Tak więc, zaczynam od dzisiaj. Koniec testu w niedzielę. Plan minimum to 7 plansz (żeby nie zaczynać od niższego pułapu niż rok temu). Optymalnie 10. Za każdą kolejną kupię sobie jakiś komiks :)

Hej hoł - lets goł!
W efekcie dzisiejszy wpis to wywiad.
Do rzeczy:
Pałka - Kiedy i gdzie opublikowałeś swoje pierwsze komiksy i co Cię skłoniło do ich rysowania?
Liwiński - Pierwsze rzeczy publikowałem w "Ziniu" (potem "Ziniol"). Do rysowania skłoniła mnie najbliższa ekipa z Zinia. Wtedy akurat bardziej interesowałem się filmem i fotografia, a że w tamtych czasach nie było mnie stać na robienie zbyt wielu zdjęć juz nie mówiąc o nakręceniu filmu chyba naturalnie wykorzystałem komiks. Na temat powinowactwa filmu/fotografii i komiksu napisano już dosyć.
P - Gdzie oprócz ziniola publikowałeś? Pamiętam Dół i Vormkfasę.
Było coś jeszcze?
L - Nie przypominam sobie żebym gdzieś poza tym co wymieniłeś publikował. "Ziniol" to był w pewnym sensie autorski zin Dominika Szcześniaka tylko później zdobył stałych współpracowników/autorów. "Dół" to był mój bardzo krótki projekt, którego nie miałem zamiaru kontynuować po pierwszym tomie. Prace głównie moje + Andrzeja Śmieciuszewskiego i Szcześniaka. Do jednego egzemplarza była nawet dodana kaseta z kawałkami, które nagrałem wspólnie z w/w panami, ha! Trudno powiedzieć, że współpracowałem z Vormkfasą, bo zrobiłem z Mateuszem Skutnikiem tylko jeden short.
P - Opisz w skrócie swoją przygodę z ziniolem (pamiętam, że tam jakaś Zośka miała coś na rzeczy czy coś).
L - Do "Ziniola" trafiłem przez znajomość ze Szcześniakiem. Obaj interesowaliśmy się komiksami, dlatego zaczęliśmy współpracować. Chociaż "współpraca" to zbyt nadmuchane słowo. Zinio był ciekawa publikacja nie tylko ze względu na komiksy, ale przede wszystkim przez publicystykę. Ja akurat napisałem może ze 2-3 teksty, ale nie czułem się w tym wcale dobrze. Na pewnym etapie publicystyka zaczęła zamieniać się w forum środowiska, gdzie można było wrzucić parę inwektyw lub pogłaskać aktualnych współpracowników - nic nadzwyczaj dziwnego. Zośka - czyli zamojskie środowisko komiksowe, to był właściwie żart. Nie mieliśmy żadnych oficjalnych spotkań środowiskowych, ani nie powiększaliśmy grona "członków". Cala akcja była dla hecy no i poza tym łatwiej było napisać Zośka zamiast Szcześniak/Szostak/Śmieciuszews
P - Co porabiasz obecnie i czy dziabasz coś komiksowego?
L - Obecnie zajmuje się literaturą s-f i jej teorią i wróciłem do fotografii. Do komiksu raczej nie wrócę jako autor. Nie jest to forma, która się sprawdza dla mnie. Dziwie się że w ogóle poprosiłeś mnie o te komentarze, bo moja obecność w komiksie (podziemnym) była marginalna.
P – Jak teraz oceniasz swoje stare komiksy?
Wspólnym mianownikiem łączącym skład personalny MASZINA jest stylistyka eksperymentalnego cartoonu i konwencja groteski zastosowana w prezentowanych komiksach. Równie ważnym kryterium jest też konsekwencja wyboru. Jako selekcjoner Mikołaj Tkacz jest chyba najbardziej szczery w swoich decyzjach.
Głowonuk ma już za sobą dubeltowy debiut albumowy oraz występy gościnne tu i ówdzie. Po wprawkach cienkopisowych i eksperymentach paintowych nadeszła pora na szlifowanie najbardziej szlachetnego i klasycznego narzędzia – piórka. Ćwiczenie czyni mistrza. Takim mistrzem w komiksowej kategorii jest bez wątpienia Bohdan Butenko. Jacek Świdziński dzielnie idzie w jego ślady nie tylko jako rysownik sensu stricte, ale też jako scenarzysta. Chociaż w sumie, to Świdziński operuje zupełnie innym kalibrem tematycznym i jeśli już go na siłę porównywać do Butenki, to jedynie do wizji Pana Bohdana jako nieposkromionego hardkorowca. Kutang – Sklepowy macacz bułek to kawał solidnej schizy. Sztab kryzysowy bułek i debata toczona przez rzeczone pieczywo to pomysły, które nie narodziłyby się nawet w głowie Hiczkoka, o Kamilu Śmiałkowskim* nie wspominając.
