Na oficjalnej stronie magazinu, Asu troszkę złośliwie napisał że cieszy się z rozwoju polskiej małej prasy komiksowej, której istotnym składnikiem są komiksy odrzucone z Jeju. Twierdzenie to może wydaje się być nieco na wyrost, ale po głębszym przemyśleniu sprawy wypada przyznać mu rację. Pewnego rodzaju „aktem założycielskim” zarówno „PIRATA” jak też „HARDKORPORACJI” jest bowiem secesja jej twórców uprzednio związanych właśnie z zinem Tomka Pastuszki. Obydwa również w mniejszym lub większym stopniu korzystają ze wzorów wypracowanych w Jeju.
Mikołaj Spionek – kapitan statku pirackiego, zanim przystąpił do kompletowania swojej załogi wysłał swój komiks do Jeju. W poprzednim numerze jego dziełko było jednym z jaśniejszych (graficznie) punktów antologii. Tym razem Asu użył swoich technik asertywności i nowy komiks nieoczekiwanie (dla autora pewnie był to szok – znam to z autopsji) odrzucił. Piąty numer Jeju autorsko stanowił mix twórców z Polski i innych stron świata. Spionek odwrócił proporcje i jego załoga jest w większej mierze międzynarodowa, zaś gośćmi są raczej rodacy.
Związki Szawła Płóciennika z Jeju są jeszcze bardziej wyraźne. Na drugi numer przypada debiut tego autora. Szaweł swoją osobą wspierał zespół redakcyjny i prezentował w Jeju swoje komiksy. Hardkorporacja to przejaw osobistych ambicji Płóciennika i realizacja jego wizji prowadzenia takiego przedsięwzięcia. Dzięki odbyciu „stażu” w Jeju Szaweł uniknął błędów najczęściej popełnianych przez początkujących.
Jak widać, Jeju było swego rodzaju inkubatorem talentu i pomysłów, których rozwinięcie zapowiada się smakowicie (nomen omen).
Nowe Jeju (6 numer) za temat przewodni wybrało sobie motyw jedzenia.
W samym magazynie kilka zmian. Najbardziej znamienne jest to, że Asu chyba po raz pierwszy kontroluje cały materiał, który zaaprobował do publikacji. Przejawia się to między innymi redukcją składu redakcyjnego. Do tej pory w stopce jako redaktorzy figurowali Banaś, Jaszczu i Szaweł. Został sam Asu, który wziął na siebie odpowiedzialność za całokształt.
I bardzo dobrze.
Wielokroć krytykowałem Asu za niespójność wizji i niezrozumiałe kompromisy, na które szedł. W myśl mądrości ludowej mówiącej, że sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą, redaktor naczelny zbierał krytykę głównie na swoją głowę. Nie traktowałem poważnie zapewnień o podnoszeniu poziomu. Po kolejnym numerze Jeju spodziewałem się dotychczasowej bezwładnej mieszaniny komiksów świetnych i słabiutkich podciągniętych pod wspólny mianownik zadanego tematu.
Zostałem pozytywnie zaskoczony.
Brawo za konsekwencję i asertywność!
W kulinarnym Jeju spotkali się starzy znajomi. Prawie jak na parapetówce lub grillu.
* Jest więc tradycyjnie gang z Mazoleum:
- Wiecznie głodna i spracowana Kitchen Bizmo zaserwowała przystawkę.
- Mazol wypiekł piernik. Chociaż na miejscu byłoby raczej „pierniczek”.
- Głowonuk zbadał układ pokarmowy głowonoga.
- Nefertina zaś pochyliła się nad marzeniami głodnego czworonoga.
Są to sympatyczne komiksy (jak zwykle u tych autorów), ale nie wybijają się o miano komiksów numeru. Ot, przekąski o charakterystycznym smaku. Najlepiej wyszła trzyplanszowa rozkładówka Świdzińskiego. Nie lubię głowonogów w nadmiarze, ale sporadyczne żarty trafiają do mnie.
* Okładkę tradycyjnie przyszykował Norbi Rybarczyk. Przygotował też komiks o pożeraczu pająków. Kartunowa perełka, ale niestety z rozmytą pointą. Na blogu Rybba można śledzić poczynania nad kolejnymi projektami i liczę, że w końcu autor skończy któryś z zapowiadanych albumów.
* Jaszczu + Gonzo zapodali odgrzanego kotleta. Jestem pewien, że gdzieś wcześniej słyszałem anegdotkę opowiedzianą w tym komiksie.
