W końcu znalazłem chwilkę żeby wkleić poniższe zestawienie.
Ufff.
Ubiegły rok pod względem komiksowym był dla mnie obfity pod względem czynnego uprawiania tej pasji. Z czytelnictwem było gorzej. Dużo gorzej, co nie zmienia faktu że pozwoliłem sobie skompilować dychę najlepszych komiksów wydanych i przeczytanych przeze mnie w 2008 r. Na szczęśliwą trzydziestkę nie miałbym chyba już pomysłu. Ewentualnie musiałbym walić ściemę o komiksach, których nie przeczytałem. To znowu mogłoby sprowadzić na mnie wendettę jakiegoś frustrata (najlepiej anonimowego) szukającego po całym Internecie rzekomych kwitów, jak to miało niedawno miejsce w przypadku Kiamila.
Ok. Bez dalszych zbędnych dygresji:
- TOWARZYSZE ZMIERZCHU – Zdążyłem wysłać mój komiksowy top 3 na POLTER, a już następnego dnia musiałem zweryfikować swoje typy. Komiks Burgeona pozostawił u mnie wrażenia dystansujące pozostałą trójcę wymienioną przeze mnie jako najlepsze komiksy 2008 roku. Nie dość, że to dzieło klasyczne (u nas wręcz legendarna za sprawą artykułu zamieszczonego dawno temu w Fantastyce) to nic nie straciło ze swej świeżości. Atutami komiksu są wzorcowe ilustracje i niezwykły scenariusz. Grafiki wytyczyły niedościgły kanon dla wszelkich adeptów mierzących się z tematem pleców konia. Burgeon będąc jednocześnie scenarzystą postawił sobie (i następcom) wysoką poprzeczkę pisząc historię wymagającą niesamowicie szczegółowych referencji i studiowania źródeł. Jako grafik też nie ułatwiał sobie zadania, bo nie dość że trzyma wysoki poziom, to ciągle się doskonali. Kadrowanie i opowiadanie obrazem to MISTRZOSTWO! Komiksy Europejskie z kategorii „Lombardów” często kojarzą się ze sztywną narracją. Jest to mylne wrażenie pozostawione przez rzemieślników bez wyobraźni pracujących pod presją redaktorów wyrównujących wszystko do sztancy. Towarzysze zmierzchu to dowód autodyscypliny i benedyktyńskiej cierpliwości połączonej z artystycznym geniuszem.
Następnie są trzy komiksy już wymienione na Polterze:
- PROSTO Z PIEKŁA – Uberkomiks zarówno pod względem treści i formy. Zarazem jest to praca wzorcowa: Moora jako scenarzysty opętanego obsesją szczegółowych referencji oraz pokory Campbella jako artysty-rysownika.
- FISTASZKI ZEBRANE – Pierwszy tom zbierający paski z lat 1950-1952 czyli początek serii, która stała się komiksową klasyką. Przygody Charliego Browna i jego psa Snoopiego w końcu zawitały do Polski w formie uporządkowanej do granic możliwości. Dzieło życia Charlesa Schulza powstawało mozolnie. Przez pół wieku autor dorzucał maleńką cegiełkę w postaci paska komiksowego dziennie (i planszy co weekend). Efekt jest monumentalny a kolekcja planowana na kilkadziesiąt tomów. Ponadto cieszy mnie, że komiks jest bardzo elegancko wydany.
- PAPROSZKI – W kategorii polskiego debiutu roku miałem dylemat z wyborem. Wahałem się pomiędzy Powidokiem Daniela Chmielewskiego a komiksami Jacka Świdzińskiego. Ostatecznie wybrałem debiut tego drugiego. Na mojej opinii zaważyła głównie bezpretensjonalność. Paproszki to niesamowicie zabawny komiks. Śmieszne i absurdalne anegdotki są spięte klamrą dzięki czemu zbiorek szortów zyskuje atut pełnometrażowej historii. Rysunki definiowane jako „Bohdan Butenko na kwasie” dopełniają dzieła. Należy zauważyć również, że Świdziński debiutował dubeltowo. Oprócz Paproszków wydał wspólnie z Michałem Rzecznikiem dobrze przyjęte Przygody Powstania Warszawskiego.
Kolejność pozostałych komiksów jest przypadkowa:
- DZIADEK LEON – Historia nieźle pojebana, kwaśna i momentami śmieszna. Brutalna satyra świetnie podana w formie słusznie kojarzącej się ze storyboardem do filmu animowanego. Kadrowanie do bólu ascetyczne, ale to co się wyprawia w ramkach to orgia rysunku. Inspirujące, chociaż wolę ilustracje De Crecego utrzymane w bardziej malarskiej manierze (Foligatto, Le Bibendum Céleste).