Hmarllowe to stała średnia osiągana przez Surpikacza. Inteligentnie i ciepło ironicznie. Rysunkowo to ilustratorska profeska. Powoli zbiera się ilość historyjek o gapowatym detektywie, którą chętnie widziałbym zebraną w zgrabny zbiorek.
Autor znany z cyklu o żyrafach, świniach i ludziach już od pierwszych wrakowych edycji konkursu na pasek komiksowy inspirował się patentem łączenia nieco naiwnej kreski z płaskim kolorem (jak w starych podręcznikach do nauki języków i w totalnie prehistorycznych ilustracjach do „misia”). Efekty są sympatyczne. Czekam na więcej i w bardziej rozbudowanej formie, bo pomysły Micy zawsze mi się podobały.
Kilka lat temu, jako świeżo opierzony debiutant (Hadrian Gadająca Skarpeta i te sprawy) ASU był nazywany cudownym dzieckiem polskiego komiksu. Latka lecą, dziecko trochę wyrosło i jak w przypadku bobasów umiejących czytać w niemowlęctwie, a później na sielskiej wiosce wypasających gąski do końca swoich dni, Asu powyżej pewnego poziomu nie podskoczył. Należy uczciwie przyznać, że poprzeczkę Tomek ustawił sobie bardzo wysoko (wręcz niedosiężnie wysoko - jakby nie patrzeć!) i poniżej swoich możliwości raczej nie schodzi. Tak jest właśnie w komiksie zamieszczonym w MASZINIE. Śmieszna anegdotka (tylko i aż) z sympatyczną pointą.
A tu dla odmiany po fajnej historyjce Asu, dość średnia jednoplanszówka. Graficznie jest interesująco. Autor bawi się różnymi rastrami i przedstawia absurdalny gag bazując na jednym dość statycznym kadrze. Leszkowi sugeruję wsparcie talentem zdolniejszego scenarzysty i można się wspinać na wyżyny komiksowej sztuki, bo rysunkowe poszukiwania nastrajają optymistycznie.
Niesamowity Pan Kozioł szuka wyzwolenia spod wpływu Mleczki. Z tego co widać na planszach „Oszusta”, jest na dobrej drodze. Plusami są: ładna czysta krecha, pomysł na postaci i fajna czcionka.
Jak dla mnie zdecydowany komiks numeru. Reminiscencje podręcznika do Środowiska (z połowy lat ’80) i pointa, która sparaliżowała na kilkanaście minut biuro w którym pracuję. Kolejne osoby dochodzące do ostatniego kadru/planszy/splasza padały na podłogę targane parkosyzmami niekontrolowanego śmiechu. Dzięki Ci MAZOLU! Jesteś geniuszem.
Paweł Pyzik to doświadczony grafik mający w swojej karierze etap oficjalnego ilustratora Gazety Wyborczej jak też projektanta znaczków dla Poczty Polskiej. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Szanowny Bartek Sztybor tym razem poleciał zaś manierą, jakby właśnie przeczytał coś (scenariusz pewnie) napisanego przez Dominika Szcześniaka.
Drugi w numerze, również bardzo dobry komiks Głowonuka. I to jest to, co u niego lubię i na co czekam. Komiksy o dzieciństwie, mamie, babci, bracie – coraz lepiej rysowane i opowiadane tak, że tylko pozazdrościć. I podziwiać.
Marcin Hermann zastanawiał się kiedyś na łamach Esencji jak można przetłumaczyć tytuł „Najwydestyluchniejszego”. No to już wiecie. I możecie się powoli przyzwyczajać do tej nazwy.
