorsko też jest prawie 10/10. Fajne projekty, twarde oprawy, zero fuszerki. Nic, tylko wydać pieniądz i czytać!
Teraz pora wziąć się za ziny, których znowu obrodziło...
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
1 comment:
Z tego, co wiem, Kuba Woynarowski nie dojechał na sympozjum. I mogę mówić tylko za siebie - merytorycznie trudno z książką Jerzego Szyłaka dyskutować, zarówno w odniesieniu do teorii Krzysztofa Skrzypczyka, jak i story-artu. Szyłak obu rozniósł. Krzysztof Skrzypczyk już sie raczej nie wybroni. Kuba Woynarowski - być może, po zrewidowaniu tego, co głosi i gdy odda sprawiedliwość także czysto komiksowej tradycji komiksu w Polsce. Myślę, że to właśnie to przeinaczenie, zakłamanie tradycji rozsierdziło Jerzego Szyłaka.
Post a Comment