W związku z takim jubileuszem, wymodziłem okazjonalnego pin-upa z futrzastym Kiziorem.

(werble)
wywiad z Dominikiem Szcześniakiem.
Z Dominikiem znam się nie od dziś, ale jakoś tak się złożyło, że ostatnio nie mieliśmy okazji pogadać sobie na spokojnie.
Niniejszym nadrabiamy zaległości, bo okazja jest ku temu niepoślednia. Zapraszam do lektury:
Pała: W kwietniu 2005, przy okazji 40 numeru Ziniola zawiesiłeś wydawniczą działalność na ziniowym poletku. Co Cię skłoniło do reaktywacji tego tytułu?
Jeśli chodzi o inne niż sentymentalne powody, to na pewno wymieniłbym tutaj jakąś wizję magazynu, która mi się kołatała po głowie jeszcze od czasów "Zinia" i chęć wprowadzenia jej w życie. Czułem niedosyt papierowej treści publicystycznej, a serwisy netowe w żadnym, najmniejszym nawet stopniu mi tego niedosytu nie rekompensowały.
Natomiast jeżeli chodzi o nawiązania: ktoś określił formułę nowego "Ziniola", jako pośrednią między "AQQ" a "Produktem" i to mi się wydaje dość trafne. Co prawda daleko nam do jednego i drugiego pisma, ale pewne patenty, jakie uskuteczniali Witek, czy Śledziu, były na tyle świetne, że głupio by było je teraz ignorować.
P: Wspomniałeś o nowym standardzie edytorskim zinów. Po zawieszeniu Ziniola i zaprzestania wydawania innych kserowanych zinów których geneza sięga końca lat '90 (KGB, Katastrofa) pustkę natychmiast wypełniły nowe produkcje. Niejakim pogrobowcem Ziniola (przynajmniej pod względem formy wydania i reakcji czytelników) było JEJU. Pismo Tomka Pastuszki nadało ton zinowej scenie komiksowej. Następnie pojawiły się: Maszin, B5, Kolektyw, Hardkorporacja. Ostatnio nasz wspólny znajomy Piotrek Pruszczyński razem z Mikołajem Spionkiem i Jankiem Kłosowskim wypuścili pierwszy numer Pirata. Od czasu "Opowieści tramwajowych" mamy też do czynienia z zauważalną tendencją zinów jako antologii tematycznych.
Natomiast, co mi się nie podoba w zinach to ta właśnie ich tematyczność o której mówisz, ale to może dlatego, że nigdy nie byłem jej zwolennikiem (chociaż ups: zdarzyło mi się zrobić tematyczne numery ziniola - o kotach i z komiksami niemymi). Pokazuje ona, że brak u nas profesjonalnych scenarzystów, którzy poradziliby sobie z takimi wyzwaniami jak na profesjonalistów przystało, czyli z palcem w nosie.
Co cieszy, w końcu zaczęły się pojawiać polskie albumy czyli coś na co czekaliśmy całymi latami. Również "narybek" który zaczynał później już debiutuje dłuższymi formami (Asu, Głowonuk). Wydaje mi się, że rodzimy komiks pomimo głównie amatorskiej produkcji nigdy nie był w lepszej formie. Jakie jest Twoje spojrzenie na to zjawisko, którego jesteś przecież częścią.