Moje pierwsze użycie opencanvas w komiksie i refleksja, że przy „druku niewiadomego pochodzenia” lepiej użyć zamiast szarości rastrów. Bach! Czyżbym właśnie wyważył otwarte drzwi? Coś mi świta, że trzy lata temu (przy okazji „Opowieści Tramwajowych”) sugerował mi to Marek Turek. Aż tyle czasu potrzebowałem na przemielenie tej informacji… (trybiki trybią… zgrzyt zgrzyt)
Bardzo sympatyczna dwuplanszówka. Na początku myślałem, że to dzieło Tkachoza, który okiełznał rozbuchaną ekspresję i postanowił sprawdzić się w eleganckiej formie. Cienka kreska i gra szarościami – coś podobnego mógł zwiastować komiks „Gołębiarz” z pierwszego MASZINA. A tu zaskoczenie! To nie Tkachoz a Gary Glue, którego kiedyś kątem oka przyuważyłem na digarcie.
Po komiksie Mazola jest to na równi z Kutangiem Świdzińskiego komiks numeru. Nieposkromiona wyobraźnia autora oszałamia mnie nie od dziś. Od pewnego czasu bardzo mi się podoba to jak Tkachoz bawi się kadrami. Sekwencja aresztowania myszki w „Sklepkomacie” to mistrzostwo świata w kategorii niepokojącej burleski. Chętnie przeczytałbym kolejny komiks z tymi bohaterami.
Graficznie to Xulm wymiata. Przy okazji warto przeczytać właśnie zakończony V12 żeby mieć rozeznanie w twórczości tego pana. W obu wspomnianych komiksach odczuwam jednak pewien zgrzyt. Otóż chodzi o mocniejsze spointowanie (czy też spointowanie w ogóle). V12 aż prosi się o splasza na zakończenie.
No i tutaj wtopa. Lobsterandscrimp jeszcze w czasach wrakowego konkursu na pasek zadziwiał eksperymentalnym podejściem do rysunku. W „sklepie” nie uświadczymy nowatorstwa, tylko pójście na łatwiznę. Zazwyczaj rozpierdol na planszy był jednak ujęty w ramy przemyślanej formy, a tu zonk! Wyszło coś w stylu jednej z nieudanych projekcji Mateusza Liwińskiego**. MASZINOWY debiut Lobstera wypada niezwykle blado przy innym komiksie, który autor rozprowadzał na WSK.
I tu mała dygresja:
THE MASHUP3 (trio) – książeczka rozprowadzana wśród krewnych i znajomych królika to hardkor i szarganie komiksowych świętości. Ręka, pajac i ludek wywracają do góry nogami uporządkowany świat Tytusa, Romka i A’Tomka. Tytus zamienia się w King-Konga (a może Songo w małpiej postaci?) i oprócz postury zyskuje gargantuicznego pytonga. Ronek odkrywa swoją (homo)seksualność i zostaje gwiazdą jutuba (z hejterskimi konsekwencjami bycia mikrocelebrity). A’Tom zaś robi to co zawsze chciał robić najbardziej wykonując wręcz musicalowy show alfonsa. Całość zwieńczy B16 wykonujący efektownego kamehameha. Jak zwykle religia okazała się remedium na moralną zgniliznę. Po latach dostaliśmy ideową kontynuację pierwszego dzieła Termosa. Takie komiksy Lobstera lubię i na takie czekam. Autorowi narysowanie planszy zajmuje 15 minut, więc szansa na essensziala jakaś jest.
Może na MFK?
Seria znana i lubiana. Tematycznie przypasowała do MASZINA, ale poziomem dowcipu lekko gryzie się z resztą materiału. To taki bardziej „Jejowy” materiał, co nie zmienia faktu że jest to bardzo sympatyczna seria.
Wydaj mi się, że umiejscowienie tego komiksu na samym końcu nie jest podyktowane przypadkiem. Lubię (Jaszczu z tego co wiem też) bezpretensjonalne podejście Sztybora do kwestii miłości w jego scenariuszach, aczkolwiek nie jest to najlepszy komiks tego duetu.
Cztery ostatnie komiksy w MASZINIE są flautą po punkcie kulminacyjnym w postaci „Sklepkomatu”. Później napięcie powoli opada, aż do momentu gdy zamykając pismo nie mamy uczucia niedosytu.
Mam świadomość, że powyżej wiele mądrego nie napisałem, ale autorzy publikujący swoje komiksy liczą na jakąś formę odzewu i ustosunkowania się do ich pracy. Przy publikacji w zinach taki odzew jest bardzo ograniczony, stąd moja próba odniesienia się do wszystkich punktów programu trzeciego MASZINA.
* Wystarczy obejrzeć reklamy Novella napisane przez Kiamila, żeby to sobie uświadomić.
** Autor związany niegdyś z Ziniolem, którego nowych dzieł w reaktywowanym magazynie raczej nie uświadczymy.