
Od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem napisania kilku słów o każdym z wymienionych powyżej albumów. Dziś padło na komiksową antologię rodem zza wschodniej granicy.
We wstępie "Syberyjskich snów" Hihus przybliża sylwetkę autora grafiki - pochodzącego z Jekaterynburga Konstantyna Komardina, który jest jednym z najpopularniejszych rysowników komiksowych w Rosji. Przy okazji dowiadujemy się o nieciekawych realiach rosyjskiego rynku komiksowego i jednocześnie otrzymujemy odpowiedź na pytanie dlaczego Komardin pomimo szczerych chęci, pasji tworzenia i zaangażowania ma na swoim koncie dopiero jeden album komiksowy (jeszcze niewydany u nas "Site-o-polis").
Nie wiem czy u siebie Konstanty doczekał się już antologii, ale ogólne wrażenia już po pobieżnym przejrzeniu zbiorku są pozytywnie zaskakujące (a czasami nawet oszałamiające) i świadczą o tym, że prace autora są zdecydowanie warte uwagi. Przy okazji pierwszego wrażenia warto również wspomnieć o okładce zaopatrzonej w czytelną ilustrację (co nie jest aż takie oczywiste dla wszystkich rysowników) i spolszczonych logotypach wykonanych przez autora.
Po kolei:

Jeśli mamy do czynienia z fabułą bardziej skomplikowaną i wielowątkową, "nadpobudliwość" rysownika przyczynia się do porwania czytelników w płynnie opowiadaną (iluzorycznie "toczącą się samoistnie") historię. Z drugiej strony w momencie gdy scenariusz ma na celu tylko opowiedzenie spointowanej anegdoty, rozbuchanie graficzne rozmywa istotę całej historii i może prowadzić do "rysunkowej masturbacji". Podobnie bywa gdy sam scenariusz jest tylko pretekstem do graficznych szaleństw.
Pierwszą dłuższą nowelką jest narysowana w nieco swobodny sposób "Mechanika uczuć", groteskowa historia o pożądaniu i niespełnionej miłości w stechnicyzowanym świecie. Komiks jest pozbawiony dialogów ale sprawnie poprowadzona narracja nie pozostawia wątpliwości co do przebiegu akcji. Lekko undergroundowa, dość szkicowa kreska została wzięta w ryzy przez konsekwentne kadrowanie na zasadzie zamknięcia ewentualnej dowolności materii w porządku stałej formy. Dzięki temu przyjęta konwencja nie razi, a sama opowieść "wchłania się" nadzwyczaj łatwo. Osobiście trochę żałuję, że nie trafiłem na ten komiks przed narysowaniem "WKŻ", bo nie musiałbym kilka razy wyważać otwartych na oścież drzwi.

Dwa następne komiksy są efektem pracy nad komiksowymi antologiami. "Zabijanie... proste zadanie" powstał na potrzeby międzynarodowego zbiorku "Królik trojański". Jest to efektowna i pełna przerysowanej przemocy historyjka o królikach-terrorystach. W zupełnie innym stylu utrzymana jest nowelka "Cztery trupy", która pierwotnie opublikowana była w antologii "City Stories". Graficznie jest to chyba ukłon w kierunku komiksów polskich kolegów (Gawronkiewicza, Ostrowskiego) a jednocześnie nadal świetnie rozpoznawalny Komardin. Jak zwykle rysownik potrafił narzucić sobie graficzną konwencję, w granicach której rozgrywa swoje autorskie ambicje.

Zwrotki nie są pozerskimi rymowankami niczym z serialu Ekstradycja ("było nas trzech, jak w autobiografii, zero ściemy, taka sama krew i te same geny... " hehe). To brutalne gangsta z Moskwy.
Dodatkowego realizmu historii dodał zabieg celowego "rozrzucenia" kadrów. Są poukładane chaotycznie, jak "fotografie" wspomnień przywoływanych przez podmiot liryczny :)
Sampelek graficzny po lewej. Za to na dole wykonanie oryginalne.
Wideoklipu nie doszukałem się, ale to nagranie z koncertu i tak robi wrażenie.
Zamykające antologię "Pogranicze" jest właściwie minialbumem samym w sobie. Ten najdłuższy w "Syberyjskich Snach" komiks ma bowiem 24 strony i równie dobrze mógłby funkcjonować samoistnie w formie zeszytu (najlepiej rozpoczynającego całą serię). Jak dla mnie jest to najmocniejszy punkt całej antologii. Komardin rysunkowo pojechał w tym komiksie najmocniej. Tutaj nie udaje nikogo. Wszystkie dotychczasowe nawiązania w końcu ustępują własnemu, oryginalnemu (do tej pory często jedynie sugerowanemu pod piętnem inspiracji) stylowi. Artysta z rozmachem kreśli epickie sceny batalistyczne, kilkoma zdecydowanymi kreskami potrafi oddać charakter bohaterów i dramatyzm ich położenia. Brudna krecha idealnie współgra z komputerowym przytłumionym kolorem. Samą historię można sklasyfikować jako dark fantasy/steampunk (?) - brawurowo opowiedziany komiks środka z dużą dawką przemocy i ironicznych tekstów wygłaszanych przez charakternych hirosów.