L: Zgadzam się co do formy polskiego komiksu. Tutaj akurat spora zasługa timofa, który mimo tych wszystkich abnegatów konsekwentnie wydaje polskich twórców z totalnie różnych bajek. I dobrze robi. Wydaje mi się, że ta amatorskość produkcji, o której mówisz, to jest sprawa powiązana tylko i wyłącznie ze szczerością przekazu. Nie odważyłbym się w większości przypadków na określenie tych prac mianem amatorskich. Każdy twórca dobiera sobie własne środki, jakimi chce coś przekazać czytelnikowi i to jest jego konkretny, konsekwentny wybór. A to, że większość operuje w quasi undergroundowych klimatach to już specyfika kraju. W innych państwach proporcje między mainstreamem a podziemiem rozkładają się pewnie inaczej i możnaby spokojnie wyekspediowac połowę naszych twórców za granicę, żeby równowaga jako taka się pojawiła. Ale jest, jak jest. Amatorscy to są natomiast krytycy, czy recenzenci komiksowi w naszym kraju, którzy często czytają bez zrozumienia i tutaj to polski rynek komiksowy ma konkretny ból rzeczywiście, natomiast jeśli chodzi o komiksy, jest bardzo wporzo. Fajnie, że również ludzie związani niegdyś z "Ziniolem" działają aktywnie. Dobrze, że powraca Rafał Trejnis, który fantastycznie rozwinął swoje umiejętności. Świetnie poradził sobie Otoczak z "Bi-bułką", choć ten komiks został ostro zjechany przez jajogłowych analityków z forów netowych. Olaf wymiata niesamowite rzeczy, Dennis powraca ze swoim blogiem... trochę szkoda mi utraty kontaktu z Bartkiem Kurzokiem, który znakomicie radził sobie w absurdalnej krótkiej formie. Z innej beczki, taki np. Adam Święcki - czytałem ostatnio "Szeptuchę" i to już nie są te podejrzane próbki, z którymi mieliśmy do czynienia kilka lat temu, tylko normalny, rasowy komiks. Sporo rysowników się wyrobiło i pewnie mnóstwo jeszcze się wyrobi.
A co do różnorodności współpracowników starego "Ziniola" to taka polityka łączenia jest mi bliższa niż małe polskie wojenki komiksowe. Przez 3 lata żyłem sobie w anabiozie, a kiedy z niej wylazłem to taki obrazek mi się pojawił, że się każdy z każdym żre. Teraz to mi się wydaje bez sensu, chociaż rozumiem to zjawisko, bo sam też się kiedyś żarłem, jak tylko mogłem. Ale wyrosłem.
P: Pojęcie "Amatorskie" chciałem raczej przedstawić w opozycji "zawodowym", czyli formie zarabiania na życie. Nie miałem na myśli poziomu artystycznego, bo jest to temat na odrębną (doświadczenie mówi mi, że jałową) dyskusję.
Co do niezawodowstwa to widać w ferworze walki nie zakumałem w pierwszym momencie. Rzeczywiście, przy niedochodowości takiego przedsięwzięcia, jakim jest komiks w Polsce, mamy ich teraz sporo i jest w czym wybierać. O to w sumie chodzi. Jest ok.
L: Cholera, że też właśnie Tobie zachciało się wywiadu ze mną. Jestem pewien, że nikt inny nie wyciągnąłby tego pytania z rękawa. Cóż... nie będzie kontynuacji. Na usprawiedliwienie swojego niewywiązywania się z obietnic powiem jedynie, że bardzo złe przyjęcie, z jakim spotkała się narysowana przeze mnie druga część "Czakiego" spowodowało, iż powziąłem decyzję o braku kontynuacji. W "Ziniolu" będzie wiele fajniejszych niż moje bazgroły rzeczy.
L: Nooo, to jest ciekawa opcja, myślałem nad nią. Jednak Ralfi wbrew pozorom też jest zarobiony i też wplątał się w serie - jedną robi do scenariusza Daniela Gizickiego, drugą do mojego. Ta druga, zatytułowana "Fotostory" zadebiutuje w pierwszym "Ziniolu". Co do Gedeona, to zgodził się stworzyć okładki do kolejnych odcinków "Domu żałoby".
Ronek i Rudowski, jako główni rysownicy, sprawdzają się świetnie. Nie widzę potrzeby tego zmieniać, ale z drugiej strony przyznaję, że chciałbym wprowadzić kilka gościnnych występów. No ale to już na miarę ich czasu i możliwości, bo jak słusznie zauważyłeś robienie komiksów w Polsce to hobby. Nad "Domem żałoby" pracują właśnie tacy zapaleńcy, który ciskają plansze po godzinach pracy w jakimś babilonie. Ale robią to z zapałem.
Wstrzymaliście wydanie albumu do czasu zakończenia Domu Żałoby?