* Coś padło mi na mózg, bo na początku komiks Ani Miśkiewicz i Daniela Gizickiego wziąłem za stary komiks MOTSa. Dopiero po lekturze skojarzyłem, że czytałem ten komiks wcześniej w Esensji. Sympatyczne dziełko.
* Jaszczu + Sztybor v.s. Gwiazdka z nieba. Niemy skecz. Wydaje mi się, że to pierwsze poważne podejście chłopaków do komiksu niemego. Warto kombinować dalej w tym kierunku. Przynajmniej odpada kwestia tłumaczenia w przypadku próby zaistnienia poza grajdołem.
* Surpiko – dwie jednoplanszówki. Tym razem bez HMarrlowa! Co nie znaczy, że gorzej. Jak zwykle u Surpika temat ugryziony (czy też possany) przewrotnie.
* Banaś + Sztybor. Czyżby wprawka prologowa do szykowanego przez Maćka Banasia albumu o kapeluszu Kupera? Udane podejście do skali szarości. O wiele lepiej niż wcześniejsze Banasiowe cz-b. Aczkolwiek siła tego pana tkwi w akwarelkach.
* Dziczyzna Turka. Pierwszą planszę skądś kojarzę. Niestety wydaje mi się, że na gwałt potrzebuję lecytyny, bo nie pamiętam skąd (EDIT: z psiej edycji Gildiowego konkursu na planszę - wiwat google!)! Komiks jest o tyle fajny, że każda z trzech plansz może być czytana osobno. Każda strona sama w sobie jest zamkniętą scenką z otwarciem, rozwinięciem i pointą. Sprytne i świadczące o tym, że największym atutem komisowego warsztatu Marka jest mózg.
* Destyluchowe pożegnanie z Jeju. Ciąg dalszy nastąpi w innym formacie wydawniczym. Było mi miło zamieszczać swoje (i Sztyborakowe) wykwity w Jejcu. Życzę powodzenia na dalszej drodze i obiecuję, że Was nie opuszczę jako czytelnik.
* Sezon podręcznikowy Tkacza i Gizickiego. Kolejna historyjka z cyklu opowiastek o zdołowanym nieudaczniku. Fajnie pokazana niemoc i lenistwo głównego bohatera, niezdolnego do podjęcia walki o polepszenie swojego losu. Autorzy z sympatią szkicują postać małego hipokryty użalającego się nad sobą. Mam nadzieję, że Daniel i Mikołaj będą kontynuować współpracę nad tym cyklem, bo kooperacja im wyraźnie służy. Regułą w komiksach Tkachoza jest stale zaskakująca zmiana stylu, próbowanie nowych narzędzi i technik. Tutaj mamy jednostajne cienkie kreskowanie. Wyszło efektownie. Co będzie dalej?
* A na koniec 16 stron w wykonaniu ASU. I oto komiks numeru. GLON!
Czepiałem się Tomka, narzekałem na obniżanie lotów i nie sprostanie oczekiwaniom.
W końcu doczekałem się momentu, gdy Asu znowu mnie zaskoczył! Glon to śmieszna historyjka będąca pastiszem trykociarstwa w stylu manga! Poznajemy bohatera mimo woli, tytułowego (niezniszczalnego) Glona. Niechętny hiros zostaje wezwany do walki z potworem niszczącym miasto, ale miga się jak może od swojej „pracy”. Na szczęście z pomocą przychodzi ksiądz, który wydusza z siebie efektownego kamehamen. Nowelka niby prosta, ale podana w zgrabny sposób.
Słowem podsumowania:
Nowe Jeju nie jest nafaszerowane wybuchowym materiałem. Z pewnych względów może nie trafić do wszystkich, gdyż stało się bardziej niszowe (poprzez redaktorską selekcję). Część czytelników może opuścić magazin na rzecz Pirata lub Hardkorporacji. Mi osobiście zmiana się bardzo podoba i liczę na to, że rozwój pisma będzie postępował nadal w tak wytyczonym kierunku.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
3 comments:
jooo
zajefajna recka!
normalnie wyślij ją na konkurs gildii na recenzję :D
http://www.komiks.gildia.pl/news/2008/05/reaktywacja-konkursu-na-recenzje-komiksu
heheh
ale tak serio to dzięki
cieszy mnie, że Glon podszedł - przyjemnie się toto rysuje
już smażę kolejnego Glona :)
będzie strasznie nudny :D
pozdrawiam
tomek
Link z posta powyżej tutaj wklejam raz jeszcze tak bardziej elegancko - o
a ja robię album, spokojnie ( ale jeden na raz:) co by nie przesadzić - ciężko mi się żyje teraz więc i czasu mało i pointy sie rozmywają:)
pozdrawiam
Post a Comment