- NICZYM AKSAMITNA RĘKAWICA ODLANA Z ŻELAZA – Spodziewałem się czegoś w stylu GHOST WORLD a dostałem jazdę a’la BLACK HOLE. Pokręcona, chora historia. Na początku niemiłosiernie chaotyczna, ale w miarę zbliżania się do końca opowieści wątki zaczynają się klarować i prowadzą do wstrząsającej konkluzji. Rysunkowo elegancka czerń i biel z drobniutkim rastrem. Bez ekscesów ale niepokojąco.
- CORTO MALTESE – BAJKA WENECKA – Wydawnictwo Post ostatnio publikuje komiksy raz na ruski rok, ale zawsze są to dziełka z klasą. Co prawda, Bajka wenecka jest objętościowo najcieńszym z wydanych u nas do tej pory albumów o przygodach awanturnika Corto Maltese, ale w odróżnieniu od ubiegłorocznych Etiopików zawiera jedną dłuższą historię (a nie nowelki) przez co zyskuje na odbiorze. Fabuła Bajki weneckiej jest pretekstem do szkicowego portretu Wenecji z jej wielką historią, wielokulturowością i tajemnicami ukrytymi w murach miasta dożów. W odróżnieniu od wspomnianego wcześniej „Prosto z piekła” a podobnie jak w „Towarzyszach zmierzchu” cały materiał faktograficzny, tło historyczne i źródła zostały jednak tylko zasygnalizowane. Moore w swoim dziele załączał obszerne przypisy i z detalami informował o każdym najdrobniejszym szczególe. Hugo Pratt przeciwnie, wrzuca czytelnika do głębokiej wody i pozostawia zaledwie wskazówki. Widać, że te 30 lat temu gdy komiks powstawał autor nie musiał traktować czytelnika jako leniwego idioty niezdolnego do docenienia ogromu pracy włożonego w dzieło.
- BAJABONGO – Marek Turek jest jednym z nielicznych polskich twórców komiksów, który ma głowę na karku. Niezwykłą umiejętnością tego autora jest sprawność w konstruowaniu point. W zasadzie każda plansza jest zamknięta, kilka plansz składa się na spójny szort a zbiorek nowelek Turek kompiluje w organiczną całość albumu. Dzięki temu Bajabongo można czytać zarówno na wyrywki jak też traktować komiks jako pełnoprawną pełnometrażówkę. Ponadto jest to komiks niemy co dobitnie świadczy o poziomie trudności jaki Turek wziął na swoje barki już przy samej konstrukcji dzieła.
- Y: THE LAST MAN – Bardzo fajna seria przygodowa będąca dla Vertigo kolejnym koniem pociągowym po zakończeniu Kaznodziei. Aż dziwne, że Egmont zamiast pójść tą drogą wybrał łatwiejsze serwowanie starych komiksów Ennisa na zasadzie magii nazwiska. Liczę, że Manzoku wyda kolejne tomy bo naprawdę warto.
- BERLIN – Komiks z niesamowitym potencjałem, jednak uważam że aby wydobyć wszystkie możliwości z tematu autor musiałby poświęcić co najmniej tyle czasu i miejsca co Dave Sim w Cerebusie (kilkaset zeszytów w ciągu kilkudziesięciu lat). Jason Lutes sprytnie wybrnął z posądzenia o lecenie po łepkach już na początku albumu serwując scenę z dziewczyną szkicującą w pociągu. Forma wydania komiksu nieprzypadkowo również nawiązuje do szkicownika – brulionu, w którym zawarte są pobieżne zapiski. Intencję rozumiem, ale mam niedosyt.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
2 comments:
"Towarzysze Zmierzchu"? Myślałem, że sobie żartujesz kiedyś tam na kolorowych.. :)
Skończy się na tym, że to jednak kupię i mi się jeszcze spodoba. A tego bym przecież nie chciał.
zgadzam sie z paproszkami - dla mnie najwazniejszy komiks 2008 razem z Powstaniem od Mazola i Glowo. Clowlesa (chociaz nie jest moim kolega) czytalem i tez sie zgadzam reszty nie czytalem, bo czytam tylko komiksy kolegow.
pOzDr00fKhA dLa CaUeGo DoMoFfOn SqUaDu!!!!11! RiSpEkT!!!11!!! ZoStAwIaM kOmCiA i LiCzEm Na ReWanRzYk!!!! :******8**
Post a Comment