L: Ooo, wyciągnąłeś zdechlaka... Szczerze mówiąc, nie wiem co powiedzieć na ten temat. Jeśli wszystko sią powiedzie, to część odcinków tego oldskula pojawi się w zbiorku "Ziniol 98-05: greatest hits plus kilka nowych kawałków" (tytuł mocno, a nawet mocniej roboczy). Wydanie esensziala z tym komiksem to byłoby poważne seppuku dla wydawcy, który by się tego podjął.
L: Haha, no wiesz, jeśli były takie głosy, to pewnie jakichś wyjątkowo tolerancyjnych moich znajomych. Chociaż, kurczę, jakby tak sięgnąć pamięcią wstecz, to przy Kaflikach bardzo się starałem jakoś konkretnie to narysować. Byłem świeżo po lekcjach ascezy od Skutnika i może to w jakimś stopniu zaprocentowało. Ale "Gadkaszmatka" to już graficzna poracha - siedzą ci kolesie i gadają o pierdołach. Żeby jeszcze któryś stał, ale nie, oni siedzą bez ruchu, w tych samych pozach... warsztatowe wunderfaffe, że się tak wyrażę. Całkiem możliwe, że pobiłem tam rekord hardkoru, chociaż w sumie nie wiem jak ten komiks był odbierany. Poza swoim zdaniem na jego temat, znam zaledwie parę opinii. A ta Twoja "bardzo wymagająca lektura", powoduje, że moja młodzieńcza pisanina przewraca się w grobie, he he.
P: "Bardzo wymagająca", bo byłby to dla czytelników test cięższy niż druga część "Czakiego", w której to poleciałeś w nieprzewidywalne rejony. Przynajmniej w odczuciu fanów pierwszej części. Skoro jednak kontynuacji nie przewidujesz...
L: No nie, bo bym poleciał jeszcze bardziej. Co śmieszne, a może straszne, to fakt, że ta druga część "Czakiego" była oparta na prototypie scenariusza "10 bolesnych operacji", na jakiejś prehistorycznej jego zajawce z końca lat 90-tych po prostu. To był jakiś impuls szalony, że ja to w ogóle zrobiłem, wymieszałem ze sobą, bo nawet jeśli wcześniej przemykała mi myśl o kontynuacji czaka to w zupełnie innej formie.
P: Czy oprócz redagowania kolejnych numerów "Ziniola", przygotowaniu swojej antologii, kontynuacji "Domu Żałoby" i odcinkowej "fotostory" pracujesz nad czymś jeszcze? Masz coś na komiksowym warsztacie, w fazie projektów i pomysłów?
L: Przede wszystkim antologia nie będzie moja, tylko wszystkich najlepszych z "xeroZiniola" (ja nawet nie wiem jeszcze, czy się załapię) - w tym temacie prace jeszcze nie zostały rozpoczęte, wszystko jest w fazie planowania. Poza tym, oraz wymienionymi przez Ciebie rzeczami, mam kilka projektów na tapecie. Zobaczmy... mam zadedlajnowane projekty z gośćmi, z którymi zawsze chciałem coś zrobić: Otoczakiem, Wojtkiem Stefańcem i Piotrkiem Machłajewskim. Współpraca z każdym z nich to zupełnie różne historie i wyzwania. Mam nadzieję, że podołam. Chodzi mi po głowie westernowa nieco historia z Mickeyem Rourke, Diane Lane i Clintem Eastwoodem, mam też w planach horror, oparty zresztą na motywach snu, który kiedyś mi opowiadałeś. I jeszcze, dopieszczany powolutku "Generał" z superbohaterami, kozackimi tekstami, mutantami, kataklizmami, armagedonami i sieczką. Poza tym jeszcze kilka pomysłów gdzieś się kręci wokół mnie, wciąż również popisuję sobie "Dom żałoby", "Degrengoland", czasem jakieś skrawki z życia Leszka z "Dziesięciu bolesnych operacji"... nic więcej do głowy mi nie przychodzi.
A co przygotowałeś do numerów "Ziniola" które ukażą się w najbliższej przyszłości? Możesz zdradzić jakieś szczegóły?