Sunday, March 23, 2014

Po prostu... DEN (1978)

Cykl blognotek przybliżających twórczość mistrza Richarda Corbena!
Pewnego dnia każdy może powiedzieć sobie "dość". Doświadcza tego też znudzony rysownik z agencji reklamowej - zaczytany w "Księżniczce Marsa" wątły okularnik bez szans na randkę. Doprowadzony do ostateczności przez upierdliwego szefa, rzuca pracę w cholerę i... w bardzo dziwny sposób przeżywa chwilę euforii następującą po trzaśnięciu drzwiami a przed podjęciem decyzji co dalej robić ze swoim życiem.

W 1968 Richard Corben był dobiegającym trzydziestki animatorem w studiu filmowym w Kansas City. W wolnych chwilach (przez rok) dłubał sobie poklatkową animację opowiadającą o przygodzie napakowanego łysola (Dena) ratującego cycatą księżniczkę. Gdy skończył swoje dzieło, pokazał je kolegom w pracy, co spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem. Aby 8000 rysuneczków składających się na animkę nie poszło na marne, współpracownicy postanowili wesprzeć kolegę i pomogli mu rozwinąć projekt w kompletną etiudę filmową. Dograno aktorski wstęp i epilog, gdzie główną rolę zagrał Corben zaś jego ówczesny szef  autoironicznie wcielił się w rolę upierdliwego zwierzchnika. Zadbano też o niepokojący soundtrack. W efekcie powstał piętnastominutowy film, który autorowi przyniósł kilka nagród i dał solidnego kopa aby tworzyć samodzielnie.



Kilka lat później, w 1973 Corben już jako mający na koncie pierwsze sukcesy komiksiarz na dorobku postanowił wrócić do tematu. Narysował 15-stronicową luźną kontynuację swojej animowanej historyjki i opublikował ją w magazynie Grim Wit. Gdy w 1975 zaczął publikować swój pierwszy serial w magazynie Metal Hurlant, po prostu rozdmuchał nowelkę o Denie do 32 plansz i zaczął dodawać kolejne odcinki. Przy okazji kolejnych wydań Corben dodał jeszcze epilog więc ostatecznie finalna (i obecnie kanoniczna) wersja "Nigdziebądź" to ponad stustronicowa cegła.

Skomplikowana redakcja albumu okazała się być dopiero początkiem przygód Dena. Bohater stał się dla Corbena sztandarowym produktem, a rysownik wielokrotnie wracał do wykreowanego świata w kolejnych albumach i zeszytach. W międzyczasie "NeverWhere" zostało luźno adaptowane na potrzeby filmu Heavy Metal z 1981 roku.

Sama historia to wariacja na temat mokrych snów zakompleksionego nerda. Rachityczny słabeusz przechodzi transformację w kulturystę (swoją drogą, Corben też w tamtym czasie przypakował) i przeżywa maskulinistyczne (a wręcz mizoginiczne) perypetie w brutalnym fantastycznym świecie. Sceneria to cytat z pustynnego Marsa i przygód Johna Cartera, wielkie przedwieczne zagrożenie to Cthulhu czytany wspak, wreszcie sam Den to wydepilowany Conan biegający po pustyni z permanentnym częściowym wzwodem. Gdy komiks powstawał, prawdopodobnie szokował ewidentnym wskazaniem "o co faktycznie chodzi w heroic fantasy". Obecnie rdzeń fabuły może wydać się zbyt prostacki ale kwestie obyczajowe w dobie hipokryzji neo-konserwatywnej są znowu aktualne.
Ciekawe jest obserwować jak Corben ewoluował doskonaląc się jako artysta i zarazem starał się modyfikować opowiadaną historię by wyjść z kolein głupawego stereotypowego "conanizowania". Fabuła stopniowo zagęszcza się i niebanalnie komplikuje. Artysta pokonuje kolejne progi swojego talentu i kreuje niepowtarzalną oniryczno-psychodeliczną atmosferę. Jednocześnie musi zachować archaiczną narrację z offu, w którą zaplątał się tworząc pierwszą wersję komiksu.

Ten komiks to legenda i zapowiedź najlepszego, co w serii o Denie miało się dopiero zdarzyć.



DEN: NeverWhere

pierwsza publikacja w
Heavy Metal No.3-13 (1977–1978)

scenariusz i rysunki: Richard Corben

3 comments:

Unknown said...

Pod względem "wizji plastycznej" "NeverWhere" to jeden z najważniejszych komiksów w historii. Arcydzieło gatunku. Wstyd, że to nigdy nie zostało wydane w Polsce.

Unknown said...

Przy okazji: mam na zbyciu ten album, wydanie z 1978 roku, dokładnie to, którego reprodukcja widnieje pod tekstem.

Unknown said...

A Tobie Maciek polecam do opisania w tym dziale fotokomiksy Corbena, np. "Ogre". Mistrzostwo.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...